Wielka Brytania wymyśliła, że rozwiąże problem palących obywateli poprzez… e-papierosy. Na pierwszy rzut oka brzmi trochę niedorzecznie, ale badania naukowe coraz częściej wykazują, że przyjmowanie przez palacza nikotyny bez spalania tytoniu jest mniej ryzykowne dla zdrowia niż zaciąganie się papierosowym dymem. Na Downing Street w Londynie robią więc wszystko, żeby Brytyjczycy przestali palić. A na Miodowej, gdzie mieści się nasze Ministerstwo Zdrowia, dalej śpią, bo liczba palaczy w naszym kraju rośnie.
Goodbye smoking!
„Dwie na trzy osoby palące umrą z powodu palenia papierosów. To jedyny dostępny w sprzedaży produkt, który zabija, gdy jest prawidłowo używany. Zaproponujemy milionom palaczy nową pomoc w rzuceniu palenia. Będziemy finansować nowy, krajowy program „Swap to stop”, pierwszy taki program na świecie. Będziemy współpracować z doradcami i innymi osobami, aby móc zaoferować milionom palaczy w Anglii bezpłatny zestaw startowy do wapowania”
– mówi Neil O’Brien, minister zdrowia Wielkiej Brytanii.
Wielka Brytania chce do 2030 roku wyeliminować ze swojej przestrzeni dym papierosowy. Uda się to osiągnąć, jeśli odsetek palaczy spadnie poniżej 5 proc. obywateli. Plany są ambitne, ponieważ teraz papierosy pali 13 proc. Brytyjczyków, co się przekłada na blisko 5,5 miliona osób. Ale to i tak doskonały wynik na tle Unii Europejskiej, która – zapewne też dzięki Włochom czy Francuzom, gdzie jest to też kwestia kulturowa – kopci o wiele mocniej.
Według badań Eurobarometru Brytyjczycy, z wynikiem 13 proc. palących, zajmują w Europie 2. miejsce wśród najrzadziej palących papierosy nacji. Na pierwszym miejscu są Szwedzi, gdzie pali 5,6 proc. społeczeństwa. Średnia UE (już po Brexicie) wynosi 25 proc. palaczy.
Z kolei w Polsce, według ostatniego badania PAN, liczba palaczy rośnie. Dziś papierosy pali około 29 proc. naszych rodaków. To wzrost o 3 pkt. proc. w ostatnich 3 latach. A za 7 lat mamy być, jak Wielka Brytania
Wielka Brytania na ostatniej prostej do wyplenienia papierosów
Brytyjski rząd chce przeznaczyć w najbliższych latach aż 45 milionów funtów na program „swap to stop”, czyli w wolnym tłumaczeniu – „zamień, żeby przestać” . jest przekonany, że ten niemały zresztą nakład finansowy na walkę z papierosami długofalowo przełoży się na znacznie większy zysk dla systemu ochrony zdrowia.
Na co mają pójść te pieniądze? Otóż Brytyjczycy chcą stosować dwa systemy motywacyjne. Pierwszy zakłada zachęty finansowe dla kobiet będących w ciąży – będą to bony o równowartości około 2100 złotych (400 funtów), by te mogły sobie kupować środki ułatwiające rzucanie palenia. Albo e-papierosy, podgrzewacze tytoniu czy cokolwiek innego, co jest uznawane w tym kraju za mniej szkodliwe niż palenie.
Drugim mechanizmem motywacyjnym ma być bezpośrednie podarowanie 1 milionowi obywateli rządowego e-papierosa. Szybka matematyka podpowiada więc, że dostałby go co piąty Brytyjczyk, który na co dzień pali papierosy. Brytyjczycy starają się być realistami i uprawiać swoisty „damage control” względem osób, których pewnie nie przekonają do całkowitego rzucenia palenia normalnymi alternatywami.
Marchewką, nie kijem
Założenie brytyjskiego rządu jest proste: jeśli palacz nie może rzucić i za wszelką cenę musi puścić dymka, to lepiej, żeby to robił czymś innym, niż papieros. Na przykład e-papierosem czy podgrzewaczem tytoniu. Podgrzewacze to trochę inna technologia niż e-papierosy, bo zamiast płynu podgrzewają tytoń, ale bez jego spalania.
Obydwie formy przyjmowania nikotyny Brytyjski Departament Zdrowia w swoich raportach wymieniał jako mniej szkodliwe niż palenie. Palacze nie wdychają z nich wielu szkodliwych związków, które trafiają do ich płuc, gdy palą papierosy. I brytyjski resort zdrowia mówi o tym palaczom od lat, chcąc odciągnąć ich od archaicznej metody zawijania tytoniu w bibułę. Zachęca ich do tego, żeby przestali palić, wybierając coś lepszego niż papieros. Coś, co nadal im szkodzi – ale znacznie mniej. I przy okazji – co powoduje mniejsze straty dla systemu ochrony zdrowia.
Ba, nawet WHO w Konwencji Ramowej o Ograniczeniu Użycia Tytoniu (FCTC) mówi wprost o potrzebie ograniczania szkodliwości wyrobów tytoniowych. Europejskie Biuro WHO podkreśla nawet, że „elektroniczne systemy dostarczania nikotyny” są mniej toksyczne od papierosów. To przykre, żeby nie powiedzieć, że skandaliczne, że przez 20 lat – bo tyle czasu obowiązuje już Konwencja FCTC – WHO nie udało się zrobić choćby małego kroku naprzód w walce z papierosami. Nic dziwnego, że państwa biorą dziś sprawy w swoje ręce.
Czy na podobny do brytyjskiego program mogą liczyć Polacy? Czytałem ostatnio, że rezerwa środków NFZ zostanie przeznaczona na organizację kolonii dla dzieciaków z gmin, w których zapewne rząd szuka wyborczego poparcia, więc… nie spodziewałbym się. A składkę zdrowotną podnieśli…