Streamingowy gigant ostatnio wypuścił dokument „Skywalkers: Opowieść o miłości”. Promowanie kryminalistów (sami bohaterowie określają się w ten sposób) to jedno. Wypuszczanie na salony Rosjan, którzy nie odcinają się od wojny i Putina – to sprawa znacznie poważniejsza.
Angela Nikolau i Ivan Beerkus to znana w socialmediowym świecie para rooftopperów. Czyli ludzi, którzy wspinają się na dachy drapaczy chmur, by zrobić jak najlepsze zdjęcie na Instagrama.
Jest to oczywiście nielegalne. Pewnie też trudno uznawać to za sport czy za sztukę. Rooftopperzy więc może i zyskiwali sławę, ale media raczej rzadko ich promowały. Aż Netflix zdecydował się nakręcić o nich dokument „Skywalkers: Opowieść o miłości”.
Oczywiście streamingowy gigant radzi, by samemu lepiej nie próbować wchodzić na wieżowce dla zdjęć. Jednakże – choć motywem przewodnim filmu jest związek obu rooftopperów – tak naprawdę promuje i gloryfikuje ten „sport”. Jeśli efektem popularności filmu będą setki osób, które będą się nielegalnie wdrapywać na drapacze chmur, nie będzie to wielkim zaskoczeniem
Film Netflixa Skywalkers budzi emocje też z innego powodu
Angela Nikolau rozpoczęła swoją karierę w Moskwie – i spora część filmu jest poświęcona właśnie tym czasom. Jej rozwojowi oczywiście nie sprzyjała pełnoskalowa wojna w Ukrainie. Rosyjska para postanowiła wtedy wyjechać z Rosji. Sprzeciw wobec dyktatora? Nic z tych rzeczy, influencerzy dali do zrozumienia, że przeprowadzka była ciężka – i zrobili to przede wszystkim dla kariery.
Znalazły się w filmie rytualne słowa rooftopperów, że są przeciwko zabijaniu ludzi. Ale jakoś zabrakło chociażby kilku słów, że są przeciwko Putinowi i jego dyktaturze.
To jest już dość szokujące. Przez ostatnie lata Rosjanie, którzy nie odcinali się od Putina mieli zakaz wstępu na salony – i słusznie. Wygląda na to, że Netflix się wyłamał. Promuje kryminalistów, którzy dla kilku zdjęć włamują się do budynków – i jednocześnie nie wymaga od nich sprzeciwu wobec wojny. Dziwaczny ruch. Netflix wiele razy poruszał trudne tematy i przedstawiał je od nieoczywistej strony. Może więc lepiej niż opisywać miłosne perypetie wątpliwych influencerów lepiej byłoby nakręcić serial o Rosjanach walczących po stronie Ukrainy – których przecież nie brakuje?