Od marca 2020 r. znaczna część korporacyjnej polski jest na home office. Praca w domu jest teoretycznie znacznie bezpieczniejsza niż ta w zakładzie. Jednak wypadki się zdarzają – podobnie jak śmierć podczas pracy zdalnej.
Jak podaje „Rzeczpospolita” od marca do grudnia 2020 r. Państwowa Inspekcja Pracy odnotowała sześć wypadków osób na home office.
Liczba ta może nie jest zatrważająca, ale jak się okazuje, śmiertelność podczas takich wypadków jest niezwykle wysoka i wynosi aż 50 procent.
Przyczyną takich zgonów była niewydolność krążeniowo-oddechowa.
Śmierć podczas pracy zdalnej i groźne wypadki
A co z pozostałymi wypadkami? Jak się okazuje, nie były one bezpośrednio związane z wykonywaną zdalnie pracą. Jak podaje „Rz”, jedna osoba ucierpiała podczas wizyty w toalecie. Szczegółów wypadku nie znamy, jednak wiemy, że pechowiec upadł i doznał urazu oka.
Kolejny wypadek miał miejsce podczas przygotowywania posiłku – ta osoba uszkodziła sobie żyły. Jeszcze inny pracownik ucierpiał w czasie przemieszczania się.
Dwa z tych nieśmiertelnych wypadków inspekcja za ciężkie, a jeden za lekki.
PIP narzeka jednak, że jest luka w prawie, która bardzo utrudnia badanie okoliczności takich wypadków. Wszystko przez to, że praca zdalna jest słabo opisana w polskich przepisach. I właściwie nie wiadomo, czy odpowiednie komisje mogą przyjeżdżać do domu pracownika i kontrolować, czy może być to jednak uznane za naruszenie miru domowego.
Jednak niebawem luka prawna ma zniknąć – resort pracy, rozwoju i technologii ponoć już pracuje nad odpowiednimi przepisami.
I to jest akurat bardzo dobra informacja. Bo nawet jak w końcu uporamy się z pandemią (choć pewnie tak szybko to się nie stanie), to praca zdalna z nami zostanie. Sporo firm i sporo pracowników (a może i większość jednych i drugich) radzi sobie na home office całkiem nieźle i wcale nie marzy o długich dojazdach do swoich Mordorów.
Jak to jednak zwykle bywa, polskie prawo niezbyt nadąża nad zmieniającą się rzeczywistością. Czas więc, by nieco ją podgoniło.