W pobliskiej Żabce jakiś czas temu zmienił mi się ajent, co jest trochę kiepską sprawą, bo to oznaczało między innymi wymianę całej ekipy.
Poprzednia ekipa była super, natomiast z obecną jakoś nie mam chemii. Zresztą, nowy właściciel to między innymi brak alkoholu i papierosów w ofercie. I choć od tego typu używek od pewnego czasu raczej stronię, to zastanawiam się jaki sens ma Żabka, gdy jej głównym atutem są hot dogi i nierzadko najdroższe na rynku produkty spożywcze?
Przede wszystkim jednak, pomijając zupełnie argument o tym, że dostawa do domu jest o wiele wygodniejsza, niż konieczność ubrania się w kurtkę i przespacerowania nawet głupich kilkudziesięciu metrów, Żabka Jush jest o wiele ciekawszym wyborem od Żabki, ponieważ jest tańsza.
Właściciel sieci stara się zdobyć rynek qcommerce i nie tylko często oferuje lepsze ceny, niż w punktach stacjonarnych, ale na dodatek co miesiąc przyznaje pulę kuponów rabatowych – na 10, 15, i 25 procent się znajdzie. W konsekwencji poczciwa i zawsze droga Żabka zaczyna kusić zupełnie przyzwoitymi cenami. Pisałem już o tym w felietonie Głupio mi mówić, ale żeruję na tym, że Żabka agresywnie skaluje swój biznes.
Czy Żabka Jush śmieje się ajentom Żabki w twarz?
Temat franczyzobiorców Żabki to temat-rzeka. Docierają do nas bardzo sprzeczne sygnały, jednak zdecydowanie zbyt często się słyszy, że wcale nie był to taki super pomysł na biznes, by spać spokojnie.
Muszę więc powiedzieć, że trochę fascynuje mnie jak muszą się czuć ajenci Żabki walczący o swój wynik sprzedażowy (i zarazem byt), jak za każdym razem przed oknem sklepiku śmiga im skuter Żabki Jush, agresywnie konkurencyjny cenowo, który wiezie produkty do klientów prosto z żabkowego magazynu. No bo przecież gdyby je brał z pobliskiego sklepiku, byłoby super. A tak…
Czy można zatem powiedzieć, że Żabka Jush de facto kanibalizuję klasyczną Żabkę? Jak nie wiem co, choć na początek kilka argumentów przemawiających za stacjonarnymi Żabkami. Te stacjonarne Żabki pełnią dziś rolę punktów pocztowych, sklepów monopolowych, sklepów otwartych w niedziele, lokalnej atrakcji fastfoodowej gastronomii, a w co bardziej ponurych miejscach, to nawet punktów lokalnej kultury, gdzie mogą się spotykać grupy znajomych.
Tyle, że wraz ze skuterami Żabka Jush odjeżdża im część rynku, który i tak jest poddany dość ostrej rywalizacji pomiędzy ajentami.
Oto na czym polega problem z Żabkami – to franczyza
Jak czytamy materiały prasowe podsyłane przez Żabkę, to czytamy o 15 000 złotych, o 22 000 złotach gwarantowanego przychodu w pierwszym roku. Ale wiele osób opowiada, że w rzeczywistości realia prowadzenia sklepów pod znaną marką są bardzo trudne, a niektórzy taką przygodę kończyli nawet z długami. Nie ma w tym jeszcze nic zdrożnego. Biznes jest biznes, nie przyłączę się do chóru populistów lewicowych, którzy robią z nierentownych ajentów ofiary jakiejś korporacyjnej przemocy.
Natomiast z pewną dozą zaniepokojenia patrzyłbym na miejscu ajentów Żabki na fenomen darkstore’u Żabka Jush. Grubo ponad połowa Polaków zamawia składniki spożywcze przez internet. To znaczy, że każdego dnia ich sklepy fizyczne tracą przychody i potencjalnych klientów na rzecz nowego, wygodniejszego i tańszego póki co modelu dystrybucji.
I nie zdziwię się, jeśli prędzej czy później stanie się to zarzewiem jakiegoś konfliktu pomiędzy Żabką i jej franczyzobiorcami.