Szef InPostu Rafał Brzoska wpadł na bardzo interesujący pomysł. A gdyby tak polskie przedsiębiorstwa wyszkolił i uzbroiły swoich pracowników na wypadek konfliktu zbrojnego w zamian za ulgi podatkowe? Trzeba przyznać, że brzmi to co najmniej ekstrawagancko. Równocześnie nie da się ukryć, że sprywatyzowane szkolenie wojskowe w dzisiejszych czasach nie jest niczym nadzwyczajnym. Wojna już od dawna stanowi przedsięwzięcie publiczno-prywatne.
Rafał Brzoska wymyślił najwyraźniej sposób na poprawę obronności Polski porównywalny z istnieniem WOT
Gdy mamy za sąsiada Rosję z jej białoruską satrapią, musimy poważnie myśleć o zwiększeniu bezpieczeństwa naszego kraju. Wielki płot na granicy nie wystarczy, nawet linie fortyfikacji trzeba jeszcze mieć kim obsadzić. Doświadczenia ukraińskie podpowiadają, że bez przeszkolonego personelu wojskowego nie da się stawiać oporu agresorowi. Dotyczy to zwłaszcza początkowych etapów konfliktu, zanim ten zdąży przeobrazić się w pozycyjną wojnę na wyniszczenie.
Z naszej perspektywy patrząc, kluczowe jest wytrzymanie do momentu uzyskania wsparcia sojuszników oraz zwyczajne odstraszanie potencjalnego agresora w warunkach pokoju. Tylko skąd wziąć personel wojskowy? Koncepcje budowy wielkiej armii zawodowej niekoniecznie miały pokrycie w rzeczywistości. Wojska Obrony Terytorialnej nie były może złym pomysłem, ale trudno oprzeć się wrażeniu, że to nie do końca rozwiązanie, o które nam chodziło. Co w takim razie można jeszcze zrobić, jeśli nawet nie rozważamy przywrócenia obowiązkowej służby wojskowej? Odpowiedź na to pytanie ma Rafał Brzoska, szef InPostu.
W wywiadzie z magazynem Forbes biznesmen przekonywał, że kolejnym elementem militarnej układanki mogłoby być sprywatyzowane szkolenie wojskowe pracowników polskich firm.
Wyobraźmy sobie, że teraz w 80 różnych miejscach w kraju ujawniają się nagle „zielone ludziki”, jak na Krymie w 2014 r. Obawiam się, że jesteśmy kompletnie na to nieprzygotowani prawnie ani logistycznie. Polski biznes może w tym pomóc – wyszkolić i uzbroić dziesiątki tysięcy chętnych pracowników w zamian za ulgi podatkowe.
Przytoczony wyżej fragment zawiera właściwie wszystkie najważniejsze założenia pomysłu. Tylko czy aby na pewno byłyby to dziesiątki tysięcy potencjalnych rekrutów? Brzoska sugeruje, że gdyby zaledwie 5 proc. wszystkich pracowników w Polsce przeszło takie sprywatyzowane szkolenie wojskowe, to mielibyśmy 50 tys. osób w jakimś stopniu przygotowanych na konflikt zbrojny. Dla porównania: liczebność WOT wynosi obecnie 40 tys. osób.
Sprywatyzowane szkolenie wojskowe to świetny pomysł, który nie wymaga od państwa zbyt wiele wysiłku
To nie koniec. Warto zwrócić uwagę na kolejne słowo kluczowe w wypowiedzi szefa InPostu: „uzbroić”. Brzoska przekonuje, że jeśli InPost otrzymałby ze strony państwa odpowiednie zachęty oraz gdyby istniały ku temu odpowiednie ramy prawne, to firma byłaby w stanie wyposażyć pracowników w broń, kamizelki kuloodporne i mundury. Do tego dochodzą szkolenia strzeleckie bez limitu zużytej amunicji.
Ktoś mógłby powiedzieć, że sprywatyzowane szkolenie wojskowe to czyste szaleństwo. Rodzime korporacje wystawiające oddziały wojskowe spośród swoich pracowników rzeczywiście brzmią niczym żywcem wzięte ze świata Cyberpunk 2077. Z drugiej jednak strony, udział prywatnych firm i w ogóle osób zamożnych w konfliktach zbrojnych jest stary niczym historia.
Także w dzisiejszych czasach to właściwie nic nadzwyczajnego. Najbardziej jaskrawym przykładem są oczywiście prywatne armie w rodzaju Grupy Wagnera czy Academi (dawniej Blackwater). Najemnictwo także w XXI wieku ma się dobrze. Nie sposób jednak nie wspomnieć także o ścisłych związkach pomiędzy Stanami Zjednoczonymi a tamtejszym przemysłem obronnym.
W Polsce za bardzo myślimy o firmach zbrojeniowych po prostu jako o miejscach pracy. Nie wydaje się też, byśmy dostrzegali potencjał tkwiący we współpracy z rodzimymi przedsiębiorcami w sprawach obronności. Tymczasem jakby nie patrzeć bezpieczeństwo Polski to nasz wspólny interes.
Plan Rafała Brzoski nie tylko ma potencjał, ale wręcz jak najbardziej może się udać. Zwłaszcza, że nikt nie powiedział, że do przeszkolenia zgłosi się jedynie 5 proc. pracowników. Zmiany w prawie oraz zachęty podatkowe dla firmy to jednak nie wszystko. Wydaje się, że konieczne byłyby także zachęty indywidualne dla pracowników, którzy chcieliby skorzystać z takiego szkolenia wojskowego. Być może rozsądne byłoby zaproponowanie również im jakiejś specjalnej ulgi podatkowej, albo paru dodatkowych dni wolnych w roku poza samym szkoleniem.