Do tej pory z przymrużeniem oka wysłuchiwałem historii o handlarzach z OLX. Gdy wystawiłem swoje pierwsze ogłoszenie, okazało się, że są jak najbardziej prawdziwe. Najpierw handlowanie o każdą złotówkę mniej za regał za 100 zł, a potem prośby o przetrzymanie towaru przez miesiąc. Sprzedaż na OLX to droga przez mękę.
Jestem w trakcie niewielkiego remontu połączonego z kupnem nowego wyposażenia mieszkania. W związku z tym, że ostatnie popołudnia i weekendy spędzam w marketach budowlanych i sklepach meblowych, postanowiłem nieco zamortyzować wydatki na nowe zakupy. W ruch poszedł aparat i już po kilku chwilach na portalu OLX wystawiłem kilka ogłoszeń z niepotrzebnymi meblami. Nic specjalnego, tylko kilka regałów, biurko i stara kanapa. Każdy jednak wie, że remont to studnia bez dna i w tym szaleństwie przyda się każda dodatkowa złotówka. Za radą znajomych postanowiłem wykorzystać ten portal ogłoszeń lokalnych do pozbycia się niechcianych sprzętów.
Do tej pory niespecjalnie wierzyłem w historie o specyficznym typie handlarzy, którzy opanowali OLX. To znaczy wiedziałem, że istnieją, jednak zawsze uznawałem, że to mocno wyselekcjonowane historie. W sumie nie ma najmniejszego sensu, żeby w internecie dzielić się opowieścią o transakcji, która przebiegła bez zarzutów. Te wszystkie historie uważałem za nic innego jak cherry picking – dobieranie ich pod określoną tezę. Moje ogłoszenia żyły jedynie przez trzy dni i jestem wykończony jak koń po westernie.
Przede wszystkim typowy handlarz z OLX dyskusję zaczyna od targowania się. W zasadzie to nawet nie targowania, tylko z miejsca uznał, że cena w ogłoszeniu z pewnością jest do negocjacji. Dlatego punktem wyjścia w dyskusjach jest cena niższa często nawet o 50% od tej z ogłoszenia. Jeden ze swoich regałów wyceniłem na 100 zł, co uważałem za cenę raczej symboliczną. Pierwsza wiadomość, jaką otrzymałem, brzmiała (pisownia oryginalna).
Wziołbym ale za 50 zł.
Sprzedaż na OLX to droga przez mękę
Typowy handlarz z OLX po tym, jak utarguje 10 zł na regale za 100 zł, przechodzi do drugiego etapu negocjacji. To jest niestety coś, czego nie mogę pojąć za żadne skarby. Nagle okazuje się, że kupującego albo nie ma teraz w mieście (i będzie za kilka tygodni lub za miesiąc), albo obraża się na brak możliwości wysyłki. Zależało mi na tym, żeby rzeczy pozbyć się jak najszybciej, bo nie miałem możliwości ich przetrzymywania. Na to 9 na 10 kupujących zrezygnowało, jak stanowczo im odpisałem, że nie mam możliwości przetrzymania mebli jeszcze przez miesiąc do czasu, aż oni przyjadą do mojego miasta je odebrać.
Co jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe to to, że najpierw zawzięcie targują się o każdą złotówkę, co przecież zabiera sporo czasu, który można poświęcić, chociażby na rozmowy z poważnymi kupcami. Jak już utargują 5 zł, to dopiero przypominają sobie, że przecież ich nie ma w mieście i czy rzecz można trochę przytrzymać.Nie wspominam tu w ogóle o lekceważącym podejściu do sprzedającego, które przejawia się w kompletnym ignorowaniu opisu ogłoszenia. Równie dobrze, zamiast wpisywać wymiary sprzedawanego biurka, mogłem napisać ciąg losowych liczb. Tak czy inaczej, jednym z pytań w rozmowie będzie „a jakie wymiary tego biureczka?” Moim osobistym zwycięzcą był jeden z kupujących, który najpierw podał mi wymiary swojego pokoju, a następnie zapytał mnie, czy biurko się u niego zmieści.
Ostatecznie moja przygoda ze sprzedażą na OLX zakończyła się umiarkowanym sukcesem. Nie pozbyłem się wszystkich mebli, natomiast znalazłem kupca na rzeczy, których chciałem pozbyć się w pierwszej kolejności. Sprzedałem je osobie, której pierwsza wiadomość była bardzo krótka – „kiedy mógłbym je odebrać?„. Bo chyba o to chodzi w sprzedawaniu czegokolwiek na OLX. Portal z ogłoszeniami lokalnymi to taki, który kontaktuje sprzedawcę z kupującym, a nie sprzedawcę z obwoźnym handlarzem, który targuje się o każdy grosz.