Strajk scenarzystów w USA staje się faktem. Wiele wskazuje, że na nowe odcinki seriali Netflixa, Amazona czy HBO trochę poczekamy. Szczęście w nieszczęściu jest takie, że od ostatniego takiego strajku w USA produkcja rozrywki mocno się „umiędzynarodowiła”.
O tym, że wielki strajk scenarzystów w USA jest bardzo prawdopodobny, pisaliśmy już w kwietniu. Teraz została podjęta decyzja – związek zawodowy The Writers Guild of America (WGA) idzie na strajk, a jego członkowie odkładają pióra, długopisy i klawiatury. Jednym słowem – nie będzie miał kto teraz pisać scenariuszy do nowych seriali czy filmów na największych platformach, takich jak HBO Max, Amazon Prime, Netflixa i innych.
Skala strajku będzie gigantyczna – związek WGA ma ok. 11,5 tys. członków. Dotknie to nawet najpopularniejsze formaty typu talk-show w USA, na przykład program Jimmy’ego Kimmela. Prawdopodobnie widzowie będą mogli teraz oglądać tylko powtórki starych programów.
Strajk scenarzystów w USA. No dobrze, to naprawdę zostanie nam tylko TVP?
Brzmieć to wszystko może dziwnie. Ale 15 lat temu podobna sytuacja już miała miejsce. Wtedy naprawdę Hollywood stanęło na 100 dni, zanim scenarzyści w końcu się dogadali ze studiami i firmami telewizyjnymi. Szacuje się zresztą, że strajk kosztował gospodarkę Kalifornii ponad 2 mld dol. Dzisiaj sytuacja wydaje się być znacznie bardziej skomplikowana. Wtedy bowiem scenarzyści walczyli po prostu o lepsze warunki pracy. Teraz chodzi im o zupełnie inny sposób wynagradzania ich pracy w erze platform streamingowych. WGA domagała się nawet rekompensat za stracone jej zdaniem zyski scenarzystów w związku z obecnością filmów czy seriali na platformach. Problemów jest rzecz jasna więcej. Związkowcy sugerują, że studia chcą, by scenarzyści pracowali w modelu freelancerskim. A na to zgody scenarzystów nie ma.
No dobrze, ale czy naprawdę Netflix stanie – lub raczej nic nie zobaczymy tak w zakładkach „nowe”? Z oświadczenia firmy wynika, że platforma „może zasilić serwis programami wyprodukowanymi poza Stanami Zjednoczonymi„, natomiast „amerykańskie seriale ucierpią, jeśli strajk się przeciągnie”.
Cóż, świat rozrywki jest dzisiaj zdecydowanie bardziej „multilateralny” niż w 2007 r., kiedy miał miejsce ostatni poważny strajk scenarzystów w USA. Świetne produkcje powstają przecież teraz w Hiszpanii, Korei Płd., w Ameryce Południowej – a także i w Polsce. Niewykluczone więc, że strajk jeszcze bardziej „odamerykanizuje” świat rozrywki. O ile rzecz jasna światowi twórcy też nie pójdą strajkować.