Jeden ze studentów Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego – jak mniemam, z kierunku lekarskiego – napisał wiadomość do jednego z profesorów, denuncjując kolegów i wskazując na konieczność powtórzenia kolokwium, bo za dużo osób zdało – a przynajmniej zdali ci, którzy zdać nie powinni.
Student WUM donosi na kolegów?
Jeden ze studentów kierunku lekarskiego WUM napisał do jednego z profesorów wiadomość, uprzejmie donosząc o nieprawidłowościach, do których dochodzi podczas prowadzenia kolokwiów w zawiadywanej przez niego katedrze. Wiadomość do profesora belwederskiego doktora habilitowanego nauk medycznych rozpoczyna się soczystym
Dzień dobry
Dalej student zachowuje jednak odpowiednią formę i wyjaśnia, o co mu przede wszystkim chodzi. Pisownia oryginalna – rzecz jasna.
Szanowny Panie Profesorze piszę tą wiadomość do Pana, ponieważ poddaje w wątpliwość rzetelny przebieg kolokwium poprawkowego z Embriologii, które miało miejsce 16 maja br. i wnioskuję o jego unieważnienie i powtórzenie. Ze względu na brak zatrzymania informacji dla siebie zaczynają dochodzić słuchy, że niektórzy poprawkowicze zgłosili się z prośbą do kolegów z roku, którzy zdali kolokwium w pierwszym terminie by z ich konta rozwiązali test poprawkowy tydzień poźniej. Oczywiście trudno teraz komukolwiek coś udowodnić, ale analizując wyniki 1 terminu i 2 można rzeczywiście zauważyć podejrzane sytuacje jak osoby z wynikami 20-24 punktów w pierwszym terminie, nagle po tak krótkim odstępie czasu notują wyniki na poziomie 43 i więcej punktów.
To nie koniec, bo student dopiero się rozkręca.
Koronawirus – klucz do pokonania 1 roku studiów?
Medyk kontynuuje swoją wypowiedź, poddając w wątpliwość rzetelność prowadzenia kolokwiów, wkopując zarazem swoich kolegów/konkurencję na rynku pracy.
Czyżby tak łatwy był 2 termin? Chciałbym zwrócić uwagę, że panująca pandemia otworzyła furtkę nieuczciwości do prób wszelkiego kombinowania dla osób, którzy upatrzyli w dobie pandemii szansę „przewinięcia się” jakimś sposobem i „nieodpadnięcia” po 1 roku studiów.
Nasz bohater załącza również proponowane rozwiązanie, które spowodowałoby pozbycie się problemu studentów, którzy zdać nie powinni.
Gdybym był jednym z asystentów tego przedmiotu zabiegałbym o to, by takie podejrzane osoby wyłapać i zaprosić na stacjonarne spotkanie, by udowodnili że ten sam test jaki pojawił nie w terminie poprawkowym lub nowy nie informując tych osób wcześniej, są w stanie napisać samodzielnie na podobny wynik jaki uzyskali. Jestem przekoanny, że wiele z tych osób nie osiągnie nawet progu 30 punktów. Mam nadzieję, że kolejne kolokwia, a może chociaż egzaminy będą mogły odbyć się jednak w formie stacjonarnej, by Zakłady na Uczelni mogły rzetelnie zweryfikować wiedzę studentów/przyszłych lekarzy.
Jeżeli do tego momentu myślicie, że wiadomość napisał ktoś po prostu złośliwy, to nieco was zmartwię – za tym wszystkim stoi jakaś idea.
Czy lekarz powinien oszukiwać na studiach?
Wiadomość kończy się krótką dygresją, ze wskazaniem na powód doniesienia na kolegów. Nie jest to bowiem – według treści „zawiadomienia” – złośliwość, a troska o lekarski etos.
Jako student chciałbym, by koledzy ze studiów wykazywali się postawą fair play wobec innych, którzy naprawdę solidnie przepracowali cały rok i swoją wiedzą zasłużyli na odpowiednie wyniki.
Czy autor wiadomości będzie lubiany przez kolegów? Wątpię. Czy powinien wysyłać takie zawiadomienia? Bynajmniej.
Nie da się jednak nie zgodzić z zakończeniem. Oczywiście, uczelnie obowiązane są do prowadzenia procesu kształcenia i egzaminowania, a do sprawnego funkcjonowania uniwersytetu nie jest potrzebne studenckie ORMO. Nie znam się oczywiście na tym, w jaki sposób kształcić należy lekarzy, ale faktem jest, że epidemia koronawirusa jest dla cwanych studentów… korzystna.
Przenoszenie zajęć do sieci samo w sobie wytworzyło pewną zasadę, która wyraża się w tym, że – przynajmniej – kolokwia, egzaminy i zaliczenia z natury rzeczy prowadzone są w sposób korzystniejszy dla studenta. Studia lekarskie cechują się wymagającym pierwszym rokiem – i zapewne nie jest to bezpodstawne, więc łatwe przepuszczanie masy studentów przez przedmioty, mające „służyć” do selekcji, to raczej złe rozwiązanie.
Ale, powtórzę – to uczelnia jest od weryfikowania efektów uczenia się, a nie nadgorliwy kolega z roku.