Rzadko się zdarza, żeby Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej orzekał wbrew wcześniejszemu stanowisku swojego rzecznika generalnego. Tym razem jednak Superliga wygrała w TSUE to, co było realnie do ugrania. FIFA i UEFA nie mogą nakładać sankcji na kluby, które zorganizują sobie własne rozgrywki za plecami federacji.
Superliga wygrała w TSUE wbrew zeszłorocznej opinii rzecznika generalnego
Pamiętacie jeszcze Superligę? Dwanaście europejskich klubów piłkarskich stwierdziło, że zorganizuje sobie własne superelitarne rozgrywki. W założeniu miałyby w nich brać udział największe i najpopularniejsze kluby w kontynentalnej piłce nożnej. Superliga prawdopodobnie oferowałaby kibicom lepsze widowisko niż Liga Mistrzów organizowana przez UEFA. Tak to przynajmniej wygląda z punktu widzenia klubów-założycieli. Uczestnicy rozgrywek nie musieliby w końcu tracić czasu na grę z jakimiś tam aspirującymi przeciętniakami.
Z drugiej strony, pomysłodawcy Superligi stanowią jedne z najmocniejszych marek, które niejako niosą na swoich plecach globalne zainteresowanie Ligą Mistrzów. Nic więc dziwnego, że mogła się wśród nich pojawić pokusa niedzielenia się spodziewanymi zyskami z UEFA. Jak się łatwo domyślić, federacja wspierana przez FIFA nie mogła do tego dopuścić. Atmosfera dookoła Superligi błyskawicznie zrobiła się nerwowa. W ruch poszły groźby uruchomienia bezprecedensowych sankcji. Chodzi nie tylko o potencjalne wykluczenie „zdrajców” z rozgrywek UEFA, ale także pozwy na kilkadziesiąt miliardów euro.
Prawdę mówiąc, chyba wszyscy myśleliśmy, że to już koniec Superligi. Kluby-założyciele nie bardzo garnęły się do ryzykowania swojej przyszłości. Nie oznacza to jednak, że nie podjęły próby przełamania monopolu federacji za pomocą środków prawnych. Zarzuciły UEFA praktyki monopolistyczne, a sprawą zajął się Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej.
Uparte niedopuszczanie do powstawania nowych rozgrywek jest sprzeczne z unijnymi przepisami o ochronie konkurencji
Warto przypomnieć, że rok temu rzecznik generalny TSUE sformułował opinię będącą praktycznie w całości po myśli UEFA i FIFA. Obecne zasady stosowane przez te federacje miały być zgodne z prawem Unii Europejskiej. Dotyczyło to także stosowania sankcji wobec niepokornych klubów, które są w nich zrzeszone. Teraz jednak nastąpił nieoczekiwany zwrot akcji: Superliga wygrała przed TSUE. Skład orzekający orzekł w poprzek opinii rzecznika i zarazem po myśli „secesjonistów”.
Najważniejszym elementem wyroku TSUE jest stwierdzenie wprost, że ani FIFA, ani UEFA nie mogą nakładać sankcji na kluby, które biorą udział w alternatywnych rozgrywkach. TSUE zaznacza, że nie orzeka bezpośrednio w sprawie dopuszczenia do powstania akurat Superligi. Równocześnie jednak podważa zasady tych federacji dotyczące praw marketingowych. Uznaje je za szkodliwe dla europejskich klubów piłkarskich, a w rezultacie dla konsumentów i telewidzów. Powód jest prosty: uniemożliwiają im cieszenie się nowymi i potencjalnie interesującymi rozrywkami.
Trybunał uznał także, że piłkarskie federacje muszą respektować wspólnotowe przepisy dotyczące ochrony konkurencji. Właściwie nie ma się co dziwić. Tak naprawdę mamy w końcu do czynienia ze sporem potężnych korporacji, które akurat działają w branży sportowej. Tym samym podmioty dominujące na tym „rynku” mają określone obowiązki w sytuacji, gdy może się na nim pojawić jakiś nowy gracz. Biorąc udział w kształtowaniu zasad tegoż rynku, muszą działać w sposób transparentny, obiektywny, proporcjonalny i niedyskryminujący nikogo. TSUE stwierdził wprost, że UEFA i FIFA tego nie robią.
Superliga w dalszym ciągu stanowi zagrożenie dla hegemonii UEFA i FIFA w światowym futbolu
Skoro Superliga wygrała w TSUE z UEFA i FIFA, to teraz już nie istnieją przeszkody prawne dla utworzenia nowych rozgrywek. Jej przedstawiciele zdążyli zaprezentować swój projekt, który okazał się nadspodziewanie mało elitarystyczny i wykluczający. Superliga chce stworzyć rozgrywki dla aż 64 klubów podzielonych na trzy ligi. Udział mają gwarantować sukcesy sportowe, a nie posiadanie stałego członkostwa. Równocześnie jej przedstawiciele ogłaszają koniec monopolu UEFA i uwolnienie futbolu spod jarzma organizacji.
Co na to druga strona sporu? Jak się łatwo domyślić, całkiem sporo klubów i krajowych federacji składa właśnie hołd lenny UEFA. Część nie chce wypaść z łask „Wielkiego Brata”, część po prostu boi się hegemonii najbogatszych klubów. Projekt Superligi jak był wyśmiewany przez jej przeciwników, tak jest dalej. Możliwe więc, że ostatecznie nic z rozgrywek nie będzie.
Z drugiej jednak strony, osłabienie dwóch przeżartych na wskroś korupcją federacji byłoby czymś, na czym zyskałaby zarówno europejska piłka nożna, jak i społeczeństwa na całym świecie. Być może wreszcie skończyłoby się bezczelne sprzedawanie praw do organizacji mistrzostw i jawna współpraca z totalitarnymi reżimami. Konkurencja ma w końcu zbawienny wpływ na rynek. Warto też zadać sobie pytanie: czy aby na pewno FIFA i UEFA są nam do czegokolwiek potrzebne?