Brytyjscy parlamentarzyści wciąż nie wiedzą czego tak naprawdę chcą. W środę odrzucili wszystkie możliwe warianty wyjścia z sytuacji. Premier Theresa May gotowa była nawet podać się do dymisji, byle tylko przepchnąć przez Izbę Gmin proponowane przez siebie rozwiązanie. Na próżno. Umowa brexitowa odrzucona po raz trzeci zapewne już nie zostanie poddana pod obrady.
Theresa May postawiła na szali swoje stanowisko, byle tylko przepchnąć umowę przez parlament – przegrała
Brexit to niekończący się wręcz kabaret. Referendum brexitowe miało uciąć spekulacje na temat wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej a otworzyło mu drogę. Wielka Brytania miała zyskać na opuszczeniu Wspólnoty, na razie tylko traci – a perspektywy na przyszłość zbyt optymistyczne nie są. Premier Theresa May zapewnia, że to co wynegocjowała z przywódcami unijnymi to najlepsze możliwe rozwiązanie. Umowa brexitowa odrzucona została po raz trzeci. Tym razem, jak podaje CNN, stosunkiem głosów 286 za, 344 przeciw.
Na nic zdały się wybiegi formalne pozwalające w ogóle poddać umowę pod głosowanie. Spiker Izby Gmin, John Bercow, pierwotnie uniemożliwiał taki krok. Powołał się przy tym na stary zwyczaj, w myśl którego nie można po raz kolejny głosować nad tym samym w ciągu tej samej sesji parlamentu. May z umowy usunęła deklarację polityczną, będącą niejako dodatkiem czy załącznikiem do niej, spiker zmienił zdanie. Premier nawet ogłosiła, że jeśli w tym głosowaniu odniesie sukces, to Brexit sfinalizuje ktoś inny. Twardogłowych brexitowców straszyła, że jeśli Izba Gmin odrzuci umowę, to żadnego wystąpienia z Unii Europejskiej może już nie być. Choć niektórzy entuzjaści Brexitu, w rodzaju chociażby Borisa Johnsona, dali się przymusić do głosowania za, większość izby pozostała niewzruszona.
Umowa brexitowa odrzucona, na głosowanie „do skutku” powoli zaczyna brakować czasu
W odpowiedzi na decyzję brytyjskiego parlamentu, przewodniczący Rady Europejskiej, Donald Tusk, zwołał nadzwyczajny szczyt przywódców UE. Będą musieli zdecydować co dalej. Do tej pory Unia Europejska zgadzała się dać Brytyjczykom czas nawet do 22 maja. Pod warunkiem jednak, że parlament zaakceptuje ustalenia z premier May. Umowa brexitowa odrzucona przez Brytyjczyków oznacza, że datą graniczną pozostaje 12 kwietnia. Z tym dniem Wielka Brytania opuści Unię Europejską, bez żadnego wiążącego porozumienia odnośnie tego, co dalej. Warto zauważyć, że Tusk planuje szczyt na 10 kwietnia. Dwa dni to bardzo małe pole manewru dla brytyjskiej premier. Wygląda na to, że unijna cierpliwość się wyczerpuje.
Jeśli teraz Wielka Brytania będzie chciała przedłużać proces wychodzenia z Unii Europejskiej, będą musieli wziąć udział w majowych wyborach do Parlamentu Europejskiego. To odbędą się w dniach 23-26 maja. Takie rozwiązanie dla skłóconej brytyjskiej klasy politycznej oznacza dodatkowe podgrzanie sporu rozrywającego tamtejsze społeczeństwo. W końcu, gdzie wybory tam i kampania. Tymczasem poparcie w Wielkiej Brytanii dla opuszczania Wspólnoty systematycznie spada, w miarę jak koszty całego przedsięwzięcia stają się coraz bardziej oczywiste. Podobnie jak rozmijanie się z rzeczywistością zapowiedzi probrexitowych polityków. Tymczasem internetową petycję na oficjalnej stronie brytyjskiego parlamentu wzywającą rząd do rezygnacji z Brexitu, podpisaną przez niemalże 6 milionów obywateli, rząd Theresy May stanowczo odrzucił.
Umowa brexitowa odrzucona po raz trzeci wcale nie oznacza automatycznie twardego Brexitu – choć jest to najbardziej prawdopodobny scenariusz
Stanowisko rządu nie oznacza, że posłowie nie zajmą się petycją. Debata nad nią odbędzie się 1 kwietnia. Oczywiście, stanowisko parlamentu nie jest dla rządu wiążące. Warto jednak przypomnieć, że w środowych głosowaniach największym poparciem cieszyły się dwa rozwiązania. Jednym z nich było rozpisanie drugiego referendum brexitowego. W tym przypadku zabrakło 28 głosów. Pozostanie w europejskiej unii celnej zbliżyło się do 8 głosów różnicy. Wbrew pozorom, niewiążące głosowania nad wariantami mogą się jeszcze Brytyjczykom wskazać. Pokazują dość jasno tendencje w Izbie Gmin.
Zwolennicy twardego Brexitu niekoniecznie mogą jednak już zacząć wielkie świętowanie. Teoretycznie wystarczy, by do 12 kwietnia nie udało się uzyskać żadnej decyzji a ich cel uda się osiągnąć. W praktyce jednak, rząd ma wystarczająco duże pole manewru, by trwale zablokować taką możliwość. Theresa May nie żartowała – jeśli zgodzi się na dłuższe przedłużenie procedury występowania z Unii, to Brexit może zostać odłożony na długie miesiące. Co więcej, im dalej trwa impas, tym większa szansa, że parlamentarzyści zdecydują się jednak na któreś z „miękkich” rozwiązań. Drugie referendum prawdopodobnie będzie oznaczało koniec marzeń o Brexicie. Możliwe przyspieszone wybory mogą skończyć wiele politycznych karier. Pytanie tylko, czy ktokolwiek w brytyjskim rządzie ma jeszcze wolę, by zawrócić kraj z brexitowego kursu? Jeśli tak, to do tej pory zbytnio się nią nie wykazano.
Wielka Brytania sprawiła sobie brexitową katastrofę na własne życzenie, Polacy powinni obserwować i wyciągać wnioski
Z polskiego punktu widzenia, zamieszanie w Wielkiej Brytanii jest bardzo ważne. Wystąpienie tego państwa z Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej ma duże znaczenie dla naszej pozycji wewnątrz wspólnoty. Krótkofalowo oznacza kłopoty – generalnie z Brytyjczykami polskim rządom było zwykle po drodze. W długim okresie jednak, nasza pozycja rośnie, w miarę jak pniemy się w górę na liście największych gospodarek Unii. Niestety, odejście Wielkiej Brytanii oznacza także wzmocnienie dominującego tandemu niemiecko-francuskiego. Warto także wspomnieć, że w tym kraju przebywa około miliona naszych rodaków. Premier Mateusz Morawiecki przekonuje jednak, że Brexit im nie grozi.
Brexit ma także duże znaczenie kulturowe, także dla mieszkańców naszego kraju. Pokazał Wielką Brytanię taką, jaką jest naprawdę. Okazało się, że to wcale nie kraj biegłych dyplomatów, dystyngowanej rodziny królewskiej i dawne imperium nad którym Słońce nigdy nie zachodzi. Nasi politycy nie mają się czego wstydzić w porównaniu z brytyjskimi kolegami, przy wszystkich niedomaganiach tych pierwszych. Widać jak na dłoni, że każdemu społeczeństwu zdarza się popełniać naprawdę katastrofalne decyzje. Wielka Brytania Brexitem zdążyła skompromitować się w oczach cywilizowanego świata na długie lata. Największą przestrogą, jaką ze sobą niesie zamieszanie dookoła Brexitu, jest to, by nie dać się ponieść demagogii populistów. Umowa brexitowa odrzucona po raz trzeci może Wyspiarzy naprawdę drogo kosztować. Tymczasem każdy kraj ma swojego Nigela Farage’a, czy Borisa Johnsona.