Pierwszą falę koronawirusa Polska przeszła stosunkowo dobrze – choć i tak wiele branż znalazło się na skraju. A jakie skutki będzie miała druga? Prof. Piotr Wachowiak przestrzega przed czarnym scenariuszem. I mówi wprost: możliwy jest nawet upadek połowy firm w Polsce.
Polska wchodzi w częściowy lockdown. Choć rząd woli o lockdownie nie mówić, to gospodarka będzie de facto zamrożona do końca listopada. Mało tego, niewykluczona jest narodowa kwarantanna.
Co to oznacza dla i tak już poturbowanej przez pierwsze półrocze gospodarki? Eksperci nie ukrywają, że trzeba się przygotować na najgorsze. Ale co to dokładnie oznacza?
Profesor ekonomii Piotr Wachowiak podczas spotkania na swojej uczelni przestrzegał przed najczarniejszym scenariuszem – to byłby upadek 30 lub nawet 50 proc. polskich firm.
Które branże są najbardziej zagrożone według rektora tej prestiżowej uczelni? Tu wielkiego zaskoczenia nie ma – profesor wymienia handel, gastronomię, transport oraz turystykę.
„Zamknąć gospodarkę jest łatwo. Trudniej jest potem znów ją uruchomić” – dodał Piotr Wachowiak, notabene pierwszy rektor SGH wybrany w głosowaniu zdalnym. Profesor jednocześnie zaapelował do rządzących, by zamykając kolejne sektory, robili to jednak z głową – i starali się minimalizować błędy.
Upadek połowy firm? Niepewność jest zabójcza dla biznesu
Gdy wczesną wiosną stawało się jasne, jak wielkim problemem będzie pandemia, również pojawiały się czarne wizje. Komisja Europejska prognozuje, że polski PKB spadnie przez cały 2020 rok o 3,6 proc. A jeszcze latem Komisja spodziewała się, że będzie to raczej 4,6 proc.
Razem jednak ze wzrostem zachorowań, optymizm ucieka. Nikt nie wie, ile czasu potrwają obostrzenia – i jak bardzo będą zaostrzane. Do tego zbliżamy się do okresu bożonarodzeniowego. To tradycyjnie czas żniw w handlu, ale i w usługach. Jeśli więc gospodarki nie uda się rozmrozić do początku grudnia, czarne scenariusze profesora z SGH mogą stać się rzeczywistością. Nie mówiąc już o mniejszych branżach – na przykład muzykach, którzy chcą, by rząd wykupywał ich koncerty. Nawet więc przestawianie się firm handlowych na e-commerce nie wystarczy, by zahamować gospodarczą katastrofę.
Nie wspominając już o tym, że wiosną rząd miał spore zapasy gotówki – i można było sporo wydawać na kolejne tarcze. Teraz już doskonale widać, że kolejna pomoc będzie coraz skromniejsza. A na przykład tarcza branżowa nie nie rozwiąże problemów zamrażanych sektorów gospodarki.