W trakcie kampanii prezydenckiej poszczególni kandydaci zaczynają już obiecywać złote góry swoim wyborcom. Było już wypowiadanie unijnych traktatów, odbieranie odznaczeń państwowych, walka z inflacją, nieopodatkowane nadgodziny i powstrzymanie upadku mniejszych miast. Ile z tego ma szanse na realizację? Niewiele. Uprawnienia prezydenta w Polsce nie są szerokie i nie sprzyjają aktywności.
Uprawnienia prezydenta nie pozwalają na spełnienie co bardziej spektakularnych obietnic wyborczych
Praktycznie każde wybory w Polsce to festiwal obietnic. Gruszki na wierzbie, śliwki na sośnie, złote góry. Kandydaci już teraz próbują oczarować swoich wyborców różnego rodzaju deklaracjami tego, czym się zajmą już po wygranej.
Karol Nawrocki zapowiada referendum w sprawie Zielonego Ładu, wcześniej postulował nadgodziny bez podatku. Rafał Trzaskowski chce powstrzymywać degradację mniejszych miast. Sprytnie zasłania się za liczbą mnogą, sugerując raczej popieranie polityki rządu. Gdzieś tam przewija się też odebranie Antoniemu Macierewiczowi orderu Orła Białego. Szymon Hołownia ma pomysł na powołanie nowego organu. Sławomir Mentzen chce nie tylko korzystać z inicjatywy ustawodawczej, ale także zablokować wysyłanie polskich żołnierzy na Ukrainę. Magdalena Biejat chce kompleksowo rozwiązać program mieszkaniowy.
Przykłady można by mnożyć. Pytanie, które powinniśmy sobie w każdym przypadku zadać, brzmi: czy to właściwie realne? Tak się składa, że uprawnienia prezydenta są dość jasno określone przepisami Konstytucji oraz poszczególnych ustaw. Powiedzieć, że odbiegają one nieco od kampanijnej fantazji kandydatów, to jak nie powiedzieć nic.
Na początek warto wspomnieć, że ustrój naszego kraju stanowi swego rodzaju pokraczną hybrydę. Konstytucja z 1997 r. wytworzyła Polsce system, który najlepiej byłoby określić mianem pralamentarno-gabinetowego ze wzmocnioną pozycją prezydenta. „Głowa państwa” brzmi może dumnie, ale w przypadku typowych demokracji parlamentarno-gabinetowych oraz w systemie kanclerskim rola prezydenta jest sprowadzona praktycznie wyłącznie do funkcji reprezentacyjnych. Ot, jest to żywa manifestacja powagi państwa.
W naszym kraju po zmianie ustrojowej istniały silne ciągotki w stronę systemu prezydenckiego, znanego na przykład z Francji czy USA. Problem w tym, że prezydentura Lecha Wałęsy obfitowała w przypadki przesuwania granic uprawnień głowy państwa. W powszechnym przekonaniu obecna ustawa zasadnicza osłabia rolę głowy państwa właśnie dlatego, by przypadkiem do takich zdarzeń w przyszłości nie dochodziło. Nie oznacza to jednak, że uprawnienia prezydenta są w Polsce czysto symboliczne.
Prezydent nie prowadzi autonomicznej polityki względem rządu, za to może skutecznie krępować mu ręce
Co właściwie może prezydent? Zacznijmy od prerogatyw, a więc uprawnień wykonywanych samodzielnie bez konieczności uzyskania kontrasygnaty od premiera. Ich listę znajdziemy w art. 144 ust. 3 Konstytucji RP. Mniej-więcej połowa z nich ma charakter czysto formalny. Mam na myśli na przykład zarządzanie wyborów do Sejmu i Senatu wtedy, kiedy trzeba je zarządzić. Ustalenie dokładnego terminu to oczywiście prezydencki przywilej. Ma on również prawo zwołać pierwsze posiedzenie nowo wybranych izb.
Kluczowe prerogatywy prezydenckie to inicjatywa ustawodawcza, prawo weta, możliwość kierowania wniosku do Trybunału Konstytucyjnego oraz stosowania prawa łaski. W tym przypadku rzeczywiście mamy do czynienia z aktywnymi działaniami, które mają istotny wpływ na tworzenie prawa w Polsce albo sytuację jednostki.
Istotne są także urzędy, których obsadzenie wymaga decyzji prezydenta. Głowa państwa wyznacza sędziów, Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego, Prezesa i Wiceprezesa Trybunału Konstytucyjnego, Prezesa Naczelnego Sądu Administracyjnego, prezesów Sądu Najwyższego oraz wiceprezesów Naczelnego Sądu Administracyjnego. Prezydent powołuje także ustaloną przepisami część członków Rady Polityki Pieniężnej oraz Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji.
Uprawnienia prezydenckie to także te bardziej symboliczne kwestie. W grę wchodzi powoływanie i odwoływanie członków prezydenckich organów doradczych czy nadawanie orderów i odznaczeń. Głowa państwa składa również wniosek do Sejmu o powołanie Prezesa Narodowego Banku Polskiego, a do Senatu o rozpisanie referendum ogólnokrajowego. Prezydent odgrywa ważną rolę w procesie powoływania premiera, ale decydujące znaczenie ma tutaj Sejm.
Istnieją także uprawnienia nieco bardziej symboliczne. Prezydent jest w Polsce zwierzchnikiem sił zbrojnych, ale nie wynika z tego jakaś codzienna „władza” nad wojskiem. Podobnie jest w przypadku polityki zagranicznej. Reprezentuje on nasze państwo, ale musi współdziałać z rządem. Nie powinien kreować jakiejś własnej polityki, jak niektórzy prezydenci już próbowali. Prezydent powołuje także ambasadorów, ale na wniosek ministra spraw zagranicznych. Może się nie zgodzić, minister za to może powierzyć kierowanie polską dyplomacją w danym państwie urzędnikowi niższego szczebla.
Jak widać, uprawnienia prezydenckie służą bardziej ograniczaniu wszechwładzy premiera, rządu i Sejmu, niż umożliwieniu mu kreowania autonomicznej polityki. Tak naprawdę stawką tych wyborów jest przede wszystkim to, czyje inicjatywy ustawodawcze będą wetowane przez następne 5 lat.