Rozrywające serca zdjęcia i filmiki z płaczącymi dziećmi, poruszające historie z życia ludzi, których spotkała ciężka choroba. Niewydolność publicznej służby zdrowia sprawia, że osoby, jakich nie stać na leczenie, coraz częściej wyciągają rękę po pomoc do innych. Tego rodzaju zrzutki wywołują jednak coraz większe kontrowersje. Stąd wpłacając pieniądze w takich sytuacjach, zawsze należy zachować ostrożność.
Trzeba pomagać, ale z głową
Wiele skutecznych metod leczenia nie jest refundowanych przez NFZ. Z kolei na procedury, za które płaci Narodowy Fundusz Zdrowia, często trzeba długo czekać. Niekiedy wręcz latami. Stąd wielu ludzi, którym pomoc potrzebna jest niezwłocznie, zakłada zbiórki na popularnych serwisach pośredniczących w zbieraniu funduszy na leczenie.
Osoby aktywnie korzystające z mediów społecznościowych regularnie widzą wpisy nagłaśniające rozmaite akcje charytatywne. Wiadomości z prośbą o wpłaty często też przychodzą bezpośrednio na nasze skrzynki mailowe. Zwłaszcza jeśli prowadzimy jakąś działalność, a nasz e-mail jest publicznie dostępny.
Jednak w tym obszarze, podobnie jak w wielu innych okolicznościach, często można trafić na oszustów lub na osoby, które usiłują nadużyć nasze zaufanie. Rzetelna weryfikacja ludzi proszących o pomoc na ogół nie leży w interesie serwisów pośredniczących w zbiórkach, te bowiem żyją z prowizji od wpłat.
Weryfikacja, czy dana metoda leczenia jest refundowana przez NFZ
Pierwszą kwestią, którą należy sprawdzić przed przekazaniem darowizny, powinien być szybki research związany z tym, czy pomoc medyczna, na jaką ktoś zbiera pieniądze, jest refundowana przez NFZ. Zbieranie pieniędzy na leczenie refundowane przez NFZ, wbrew pozorom, zdarza się coraz częściej. Rzecz jasna, można z łatwością zanegować zasadność takiego kroku.
Dzieje się tak, ponieważ odległe terminy operacji lub innych procedur w praktyce często i tak powodują konieczność opłacenia prywatnego leczenia. Należy jednak wiedzieć, że co do zasady nie powinno to dotyczyć zbierania na chemioterapię i radioterapię. Jeśli ktoś chce im się poddać, to terminy – dzięki tzw. szybkiej terapii onkologicznej – są na ogół bardzo krótkie.
Można wręcz powiedzieć, że zbyt krótkie. Szybka terapia onkologiczna to specjalny tryb w ramach NFZ-etu, umożliwiający choremu niezwłoczne poddanie się leczeniu. Jeśli ktoś na popularnym portalu zbiera pieniądze na standardową chemioterapię lub radioterapię, powinno to wzbudzić nasze wątpliwości.
Dla jasności sprawy dodam jeszcze, że to oczywiste, że osoba korzystająca z leczenia onkologicznego w ramach NFZ-etu może potrzebować wsparcia na jego uzupełnienie. Na przykład w formie rehabilitacji czy kosztownych suplementów diety. Ma prawo prosić również o pieniądze na koszty życia, gdyż choroba nowotworowa często wyłącza z rynku pracy.
Ale jeśli tak jest, jako wpłacający mamy prawo domagać się tych informacji w treści zbiórki. Pisanie w takiej sytuacji o tym, że zbiera się na chemioterapię czy radioterapię, to moim zdaniem nadużycie. Zresztą sam wynik zbiórki przy takim postawieniu sprawy może być lepszy, bo spora część społeczeństwa wie, za co płaci NFZ w przypadku chorych na raka.
Jasna informacja, na czym ma polegać leczenie i jakie są rokowania
Kolejną sprawą, na jaką warto zwrócić uwagę, są szczegóły dotyczące metody leczenia, którą potrzebująca osoba chce opłacić z uzyskanych środków. Istotne wydaje mi się przede wszystkim to, w jaki sposób chory chce się leczyć, i jakie są w związku z tym rokowania.
Nie mam na myśli obszernych wyjaśnień napisanych językiem medycznym, a zwięźle podane informacje. W wielu opisach zbiórek również tego brakuje. Czytamy więc relacje napisane przez wyspecjalizowanych copywriterów z dramatycznych okoliczności, w jakich ktoś się znalazł. I niestety często brak w nich konkretów, co ma zostać opłacone z potrzebnych 50 000 zł, 100 000 zł czy nawet z jeszcze wyższej sumy.
Bo kwoty, jakie zbierają chorzy, często osiągają nawet 10 mln złotych. To rodzi jednocześnie potrzebę wskazania, jakie są rokowania po skorzystaniu z danej formy leczenia. Czy np. daje ona realną szansę na odzyskanie zdrowia, czy też perspektywa sukcesu jest nikła.
Rzetelnie wytłumaczenie bardzo wysokich kosztów leczenia
Obok tego rozsądne wydaje się uwzględnienie, czy w opisie zbiórki pojawia się jakieś uzasadnienie dotyczące ekstremalnie wysokiej kwoty, na jaką opiewa zbiórka. Kwota rzędu kilkudziesięciu tysięcy złotych na ogół brzmi zasadnie. Choćby dlatego, że specjalistyczna rehabilitacja po wypadku w całodobowym ośrodku może kosztować np. 20 000 zł miesięcznie.
Ale zbieranie miliona złotych na operację w Szwajcarii albo dziesięciu milionów na zabieg w USA ma prawo już wzbudzić naszą czujność. W takich sytuacjach najczęściej wiadomo tylko tyle, że zabieg ma zrobić lekarz z Zurychu albo ze Stanford.
W opisie rzetelnie prowadzonej zbiórki powinno znajdować się wyjaśnienie, skąd wynika taka kwota. Przecież najprawdopodobniej żaden lekarz, nawet w kraju Helwetów czy w Stanach, nie liczy sobie miliona złotych za godzinę pracy – czy nawet za kilka godzin. Dlatego też osobiście oczekiwałabym informacji, co składa się na tę sumę. Ile kosztuje sama operacja, ile dzienny pobyt w szpitalu, ile ewentualna rehabilitacja itd.
Brak jakichkolwiek postępów w leczeniu i stale pogarszający się stan chorego
Opisy wielu zbiórek są też na bieżąco uzupełniane o postępy w leczeniu, a właściwie… często również ich brak. Jeśli w ciągu długich miesięcy nie ma żadnej poprawy, sytuacja zaś chorej osoby systematycznie się pogarsza i generuje dramatyczne apele o dalsze środki, również dobrze jest zachować ostrożność.
Wówczas można bowiem postawić pytanie, czy wpłacając pieniądze, rzeczywiście komuś pomagamy. Bo może ten ktoś leczy się nieprawidłowo, namawiany do tego przez pobierającego prowizję organizatora zbiorki – i powinien tego niezwłocznie zaprzestać. Albo – o zgrozo – nakłaniany jest do tego przez kogoś zza granicy, prowadzącego działalność niepodlegającą polskiemu prawu. Wtedy brak wpłaty na szkodliwą terapię paradoksalnie może komuś uratować życie.