Wojna o słupy reklamowe to kolejny skutek wprowadzenia przez Gdańsk uchwały krajobrazowej. Uchwały miejscami bardzo dobrej, miejscami kontrowersyjnej. Jako gdańszczanin widzę mnóstwo pozytywnych skutków jej przyjęcia. Ale widzę też negatywy. Może to mało popularne spojrzenie, ale słuszna idea ochrony krajobrazu nie może usprawiedliwiać naginania prawa.
Wojna o słupy reklamowe
Na wstępie witam serdecznie przedstawicieli ruchów miejskich, którzy bardzo ochoczo komentowali mój sierpowy tekst, w którym skrytykowałem niektóre aspekty uchwały krajobrazowej w Gdańsku. Mam dla was dobre wiadomości – znów będziecie mogli sobie poużywać. Bo najnowsza odsłona awantury wokół tego aktu znów każe mi stanąć po stronie tych złych korporacji. W tym wypadku chodzi o sieć McDonald`s, ale też takie firmy jak Lidl czy Leroy Merlin. Łączy je jedno – władze Gdańska nakazały im usunąć wysokie pylony reklamowe, a sprawa kończy się w sądzie.
O co chodzi? Otóż zapisy uchwały krajobrazowej, regulujące umieszczanie reklam w przestrzeni miejskiej, są bardzo restrykcyjne. Na tyle, że na przykład Ikea musiała zamalować napis z nazwą sklepu widocznego z trójmiejskiej obwodnicy. Zniknęły też logotypy sklepów z galerii handlowych, a reklama wielkopowierzchniowa jest w wielu miejscach dopuszczalna, ale tylko w formie murali. Zwracałem uwagę, że chociażby ten zapis szybko został nadużyty, czego symbolem była paskudna złota rybka sklepu Moliera2 przy alei Rzeczypospolitej.
Zdaniem sieci McDonald`s, która zaskarżyła do sądu administracyjnego nakaz ściągnięcia słupów reklamowych, zapisy gdańskiej uchwały krajobrazowej są niezgodne z ustawą o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym. Gazeta Wyborcza, która opisała sprawę, informuje że podobna sprawa miała już miejsce w Nysie i tam sieć wygrała.
Ochrona krajobrazu – tak, ale za jaką cenę?
Jeszcze raz podkreślę – gdańska uchwała krajobrazowa zrobiła w mieście wiele dobrego. Zniknęły wielkie reklamy, spod których wyłoniły się cieszące oko elewacje budynków. Miasto pozbyło się kiczowatych szyldów, zamiast których pojawia się coraz więcej estetycznych i artystycznych oznaczeń punktów usługowych. Uchwała rodziła się w bólach, ale jej skutki z przyjemnością odczuwamy wszyscy. Pamiętajmy jednak, że oprócz niezwykle miłych doznań estetycznych, w polskim porządku prawnym obowiązują też normy. A jedną z nich jest swoboda prowadzenia działalności gospodarczej.
Tymczasem uchwała wprowadziła zasady, które przynajmniej na początku ich obowiązywania w niektórych miejscach dały odwrotny efekt od zamierzanego uporządkowania przestrzeni. Wiele osób ma prawo się ze mną nie zgodzić, ale dla mnie budynek kina bez plakatów filmowych czy siedziba klubu muzycznego bez estetycznego informatora o wydarzeniach wyglądają po prostu gorzej. Z kolei w przypadku galerii handlowych logotypy sklepów pełniły funkcję nie tylko reklamową, ale też informacyjną. Po ich zdjęciu na wielu obiektach pozostała pustka, która również dobrze nie wygląda.
Do tego dochodzi aspekt prawny. Uchwała jest pełna mocnych i zdecydowanych zapisów, ale ich przyjęcie musiało wiązać się z ryzykiem naruszenia praw drugiej strony. W opisywanym wypadku chodzi akurat o duże sieci sklepów czy restauracji. Nie można im odmówić prawa do dochodzenia swoich racji w sądzie. Tym bardziej, że z lektury aktów wyższego rzędu wynika, że mogą mieć po swojej stronie racjonalne argumenty. Oczywiście, że wolałbym, żeby pylonów z wielkim dużym „M” było jak najmniej. Ale zobowiązanie przedsiębiorcy do ich likwidacji musi odbywać się zgodnie z literą prawa. Jeśli okaże się, że sądy administracyjne przyznają rację sieci burgerowni, to Gdańsk nie powinien stawiać się w roli ofiary, tylko po prostu swoją uchwałę poprawić. To nie wstyd przyznać się do błędu. Tym bardziej jeśli ma się na koncie tak pozytywne dokonania w polepszaniu krajobrazu pięknego przecież miasta.