Wprowadzona opłata emisyjna zaczęła obowiązywać od 1 stycznia 2019 r. I to prawdopodobnie ona spowodowała, że ceny paliw, mimo tego, że już dawno powinny spaść, stoją niemal w miejscu, a w porównaniu do zeszłego roku – są znacznie wyższe. A przecież ten nowy „podatek” miały zapłacić koncerny paliwowe, a nie kierowcy.
Paliwa tanieją, ale tylko symbolicznie
Z danych podawanych przez portal e-petrol wynika, że ceny detaliczne paliw praktycznie się nie zmieniają. Ewentualne spadki cen są naprawdę symboliczne. W przypadku oleju napędowego i benzyny, czyli dwóch paliw podstawowych, ceny spadły zaledwie o grosz. Nieznacznie lepiej było w przypadku LPG, który potaniał średnio o trzy grosze (ostatnia aktualizacja średnich cen na portalu pochodzi z 3 lipca).
Sytuacja wydaje się dziwna, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że ceny paliwa w hurcie, w porównaniu do zeszłego roku, spadają. Benzyna w hurcie jest o 117 zł tańsza, z kolei olej napędowy – o 130 zł. Wiele się jednak wyjaśnia, jeśli przypomnimy sobie o istnieniu czegoś takiego jak opłata emisyjna.
Wprowadzona opłata emisyjna została przerzucona na kierowców?
Rząd zapewniał, że koszt opłaty emisyjnej nie spadnie na kierowców. Zdaniem e-petrol.pl może być jednak inaczej. Zwłaszcza, jeśli zestawimy spory spadek cen hurtowych w porównaniu z zeszłym rokiem do podwyżki cen detalicznych paliw (również w porównaniu do 2018). Cena detaliczna benzyny w stosunku do zeszłego roku wzrosła aż o 15 groszy, natomiast oleju napędowy – o 9. A trzeba przecież pamiętać, że opłata emisyjna wynosi 80 zł za 1000 l, czyli średnio 8 groszy za litr. To mogłoby z kolei oznaczać, że kierowcy ponoszą już koszt nawet nie części, a całości opłaty emisyjnej wprowadzonej przez rządzących. To w dużej mierze wyjaśniałoby tak dużą dysproporcję nie tylko między cenami hurtowymi a detalicznymi, ale także tym, ile kierowcy płacili w zeszłym roku za litr paliwa, a ile płacą obecnie.
Eksperci zresztą już od momentu pojawienia się opłaty emisyjnej alarmowali, że jej koszt poniosą ostatecznie sami kierowcy. Przedstawiciele koncernów jeszcze w styczniu wypowiadali się, że opłata jest „tak symboliczna”, że wezmą jej koszt na siebie. Wszystko jednak wskazuje na to, że tak się wcale nie stało.
Dochód z opłaty emisyjnej miał być przeznaczony na wymianę pieców (a tym samym walkę ze smogiem) oraz rozwój elektromobilności.