Tylko przez tydzień obowiązywał wprowadzony 13 marca zakaz najmu krótkoterminowego mieszkań i pokoi. Ministerstwo Zdrowia po tygodniu zmieniło w tej sprawie zdanie, co jest dobrą wiadomością dla osób zarabiających dzięki portalom typu Airbnb. Wynajem mieszkania w czasie epidemii jest więc teraz możliwy nie tylko na kilka miesięcy, ale też na przykład na parę dni. Może to niepokoić nadmorskie miejscowości, które boją się „uciekinierów” z dużych miast. Ale chyba niepotrzebnie.
Wynajem mieszkania w czasie epidemii
Wprowadzenie przez rząd pierwszych ograniczeń związanych z epidemią koronawirusa wstrząsnęło wieloma branżami, ale chyba najbardziej tą turystyczną. W jej przypadku jednak od początku coś „nie grało”. Bo rozporządzenie nadal pozwalało prowadzić działalność hotelarską. Zakaz tymczasem dotyczył na przykład właścicieli apartamentów na wynajem. Ci zwracali uwagę, że przecież to w samodzielnych mieszkaniach są o wiele bezpieczniejsze warunki do tego, by nie zarazić się od nikogo. Szczególnie w porównaniu do hoteli, w których ciągle mijamy się z innymi ludźmi.
Tymczasem już po tygodniu, w rozporządzeniu o wprowadzeniu w Polsce stanu epidemii, uchylono ten zakaz. Co ciekawe, nikt o tym uchyleniu głośno nie powiedział. Dopiero po kilku dniach branżowi prawnicy zaczęli analizować dlaczego w owym rozporządzeniu z 20 marca nie ma ani słowa o zakazie działalności turystycznej. Wątpliwości rozwiało wreszcie samo Ministerstwo Zdrowia, które napisało dziennikarzom Konkret24: „Uprzejmie informuję, że rozporządzenie Ministra Zdrowia z dnia 20 marca 2020 r. w sprawie ogłoszenia na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej stanu epidemii zniosło zakaz najmu krótkoterminowego”.
Zniesienie zakazu nie oznacza, że turyści ruszą tłumnie nad morze
Ta informacja, która na pewno ucieszyła branżę turystyczną, z pewnością zaniepokoiła mieszkańców na przykład nadmorskich miejscowości. Którzy boją się, że osoby „uciekające” z dużych miast do odludnych dziś kurortów, przywiozą ze sobą pasażera na gapę w postaci koronawirusa. Dlatego burmistrzowie Helu i Krynicy Morskiej skierowali do wojewody pomorskiego desperackie apele o to, by zamknąć dla turystów Półwysep Helski i Mierzeję Wiślaną. To jednak apele raczej symboliczne. Bo o zamknięciu części kraju można byłoby mówić jedynie wtedy, gdyby to właśnie tam pojawiło się duże ognisko epidemii. A koronawirusa w nadbałtyckich miejscowościach na razie praktycznie nie ma.
Można jednak zrozumieć obawy samorządowców. Przede wszystkim myślą o interesie swoich mieszkańców i obawiają się, że jeśli koronawirus się rozprzestrzeni, to w czerwcu czy lipcu nie będzie można normalnie wznowić przyjmowania gości. Dlatego burmistrz Helu Mirosław Wądołowski mówi: „Dajcie nam i sobie czas. Dajcie nam przygotować się do sezonu. Żebyśmy latem mogli was dobrze ugościć”.
Tymczasem władze Sopotu przyznają, że ruch turystyczny i tak jest praktycznie zerowy. Wiąże się to z ograniczeniami w poruszaniu się. Ludzie nie mogą wychodzić z domów w celu innym niż zaspokajanie podstawowych potrzeb życiowych. Nie zalicza się do nich wyjazd turystyczny, co oznacza praktyczny zakaz rekreacyjnych wyjazdów. Po co więc zniesiono zakaz najmu krótkoterminowego?
Mieszkanie na kwarantannę, na biuro czy na chwilę spokoju
A dlatego, że ludzie potrzebują mieszkań na kilka dni, tydzień albo dwa tygodnie nie tylko z powodów czysto turystycznych. Niektórzy chcą po prostu wynająć sobie mieszkanie na kwarantannę po powrocie z zagranicy, żeby przez 14 dni nie ryzykować zarażenia najbliższych. Inni potrzebują miejsca do pracy zdalnej, bo na przykład domowników jest sporo, a wymaga ona ciszy i spokoju. Jeszcze inni będą potrzebować po prostu oddechu i samotności, a do tego wystarczy wynajęcie na przykład na tydzień pokoju nawet blisko swojego domu. To wszystko było niemożliwe na mocy rozporządzenia z 13 marca. Teraz ta możliwość wróciła i trzeba to potraktować jako dobrą, racjonalną decyzję.
A jeśli jednak trafi się ktoś, kto wyjedzie z Warszawy na tydzień na Półwysep Helski? I co z tego? Nie uważam, że powinien być to powód do paniki i zamykania swojego miasta. Tacy „turyści” i tak będą głównie siedzieć w swoim apartamencie, czasami wyjdą do sklepu czy na spacer do lasu. Nie uważam, żeby takie zachowanie powinno zasługiwać na napiętnowanie.