Sylwia Spurek poinformowała za pośrednictwem Twittera o decyzji Parlamentu Europejskiego. Pozwoli ona nałożyć wyższy VAT na mięso i inne produkty niezdrowe, lub o negatywnym wpływie na środowisko. To jednak wcale nie oznacza ani odesłania mięsa i mleka do historii, ani wygranej „wojny o kotleta i rosół”.
Państwa członkowskie mogą wprowadzić wyższy VAT na mięso, ale wcale nie muszą tego robić
Parlament Europejki dopuszcza wyższy VAT na mięso i inną żywność o negatywnym wpływie na środowisko oraz zdrowie obywateli. Poinformowała o tym na swoim koncie na Twitterze europosłanka Sylwia Spurek. Jej zdaniem najwyraźniej mamy do czynienia z przełomem. Przede wszystkim, taka a nie inna decyzja Parlamentu Europejskiego oznacza porażkę konserwatystów w „wojnie o kotleta i rosół”.
To nawiązanie do słów prezesa PSL Władysława Kosiniaka-Kamysza, który przekonywał, że jego partia nie pozwoli wojującym weganom zakazać ani mleka, ani mięsa, ani rosołu. Argumentował przy tym, skądinąd słusznie, że byłoby to zarżnięcie polskiego rolnictwa. Równocześnie PSL miał postulować zerowy VAT na żywność, wliczając w to także mięso.
https://twitter.com/SylwiaSpurek/status/1450751571130822663
Warto jednak przyjrzeć się bliżej temu, jakie rozwiązanie rzeczywiście wypracował Parlament Europejski. Sama Spurek zamieściła zdjęcie sprawozdania właściwej komisji parlamentarnej dotyczące strategii „od pola do stołu”. Możemy dowiedzieć się z niego, że :
popiera się przyznanie państwom członkowskim większej elastyczności w stosowaniu różnych stawek VAT na żywność o różnym wpływie na zdrowie i środowisko oraz umożliwienie im wyboru zerowej stawki VAT na zdrowe i zrównoważone produkty żywnościowe, takie jak owoce i warzywa, co jest już stosowane w niektórych państwach członkowskich, ale obecnie nie jest możliwe dla wszystkich, oraz wyższej stawki VAT na niezdrową żywność i żywność o dużym śladzie środowiskowym
Z tego fragmentu wynika jasno, że wyższy VAT na mięso w żadnym wypadku nie będzie obowiązkiem państw członkowskich.
Na dedykowane podatki wymierzone w konsumpcję mięsa jest jeszcze za wcześnie. Najpierw niech roślinne zamienniki stanieją
W polskich warunkach rządzący oczywiście mogliby skorzystać z kolejnej okazji do sięgnięcia po pieniądze podatników. Nie byłaby to pierwsza taka operacja zrealizowana z powodu „troski” o nawyki żywieniowe Polaków. Przykłady to chociażby spodziewana podwyżka akcyzy na alkohol i papierosy, oraz tzw. „podatek cukrowy”. To przecież modelowy wręcz przykład funkcji stymulacyjnej podatków w działaniu. Państwo nakłada wyższe daniny na zachowania obywateli, które z jakiegoś powodu są niepożądane.
Obecnie w przypadku mięsa stosujemy obniżoną stawkę VAT. Do jej zmiany rządzący nigdy tak naprawdę nie potrzebowali zgody ze strony Parlamentu Europejskiego. Gdyby tylko chcieli, mogliby nałożyć na nie stawkę podstawową. Taki los spotkał przecież w zeszłym roku krewetki i inne owoce morza. Wszystko dlatego, że autorom nowej matrycy VAT kojarzą się z luksusem. Trudno byłoby dzisiaj udawać, że stawki VAT nie są dobierane w sposób dość arbitralny.
To oznacza, że ewentualny wyższy VAT na mięso zależałby przede wszystkim od tego, jak do sprawy podejdą rządzący. Obecnie w Polsce rządzi Zjednoczona Prawica, której bliżej do tradycyjnej polskiej kuchni, niż do weganizmu. Można śmiało założyć, że PiS i PSL na „wojnie o kotleta i rosół” walczyłyby po tej samej stronie barykady. Pod warunkiem oczywiście, że rząd nie potrzebowałby akurat większego zastrzyku gotówki. Wówczas sentymenty mogą pójść w odstawkę, ustępując miejsca wspomnianej już „trosce o zdrowie Polaków”.
Niezależnie od lokalnych uwarunkowań politycznych, produkcja mięsa w globalnym ujęciu rzeczywiście ma negatywny wpływ na środowisko naturalne. Hodowla zwierząt to nawet 18 proc. światowej emisji dwutlenku węgla i aż 40 proc. metanu. Dodatkowo zużywa zapasy wody pitnej i sprzyja przekształcaniu cennych przyrodniczo terenów pod pastwiska i uprawy roślin na paszę. Do tego dochodzą wątpliwości natury etycznej wiążące się nieuchronnie z masową hodowlą żywych istot na mięso oraz warunkami tejże hodowli.
Wyższy VAT, czy nawet dedykowany podatek od mięsa, wydaje się właściwie kwestią czasu. Należałoby się jednak wstrzymać z tego typu rozwiązaniami do momentu, aż alternatywy – jak chociażby roślinne zamienniki – nie tylko się upowszechnią, ale również stanieją do poziomu akceptowalnego dla przeciętnego Kowalskiego.