Taniej już niestety było. Nadchodzi wzrost cen paliw, mimo że generalnie na świecie wcale nie jest drożej. „Na szczęście” ceny nie powinny przekroczyć wartości sprzed pandemii, ale tendencja wzrostowa nie napawa optymizmem. Kto wie co będzie za miesiąc, czy dwa…
Wzrost cen paliw
Serwis „WGospodarce.pl” podaje, powołując się na efekty badań analityków portalu „e-petrol”, że nadchodzi wzrost cen paliw. Co ciekawe, na rynku międzynarodowym notuje się ogólny spadek cen ropy po ostatnim okresie zwyżek, ale polski rynek – co nie powinno dziwić – przejawia tendencję odwrotną. Ceny paliw na stacjach będą po prostu wyższe i my – obywatele – za wiele z tym nie możemy zrobić.
Eksperci prognozują, że w okresie od 15 do 21 czerwca benzyna bezołowiowa 98 kosztować będzie 4,43-4,57 złotych, a cena benzyny bezołowiowej 95 wyrażać się będzie w przedziale 4,10-4,23. Podwyżki obejmą również olej napędowy, którego litr kosztować ma od 4,13 do 4,26 zł. Cena LPG – rzecz jasna – także wzrośnie i gaz średnio kosztować ma 1,86-1,94 zł.
Źródłowy serwis wskazuje, że ostatnie sześć tygodni to w ujęciu globalnym generalny wzrost cen ropy i dopiero teraz można zaobserwować spadek wartości. Analiza rynku naftowego nie powinna być jednak wyznacznikiem co do samych cen paliw w Polsce. Jak można zaobserwować, nawet, gdy generalnie paliwa tanieją, to w Polsce może być – i w tym wypadku jest – zupełnie odwrotnie.
Ceny paliw
Ceny paliw w Polsce to generalnie kontrowersyjna sprawa, skoro zdamy sobie sprawę z tego, że nawet mając na względzie wahania cen ropy na rynku globalnym, płacić powinniśmy znacznie mniej.
Na ceny paliw w Polsce składają się – oprócz ceny surowca i marży – opłata paliwowa i emisyjna, akcyza, a także 23-procentowy podatek VAT. Oczywiste jest, że paliwa – wszystkie dostępne na większości stacji – mogłyby być znacznie tańsze, skoro większość ceny stanowią podatki. Niestety, obecny stan rzeczy nie zmieni się w niedalekiej przyszłości, a kolejne władze niewiele z obecnym stanem rzeczy robią.
Niska cena paliwa wywołana globalnymi wahaniami cen i zawirowaniami na rynku naftowym była niewątpliwie łyżeczką miodu w epidemicznej beczce dziegciu, bo trudno nazywać to jakimś pozytywem w obliczu generalnego kryzysu, czy ludzkich tragedii. Benzyna za nieco ponad 3 złote za litr okazała się jednak być czymś niespotykanym tak bardzo, że najmłodsi kierowcy takich cen nigdy wcześniej nie widzieli na oczy.
Niestety, tak szybko jak ceny drastycznie spadły, tak wracają do „normalności”. A szkoda, bo tańsze paliwo – choćby o część podatków – byłoby wyjątkowo dobrze odebrane przez społeczeństwo, jako odpowiednie wsparcie podczas pandemii. Byłaby to realna pomoc, bowiem podróżowanie samochodem, choć z jednej strony zasadniczo nieekologiczne, to stanowi przecież najbezpieczniejszy sposób przemieszczania się w dobie koronawirusa.