Wzrost zakażeń po protestach z pewnością będzie prezentowany w mediach publicznych jako coś oczywistego, co wynikać będzie z nieodpowiedzialności obywateli. Abstrahując od tego, czy protesty faktycznie wpłyną na zakażenia, które cały czas rosną niemalże wykładniczo, warto zwrócić uwagę na pewien trik, który zastosowano.
Wzrost zakażeń po protestach?
Na mechanizm jako pierwszy wpadł Jacek Sz, przedstawiając osobliwy mechanizm na swoim facebookowym profilu. Zakażeń jest coraz więcej, a granicę 20 tys. wykrytych w ciągu doby przypadków SARS-CoV-2 przekroczono już wczoraj. Dzisiaj zakażeń jest jeszcze więcej.
Kontrowersyjny wyrok TK w sprawie aborcji płodu z przyczyn patoembriologicznych wywołał protesty, które są przedstawiane przez publiczne media jako istotne źródło zakażeń. Prokuratorzy otrzymali ponadto instrukcje, by ścigać organizatorów i wszystkich, którzy uczestniczą w protestach. Oczywiste więc jest, że aktualna narracja wokół społecznego buntu jest wybitnie negatywna.
Ciągle mówi się także o tym, że protesty wpłyną na wzrost zakażeń. Amerykański portal „Modern Healthcare” w odniesieniu do protestów w związku ze śmiercią George’a Floyda wskazał jednak, że tamtejsze protesty raczej nie wpłynęły na wzrost zachorowań.
W Polsce mogą jednak wpłynąć i wynika to m.in. z pewnego triku, który zastosowano w rozporządzeniach tzw. covidowych. Od 5 listopada relacja między próbkami przebadanymi, a wynikami pozytywnymi, będzie wyrażać się w tym, że zakażeń będzie pozornie więcej. Pozornie.
Jak to działa?
Najpierw warto usystematyzować pewne bazowe kwestie. Testy na koronawirusa można wykonać na własny koszt – bądź też na koszt państwa. Rozporządzenie covidowe z 9.10.2020 r. określa, że liczbę przeprowadzonych testów podaje się do publicznej wiadomości sumując liczbę prywatnych próbek i tych „państwowych”, natomiast liczba zakażonych wynika jedynie z tych badań, które wykonywane są na NFZ.
„Dzięki” rozporządzeniu z 23.10.2020 r. zakażeń jest więcej. Wynika to z faktu, że podawane liczby zakażeń to suma testów zarówno tych na NFZ jak i prywatnych. Sytuacja zmienia się jednak z dniem 5.11.2020 r. Wówczas liczba podawanych zakażeń będzie wynikać ze zsumowania testów pozytywnych (zarówno na NFZ jak i prywatnych), natomiast podawać się będzie jedynie liczbę przebadanych próbek w ramach testów ze środków publicznych.
Podsumowując zatem, od:
- 9.10.2020 r. podawano liczbę wszystkich przebadanych próbek, ale liczbę zakażonych – tylko na podstawie próbek pobranych w ramach testów na NFZ
- 23.10.2020 r. podaje się liczbę wszystkich przebadanych próbek (zarówno pobranych w ramach testów na NFZ jak i testów prywatnych), a ogólną liczbę nowych zakażeń – na podstawie sumy pozytywnych testów na NFZ i prywatnych
- 5.10.2020 r. podawać się będzie liczbę przebadanych próbek pobranych w ramach testów na NFZ, natomiast liczba zakażeń będzie podawana na podstawie sumy pozytywnych testów wykonanych zarówno na NFZ jak i prywatnie
Co to oznacza?
Większy procent zakażonych
Sytuacja jest dosyć zastanawiająca. Taki sposób liczenia wyników badań na obecność koronawirusa spowoduje, że liczba zakażeń będzie wprawdzie rzeczywista, ale udział próbek „dodatnich” spośród wszystkich stanowić będzie pewną nadinterpretację. Warto też zwrócić uwagę na drugi aspekt rzeczonej sytuacji. Od 9 do 23 października (upraszczając, bo to są daty ogłoszenia rozporządzeń, a nie dokładny przedział ich obowiązywania) mimo dużej liczby testów, wyniki podawano jedynie z tych, które robiono na NFZ.
Taka sytuacja nieco zmienia obraz tego, co się ostatnio dzieje. W związku z powyższym stanem rzeczy pojawia się wiele pytań. Sytuacja staje się coraz bardziej medialna, w związku z czym zapewne niedługo pojawi się jakiś komentarz KPRM czy MZ.