Lada moment w życie wejdzie zakaz lotów od 2 września. Opublikowane już rozporządzenie zawiera listę 44 krajów, do których nie będziemy mogli dostać się z Polski samolotem. Co ciekawe, na liście nie znalazły się – wbrew zapowiedziom – dwa bardzo istotne kraje: Francja i Chorwacja. I to w momencie gdy każdy, kto mógł, odwołał już planowany tam na wrzesień urlop. Po co nam taki chaos?
Zakaz lotów od 2 września
Przypomnijmy, rozszerzenie zakazu lotów obejmie od 2 września między innymi popularne turystyczne kierunki, takie jak Hiszpania, Albania i Malta. Istotne będzie też wprowadzenie na tę listę Rumunii, do której również chętnie wyjeżdżają Polacy. Na liście „zakazanych” krajów pozostają między innymi Czarnogóra, Bośnia i Hercegowina, Armenia, USA czy Izrael. Co ciekawe, wznowić będzie można loty do Chin oraz Rosji.
To, co dzieje się z tym rozporządzeniem, wygląda na zabawę w rosyjską ruletkę. Pierwotnie miało ono wejść w życie już 26 sierpnia. Ale potem rząd zmienił tę decyzję i przełożył ten termin na 1 września. A że na liście krajów objętych zakazem od początku miała być Hiszpania, do której na wypoczynek udał się były minister Łukasz Szumowski, w sieci pojawiły się złośliwe komentarze twierdzące, że rozporządzenie pisane jest pod polityków partii rządzącej, żeby mieli czas wrócić.
Jednocześnie w pierwszym wykazie krajów objętych zakazem ujęte były i Francja, i Chorwacja. Taka informacja zelektryzowała osoby, które szczególnie w tym drugim kraju planowały wrześniowy urlop. Co oczywiste, natychmiast posypały się odwołania rezerwacji zarówno lotów, jak i pobytów w hotelach i pensjonatach. Jakżeż polscy turyści musieli się zdziwić, gdy zobaczyli wczoraj ostateczną listę państw, z której wynika, że do Chorwacji i Francji jednak… można polecieć.
Po co taki bałagan?
Sprawdziłem – w Chorwacji przez trzy dni (26-28 sierpnia) odnotowano ponad 300 przypadków koronawirusa dziennie. Liczba ta jednak bardzo szybko zaczęła spadać. Rząd zwykle chwali się, że wszystkie swoje decyzje opiera na precyzyjnych statystycznych wyliczeniach, ale jak rozumieć decyzję podyktowaną nagłym, trzydniowym skokiem? Gdyby inne kraje kierowały się takim tokiem myślenia, to do Polski nikt by nie mógł dolecieć od dobrego miesiąca, bo u nas takie parodniowe skoki to norma.
Z Francją sytuacja jest jeszcze dziwniejsza. Liczba nowych przypadków od tygodnia utrzymuje się na wysokości około 5000 dziennie. Tylko jednego dnia nastąpiło wybicie krzywej ponad 7000 przypadków, po czym liczba znów spadła. Czy polski rząd zapowiedział umieszczenie Francji na liście krajów objętych zakazem lotów z powodu tego jednego dnia zwyżki?
Latanie po koronawirusie to oczywiście bardzo problematyczna sprawa. Ale mam wrażenie, że niektóre decyzje naszych decydentów niepotrzebnie dodatkowo jeszcze tę sprawę utrudniają. Linie lotnicze i tak działają na pół gwizdka, desperacko walcząc o każdego pasażera. I w przypadku tak nagłego i, jak widać, nieuzasadnionego zagrożenia wpisaniem któregoś kraju na listę zakazową, kolejne pieniądze uciekają liniom z rąk. A przy okazji rujnują Polakom plany urlopowe, a takim Chorwatom utrudniają wyjście z finansowej zapaści.
Co nas czeka jesienią?
To tylko moje osobiste przeczucie, ale obawiam się, że jesień minie pod znakiem pozamykanych granic w większości europejskich krajów. Da to poszczególnym rządzącym propagandowy efekt kontroli nad pandemią i odsunie w czasie jesienny lockdown, być może doprowadzając do tego, że w ogóle go nie będzie. I nie wiem czy mimo wszystko nie będzie to bezpieczniejsza sytuacja dla rynku lotniczego niż obecny chaos z zakazem lotów. Bo nie tylko polski rząd podejmuje ad hoc decyzje o nagłym zamknięciu połączeń z danym krajem. Dzieje się to w całej Europie. Już teraz mało kto planuje jakąkolwiek podróż na jesień. Problem w tym, że jeśli stary kontynent się pozamyka, to linie lotnicze, by przeżyć, będą potrzebowały jeszcze potężniejszego zastrzyku gotówki.