Samochody elektryczne są promowane jako ekologiczne i niezwykle praktyczne. Wciąż zbudzają jednak spore kontrowersje, zwłaszcza wśród zarządców parkingów. Wszystko za sprawą nagłaśniania pożarów tych samochodów przez media (co w Polsce nie jest aż takie częste, jeżeli wierzyć statystykom). Zarządcy parkingów jednak się boją i wrzucają elektryki na czarną listę.
O ile w przypadku prywatnego zarządcy parkingu sytuacja związana z zakazem parkowania samochodów elektrycznych jest jasna, to już w przypadku wspólnot mieszkaniowych pojawia się dyskusja. Nie dotyczy ona jednak pytania, czy faktycznie ryzyko pożaru samochodu elektrycznego jest większe niż w przypadku benzyniaka, jednak samej możliwości zakazu wjazdu elektryków na wspólny parking.
To zarządca terenu odpowiada za bezpieczeństwo
O zakazie wjazdu samochodów elektrycznych na poszczególne parkingi w Polsce było głośno w minione wakacje. Zwykle zakaz dotyczył parkingów podziemnych, gdzie pożar samochodu spowodowałby duże niebezpieczeństwo. Na parkingu prywatnym to właściciel (lub zarządca terenu) odpowiada za bezpieczeństwo i ustala odpowiednie reguły, w związku z czym może zdecydować się na wprowadzenie zakazu wjazdu samochodów elektrycznych (niezależnie od tego, czy ich właściciele poczują się pokrzywdzeni).
Nieco inaczej wygląda sytuacja w przypadku wspólnot mieszkaniowych (które również próbowały wprowadzić zakaz wjazdu elektrykami na wspólnotowe, podziemne parkingi). Nawet jeżeli wspólnota mieszkaniowa faktycznie jest właścicielem danego terenu, odpowiada na nim za bezpieczeństwo i nie podlega to dyskusji, to już uchwała zakazująca wjazdu samochodów elektrycznych na parkingi może godzić w interesy poszczególnych członków wspólnoty i ci mogą ją skarżyć.
Czy jest podstawa prawna aby zakazać wjazdu samochodom elektrycznym na parkingi?
W polskim prawie brak jest szczególnych regulacji dotyczących samochodów elektrycznych. W imię teorii, że co nie jest zakazane, jest dozwolone, nie ma podstaw do wprowadzania zakazu poruszania się elektrykami w poszczególnych strefach, czy uniemożliwiania im wjazdu na parkingi (poza wspomnianymi już terenami prywatnymi).
Większy problem dotyczy właśnie wspólnot mieszkaniowych. Tutaj sprawa jest dyskusyjna, ponieważ zasadniczo wspólnota może podjąć uchwałę zakazującą wjazdu na podziemny parking samochodom elektrycznym. Jednak taka uchwała może być zaskarżona, jako godząca w interesy danego członka lub członków wspólnoty. Sąd w takiej sytuacji musiałby pochylić się nad sprawą i podjąć decyzję, czy uchwałę utrzymać w mocy, czy też nie.
Większy problem pojawia się, jeżeli parking jest odrębnym lokalem użytkowym (i ma własną księgę wieczystą). Członkowie wspólnoty w takiej sytuacji są współwłaścicielami (współwłasność ułamkowa) i każdy z nich ma prawo do korzystania z rzeczy, czyli w tym przypadku z parkingu. Tutaj uprawnienie do korzystania z rzeczy mogłyby ograniczyć względy bezpieczeństwa, jednak obecnie większość obiektów powinna być wyposażona w odpowiednie systemy.
Czy samochody elektryczne faktycznie są takie niebezpieczne?
W przypadku omawiania zakazu wjazdu samochodów elektrycznych na podziemne parkingi pojawia się dylemat dotyczący pierwszeństwa względów bezpieczeństwa (które mogą być w tym przypadku pozorne) nad uprawnieniami jednostki i jej swobodami, wynikającymi między innymi z kodeksu cywilnego. Pozostaje więc zastanowić się, czy samochody elektryczne faktycznie są takie niebezpieczne?
Elektryki mają swoich zwolenników i przeciwników, jednak statystyki mówią o faktach. Zgodnie z danymi Państwowej Straży Pożarnej, w 2020 roku doszło do 14 pożarów samochodów hybrydowych oraz 2 pożarów aut elektrycznych. W 2021 roku paliło się 13 hybryd i również 2 elektryczne. W 2022 roku doszło już do pożaru 13 hybryd i siedmiu samochodów elektrycznych.
Dane obecnie nie są zatrważające, jednak należałoby się zastanowić, czy wynika to z faktu, że samochody elektryczne wcale tak często nie płoną, czy z niewielkiej liczby elektryków w Polsce. Faktem pozostaje problem z gaszeniem pożaru elektryka – akcje strażaków w takich sytuacjach mogą trwać nawet kilkadziesiąt godzin, gdyż proces gaszenia i schładzanie baterii jest procesem bardziej wymagającym, skomplikowanym i długotrwałym, niż miałoby to miejsce w przypadku gaszenia zwykłego benzyniaka.