Rządzący nie wprowadzą zakazu wesel podczas epidemii, ani nawet jakkolwiek weryfikowanych co do przestrzegania ograniczeń. Kilkanaście tysięcy złotych za brak maski czy niezachowanie dystansu nie zdenerwuje wyborców tak bardzo, jak atak na tradycję.
Zakaz wesel podczas epidemii
Wesela stanowią dosyć ciekawą płaszczyznę rozwoju epidemii koronawirusa. Same skupiska ludzi – jako takie – naturalnie powstają i nie ma z nimi problemu, natomiast wesela są czymś więcej, w tym negatywnym sensie. Organizowane w zamkniętych przestrzeniach, przy udziale esencji negatywnej części stereotypowej, archetypicznej polskości – pt. zasady są po to, by je łamać – to istne zagrożenie.
Na weselach zbierają się ludzie w dużej mierze przyjezdni, często z grupy ryzyka. Idąc na wesele organizatorzy nie przejmują się stanem zdrowia gości. A nawet jeżeli, to przecież niezaproszenie kogoś z oczywistej grupy ryzyka i liczenie na to, że sam zrezygnuje, to czysty nietakt.
Wesele również zasadniczo jest polem do zażywania nadmiernych ilości szkodliwego narkotyku – etanolu. Alkohol, jak wiadomo powszechnie, zaciera granice. Obniża też poziom wstydu, katalizuje emocje i odczucia, więc wprost przyczynia się do zacierania społecznego dystansu.
W końcu wesele to też najczęściej zabawa taneczna. Dodając do tego powyższe można zauważyć, że – niezależnie od tego, czy uznajemy epidemię koronawirusa za niebywałe zagrożenie, czy za przejściową niedogodność – wesela na liście niebezpiecznych dla zdrowia wydarzeń plasują się dzisiaj dosyć wysoko.
Jeżeli nie całkowity zakaz, to chociaż częściowy
W tekście dot. kontroli na weselach przywołałem słowa premiera Mateusza Morawieckiego, który – powołując się na dane GIS – wprost stwierdził, że to wesela są najlepszym źródłem zakażeń. Biorąc pod uwagę wszystkie powyższe czynniki i okoliczności trudno uznać, by było inaczej.
Władza zauważyła problem, ale jedynie lekko straszy. Zamiast wprost wyeliminować płaszczyznę zakażeń – podkreślę, nie mówię o ślubach, a o samej celebracji, czyli weselach per se – władza przyjmuje postawę Jeana Claude’a Van-Damme’a
Z jednej strony przedstawiciele władzy, na czele z ówczesnym ministrem zdrowia Łukaszem Szumowskim, grozili obywatelom palcem. Była mowa o ewentualnych kontrolach sanepidu na weselach – by weryfikować przestrzeganie obostrzeń – bądź też o wprowadzeniu dodatkowych restrykcji.
Z drugiej strony żadnego wprowadzania utrudnień dla weselników nie ma i chyba nie będzie. Oczywiście, są pewne restrykcje dot. powiatów żółtych i czerwonych. W przeciwieństwie jednak do dyskotek – wesela i tak można organizować, a w praktyce nikt nie skontroluje, czy prawo jest przestrzegane.
Takie udawanie, że problemu nie ma, wpisuje się w politykę rządzących. Nie wiem, czy chodzi tu o pokrętną realizację polityki prorodzinnej, czy po prostu strach przed zdenerwowanymi obywatelami. Tych, którzy skoro już nie noszą maseczek, to tym bardziej nie przełkną zakazu wesel podczas epidemii, czy nawet wyrywkowego kontrolowania przestrzegania prawa.
Czy zakaz wesel podczas epidemii jest jedyną drogą?
Wesela oczywiście nie są złe. To bardzo ważne wydarzenia, okazja do spotkań, niezapomniane przeżycia i wspomnienia zarówno dla weselników, jak i młodych par. To także ważny element gospodarki, szczególnie, że branża okołoeventowa znalazła się w trudnej sytuacji.
Niestety, Polacy generalnie nie przejmują się obostrzeniami, a władza generalnie nie przejmuje się, by były one racjonalne. Z tego wynika, że – szczególnie w obliczu epidemii – wesela są de facto wyjątkowo niebezpieczne. A przynajmniej na płaszczyźnie zagrożeń plasują się bardzo wysoko. Jeżeli gdzieś powinno się zadziałać, to przede wszystkim właśnie tam.
I wynika to po prostu z realiów, o których władza woli nie mówić za wiele. Wydaje się niestety, że jest to przestrzeń, w której troska o zdrowie i życie obywateli spotyka się z płaszczyzną, której lepiej nie ruszać. Atak na tradycję i zabawę w sposób, który zwyczajowo przyjęto w społeczeństwie, to atak na obywateli.
I – żeby było jasne – całkowity i bezwzględny zakaz wesel podczas epidemii jest zasadniczo tak samo racjonalny sensowny, jak ogólny lockdown. Czyli wcale. Jest to jednak przestrzeń, która w obrębie koronawirusowych zakazów powinna pojawiać się jako pierwsza. Skoro nie zakaz, to chociaż ograniczenia, które byłyby odpowiednio sprawdzane w kontekście ich przestrzegania.