Zakazane energetyki? To jeszcze bardzo daleka perspektywa. Ale takie napoje są coraz bardziej na cenzurowanym. Holenderskie sieci Aldi i Lidl zapowiedziały, że nie będą już sprzedawać energetykom najmłodszym. Wcześniej to samo zrobił duński Lidl.
Dla osób urodzonych w późnych latach 80. i wczesnych 90., energetyki to coś w rodzaju kultowego napoju. Dawały kopa na boisku, na imprezach, przed egzaminami i na bezpłatnych stażach. A przede wszystkim taki Red Bull był zawsze superfajną marką, która sponsorowała imprezy, sporty ekstremalne i miała najzabawniejsze reklamy.
Zakazane energetyki dla najmłodszych. Na razie w Holandii i Danii
Na pewno napoje energetyczne specjalnie zdrowe nie są, choć o tym jak bardzo, to chyba przekonamy się, gdy generacja lat 80. zrobi się naprawdę stara. Jednak coraz więcej osób chce oszczędzić młodym generacjom eksperymentów z energetykami. Duże sieci handlowe postanawiają zakazać ich sprzedaży najmłodszym. Jeszcze nie w Polsce, ale trend jest widoczny i pewnie trafi w końcu i do nas. Taką decyzję, jak informują Wiadomości Handlowe, podjęły dwa oddziały znanych dyskontów w Holandii. Od 1 września dzieci, które nie ukończyły 14 lat nie będą mogły kupić energetyków w Lidlu. Miesiąc później analogiczny zakaz wprowadzi Aldi. Wcześniej podobne restrykcje wprowadził duński oddział Lidla.
Zakazane energetyki. Nie wypijesz Red Bulla przed lekcjami
Rzecznik Lidla w Holandii przyznaje, że data przypadkowa nie jest – w końcu 1 września to moment rozpoczęcia szkoły i właśnie wtedy dzieciaki chcą się nieco „doenergetyzować”. Limit wiekowy może jednak budzić wątpliwości. To 14-latek nie może napić się Red Bulla, ale 15-latek już tak? Granica wydaje się ustalona nieco dziwnie, ale holenderski Lidl mówi, że to dopiero pierwszy krok. I niewykluczone, że limit wiekowy zostanie jeszcze podniesiony.
Dyskusja o szkodliwości energetyków trwa już od wielu lat. Pewnie holenderski zakaz jest słuszny. W końcu kofeina w końskich dawkach może zaszkodzić każdemu, a co dopiero dzieciom. Pewnie więc i inne kraje oraz inne sieci pójdą drogą Holendrów. Oczywiście można powiedzieć, że wojna z „doładowaniem” najmłodszych to jak walka z wiatrakami. Generacja, która dziś dobiega trzydziestki „doładowywała” się energetykami, dziś są znacznie gorsze rzeczy, z dopalaczami na czele. I dyskonty mogą sobie zakazywać sprzedaży takich napojów, może zamiast tego dzieciaki będą chętniej zamawiały dopalacze i inne świństwa przez internet. Cóż, każda generacja ma swoją używkę i pewnie każda kolejna jest znacznie mniej zdrowa od poprzedniej. Ale dobrze, że przynajmniej jedna z nich nie będzie dostępna dla najmłodszych w najpopularniejszych dyskontach.