Ministerstwo rodziny chce się dowiedzieć za 600 tysięcy złotych, dlaczego 500 plus nie działa. Pani minister, znam odpowiedź

Rodzina Społeczeństwo Dołącz do dyskusji (795)
Ministerstwo rodziny chce się dowiedzieć za 600 tysięcy złotych, dlaczego 500 plus nie działa. Pani minister, znam odpowiedź

Ministerstwo Rodziny, Pracy i Polityki Społecznej chce dowiedzieć się dlaczego 500 plus nie działa. Planuje przeznaczyć na ten cel kwotę 600 000 zł. Większość czytelników Bezprawnika potrafiłaby odpowiedzieć na to pytanie za darmo i  bez przeprowadzania badań. 

500 plus nie działa, a miało zwiększyć dzietność

Ministerstwo zapowiada gruntowne przebadanie tematu, ponieważ mamy znaczny problem demograficzny. Dzietność, która zapewnia stabilny rozwój i zastępowalność pokoleń określa się na poziomie około 2,1. Tymczasem współczynnik liczby dzieci przypadających na każdą kobietę w wieku rozrodczym w Polsce wynosi 1,45. W 2019 roku po raz kolejny odnotowano więcej zgonów niż urodzeń, było ich więcej o 35 tysięcy. Ponadto wydłuża się przeciętny okres życia, a maleje liczba urodzeń, więc upraszczając sytuację – za kilkanaście, kilkadziesiąt lat nie będzie miał kto pracować na emerytury przyszłych pokoleń. Działania muszą być podjęte już teraz. Jedną z zachęt do rodzenia dzieci miało być świadczenie 500 plus. Ale mimo 4 lat działania programu, w tym rozszerzenia go o świadczenie również na pierwsze dziecko, program nie przyniósł poprawy sytuacji demograficznej.

Ministerstwo postanowiło za 600 000 zł dowiedzieć się, co poszło nie tak. W ramach badań wyłoniona firma ma między innymi przeanalizować wpisy w mediach społecznościowych oraz na forach. Młodzi Polacy, do których będzie skierowane badanie odpowiedzą na pytania w zakresie aborcji, antykoncepcji, ciąży, porodów, zakładania rodziny, żłobków i pracy. Ministerstwo chce się dowiedzieć, co stoi im na przeszkodzie, by powiększać rodzinę. Chce się także dowiedzieć, jakiej pomocy od państwa oczekują i co jeszcze można poprawić w tym zakresie. Zgodnie z informacją resortu, badania będą mogły pomóc w promowaniu równości w zatrudnieniu. Dzięki badaniu państwo ma również  zapewnić dostęp do przystępnych cenowo usług opieki nad dziećmi poniżej 3 roku życia.

To nie jest tak, że 500 plus jest złe

Nie jestem przeciwnikiem sztandarowego programu socjalnego Prawa i Sprawiedliwości. Co więcej, sam od lipca zeszłego roku z niego korzystam. Kiedy ktoś powie, że program jest skierowany do rodzin patologicznych, które pieniądze z radością przepiją, przepalą i przehulają, to głośno się z tym nie zgadzam. Z programu 500 plus korzystają w większości zwykli obywatele, tacy jak ja, czy Wy. Żadna patologia – tylko w większości pracujący i płacący podatki, z których finansuje się między innymi programy socjalne takie jak ten. Według różnych danych świadczenie pobiera 2,33 mln rodzin na prawie 3,5 miliona dzieci. Dla niektórych rodzin to jedna z ważniejszych pozycji w domowym budżecie. Uważam, że mądry i przemyślany program socjalny jest potrzebny, ale powinien występować w formie ulg podatkowych, żeby nagradzać tych, którzy pracują i starają się poprawić swoją sytuację materialną, a jednocześnie wychowują dzieci.

Rozdawanie pieniędzy za sam fakt posiadania dziecka nie jest mądre i wcale nie wspiera dzietności. Nikt normalny nie zdecyduje się na poczęcie pierwszego lub kolejnego dziecka dla 500 zł miesięcznie. Zwłaszcza w czasach, gdy zakupy na cały tydzień dla rodziny 2+1 to kilkaset złotych zostawionych w markecie. Rodzice wolą rzeczywistą pomoc, a nie parę złotych zapomogi. Dlatego 500 plus nie działa i nie będzie działać jako środek, który wspiera dzietność.

A co by pomogło?

Odpowiedzialna polityka państwa. Matka wypada na prawie dwa lata z życia zawodowego, a powrót do pracy jest utrudniony. Owszem, w kodeksie pracy zapisano mechanizmy chroniące kobietę w ciąży i świeżo upieczoną matkę przed zwolnieniem, ale gdy wraca do pracy najczęściej osoba zatrudniona na jej zastępstwo jest już dobrze zakorzeniona w firmie. A czasem nie ma do czego wracać. Oczywiście ta szeroka ochrona najbardziej dotyczy kobiet pracujących na etacie, w przypadku innych form zatrudnienia nie jest już tak dobrze. Paradoksalnie ta silna obrona działa również na niekorzyść kobiet. Niektórzy pracodawcy nie chcą zatrudniać młodych kobiet w obawie, że zaraz zajdą w ciąże po otrzymaniu umowy na etat i pracodawca będzie musiał szukać zastępstwa. Sam znam przypadek, gdy kobieta zatrudniona na zastępstwo również zaszła w ciążę. Możecie sobie tylko wyobrazić jak szczęśliwy z tego powodu był pracodawca.

Kobiety późno decydują się na macierzyństwo

Polskie kobiety coraz później zostają matkami. Zgodnie z danymi Głównego Urzędu Statystycznego kobiety najczęściej decydują się na dziecko w wieku od 30 do 34 lat. Drugim pod względem urodzeń wiek to 25-29 lat. Tylko 12 procent kobiet zdecydowało się na potomstwo w podobno najlepszym wieku do urodzenia pierwszego dziecka, tj. w grupie od 20 do 24 lat. I trudno im się dziwić. Studia, pierwsza praca – to nienajlepszy okres w obecnych czasach, żeby na kilka lat wypaść z rynku pracy. Młodej mamie ciężko znaleźć pierwszą pracę z kilku powodów. Gdy ona rodziła i wychowywała dziecko, jej rówieśniczki zdobywały doświadczenie zawodowe. Nie od dziś wiadomo, że idealnym kandydatem dla polskiego pracodawcy jest „dwudziestokilkulatek z 10 – letnim doświadczeniem”. Poza tym małe dziecko to przede wszystkim absencje w pracy ze względu na liczne choroby i brak innego opiekuna. Pracodawcy korzystniej jest zatrudnić bezdzietną singielkę czy po prostu mężczyznę, z którymi nie będzie takich problemów. Dlatego kobiety decydują się na dziecko, gdy ich sytuacja zawodowa i finansowa robi się stabilna.

Co ciekawe, w latach 90-tych to właśnie w wieku 20-24 lat najwięcej kobiet decydowało się na dziecko. Teraz ta granica coraz bardziej się przesuwa. Im później kobieta urodzi pierwsze dziecko, tym mniejsza szansa na kolejne ciąże, przez co spada ich udział w dzietności. Niestety, państwo nie ma nic do zaoferowania kobietom, żeby wcześniej decydowały się na macierzyństwo.

Kolejną kwestią jest problem z edukacją

Edukacja to kosztowna sprawa. Wydatki rosną jeszcze bardziej, gdy dziecko nie dostanie się do żłobka czy przedszkola prowadzonego przez samorząd terytorialny. Oczywiście w teorii taka sytuacja nie powinna wystąpić, więc samorząd znajduje miejsce dla dziecka w jakimś innym żłobku. Najczęściej na drugim końcu miasta, więc rodzic musi z niego zrezygnować. Wybiera wtedy prywatną placówkę, a w niej koszt bywa zabójczy. Nikogo już nie dziwi 2 000 zł miesięcznie za czesne w przedszkolu w dużym mieście. W mniejszych wcale nie jest lepiej. I tu pojawia się kolejny dylemat młodych rodziców: czy jedno z nich zrezygnuje z pracy aby zajmować się dzieckiem, czy oboje wrócą do pracy, ale jedna pensja będzie przeznaczona na opłacenie czesnego. Zazwyczaj kobieta ma mniejszą pensję, więc to ona zostanie z dzieckiem i będzie się opiekować domem. Będzie to miało później konsekwencje, gdy będzie chciała wrócić do pracy. Niestety zawód: matka wpisany w CV niespecjalnie budzi entuzjazm pracodawców.

Z brakiem zaplecza edukacyjnego powiązany jest kolejny problem. Co zrobić, gdy kończy się urlop macierzyński, a rodziny nie stać na urlop wychowawczy? Jeżeli dziecko nie dostanie się do żłobka, lub rodziców nie stać na prywatną placówkę, to należy dziecku zorganizować opiekę. Niestety czasy, gdy dziadkowie rezygnowali z pracy, żeby zająć się wnukami odeszły w niepamięć. Oni też muszą nadal pracować, bo raz, że brakuje im lat do osiągnięcia wieku emerytalnego, dwa – emerytura nie wystarcza na godne życie i część z nich zmuszona jest dorabiać. Pozostaje więc wynajęcie opiekunki, której miesięczny koszt jest często zbliżony do wynagrodzenia jednego z rodziców. Świadczenie 500 plus nie działa, bo jest niewspółmierne do kosztów, jakie ponoszą rodzice. Nawet gdy oboje pracują.

Brakuje żłobków, przedszkoli i szkół

Brakuje sieci placówek oświatowych, które można by określić jako przyzakładowe. Oczywiście, można wskazać, że PRL skończył się w Polsce 30 lat temu, ale jednak takie kwestie mieli lepiej rozwiązane. W obecnej sytuacji finansów samorządów terytorialnych nie stać na rozbudowę sieci żłobków i przedszkoli. Do tego podstawówki pamiętające czasy minionego ustroju pilnie potrzebują remontów oraz rozbudowania, by pomieścić wszystkie dzieci. Duże ośrodki już teraz prowadzą lekcje na dwie zmiany. Rozbija to kompletnie porządek dnia i może być problemem, by rodzic odprowadził dziecko do szkoły i wrócił do pracy. W Polsce dziecko po ukończeniu 7 roku życia może samodzielnie wracać ze szkoły. Tylko czy to bezpieczne?

Oczywiście, niektórzy komentatorzy z oburzeniem napiszą, że oni jak byli mali to sami chodzili do szkoły, sami z niej wracali i nic nikomu się nie stało. Tyle, że to nieprawda. Również od najmłodszych lat sam chodziłem do szkoły i sam z niej wracałem, ale to były inne czasy. Na mojej małej wsi wszyscy się znali, ruch uliczny był niewielki, a świat wydawał się bezpieczniejszym miejscem. Niestety tylko się wydawał, bo wypadki, ataki na dzieci zdarzały się i wtedy, tylko nie mieliśmy internetu, żeby szybko o tym informować cały świat. A ci, którym się coś stało nie będą w stanie o tym napisać, bo nie żyją. Klasyczny błąd przeżywalności.

Kolejnym problemem jest brak atrakcyjnych ofert mieszkaniowych dla młodych

Państwo zakończyło skuteczny i sensowny program Mieszkanie dla Młodych. Owszem w to miejsce rządzący wprowadzili Mieszkanie Plus, ale ten program jest mało atrakcyjny dla młodych ludzi. Niska dostępność mieszkań, czynsz, który nie odbiega zbytnio od stawek funkcjonujących na wolnym rynku i inne kwestie prawne powodują, że program ten dobrze wygląda tylko na plakatach wyborczych. Młodzi ludzie mają problem z otrzymaniem kredytu na pierwsze własne lokum, a stawki najmu są wysokie. Dodatkowo nie są rozchwytywani przez wynajmujących mieszkania. Rodzice z dziećmi to poważny problem dla właściciela mieszkania, gdy ci nie będą chcieli regulować swoich zobowiązań. Eksmisja jest drogą przez mękę. Alternatywą dla młodych jest mieszkanie z rodzicami. Niestety nie każdy rodzic ma warunki mieszkaniowe pozwalające na swobodne mieszkanie wielopokoleniowej rodziny.

Niska dostępność mieszkań, wysokie koszty najmu powodują, że decyzja o powiększeniu rodziny jest odkładana do momentu osiągnięcia stabilizacji zawodowej oraz poprawy warunków lokalowych. Co więcej – dziecko pogarsza zdolność kredytową, więc osobom bez nich łatwiej wziąć kredyt. Świadczenie 500 plus nie działa jako czynnik niwelujący negatywny wpływ dziecka na ocenę możliwości finansowych rodziców. Dodatkowo banki z roku na rok zwiększają wymagany wkład własny, który powoli staje się kwotą niemożliwą do uzbierania przez młode małżeństwa wynajmujące mieszkania.

Pani Minister, to są najważniejsze powody dlaczego 500 plus nie działa

Nie będzie trzeba wychodzić z ankietami na ulicę, ani kłopotać się z interpretacją wyników. Nic innego młodzi Polacy nie powiedzą. Z racji tego, że wykonałem większość zadania bez wychodzenia z domu, to zadowolę się połową kwoty przeznaczonej na badania, mój numer konta to 98 … ….. Pozdrawiam i w razie pytań proszę pisać na redakcyjnego maila, zawsze służę pomocą.