Oficjalnie to budka dla ptaków, a nieoficjalnie… Oto nowa moda na polskich drogach

Moto Dołącz do dyskusji
Oficjalnie to budka dla ptaków, a nieoficjalnie… Oto nowa moda na polskich drogach

W ostatnich latach polskie drogi stały się areną dla niecodziennych instalacji, które w pierwszej chwili mogą zmylić kierowców. Żółte skrzynki, przypominające fotoradary, pojawiają się w przydomowych ogródkach tuż przy drogach. To nie przypadek ani też dzieło lokalnych artystów, lecz przemyślana strategia mieszkańców. Atrapa fotoradaru ma po prostu poprawić bezpieczeństwo.

Taka pomysłowa „rzeźby” to nic innego jak atrapa fotoradaru, która ma skłonić kierowców do zdjęcia nogi z gazu.

Z pozoru przydrożne budki dla ptaków to w gruncie rzeczy fałszywe fotoradary

Media co jakiś czas donoszą o nowych przypadkach pojawienia się takich atrap. Z daleka nie sposób odróżnić ich od prawdziwych fotoradarów, a to właśnie w tej iluzji tkwi cała ich siła. Takie „fotoradary” stawiane są tuż przy ogrodzeniach – w miejscach, gdzie mieszkańcy zauważyli problem z nadmierną prędkością. Choć formalnie są to ogrodowe rzeźby lub budki dla ptaków, to ich prawdziwa funkcja jest zupełnie inna. Mają odstraszać piratów drogowych.

Przykładem może być inicjatywa z miejscowości Wielki Buczek. Kierowcy spoza terenu pędzący przez wieś zostali wyhamowani. Bo niektórzy z szaleńczą jazdą na pobliskiej drodze mocno przesadzali i zagrażali przypadkowym przechodniom. Podobnie postąpiono m.in. w Rokitnie.

Nie wszyscy akceptują atrapy fotoradarów, bo niby chodzi o bezpieczeństwo, ale…

Stawianie atrap fotoradarów wywołuje mieszane reakcje zarówno wśród kierowców, jak i służb mundurowych. Z jednej strony, to legalne, pod warunkiem że budka stoi na prywatnym terenie i nie wprowadza w błąd. Formalnie jest ona budką dla ptaków, więc nie ma podstaw do ukarania właściciela. Z drugiej strony, niektórzy zwracają uwagę na możliwe negatywne skutki instalowania takich atrap. Gdy kierowca w obawie przed mandatem nagle zahamuje, wiele złego może się zdarzyć.

Mimo związanych z tym kontrowersji mieszkańcy często decydują się na takie rozwiązania w nadziei na przynajmniej minimalną poprawę bezpieczeństwa w okolicy. Bo nikt nie chce skończyć życia pod kołami auta prowadzonego przez kogoś, komu ulica pomyliła się z torem wyścigowym.

Czasami kierowców można nabrać, jednak nawet działanie w dobrej wierze ma swoje granice

Można postawić atrapę fotoradaru na prywatnym terenie, poza pasem drogowym, pod warunkiem że nie podszywa się ona pod prawdziwe urządzenie. Tak, brzmi to dość enigmatycznie, jednak w gruncie rzeczy jest banalne. Bo co to właściwie znaczy podszywać się pod fotoradar? Kiedy można mówić, że ktoś nie tyle co niewinnie nabrał kierowców, tylko że po prostu złamał prawo?

Wyjaśniając to najkrócej: zwyczajnie nie wolno używać urządzeń działających jak normalny fotoradar ani też nie wolno stawiać znaków informujących o obecności fotoradarów, jeśli na danym odcinku nie pracuje prawdziwy sprzęt.