Za pierwsze trzy dni zwolnienia lekarskiego chory pracownik nie otrzymywałby wynagrodzenia. Taki jest najnowszy pomysł pracodawców – a to początek niekorzystnych dla pracowników propozycji. Ale, jak to często bywa, za tym kijem kryje się i marchewka.
Obecnie pracownik zatrudniony na podstawie umowy o pracę w okresie przebywania na zwolnieniu lekarskim otrzymuje:
- 80% pensji w przypadku zwolnienia z powodu choroby lub odosobnienia w związku z chorobą zakaźną;
- 100% pensji w przypadku zwolnienia z powodu choroby w trakcie ciąży, wypadku w drodze z pracy lub do pracy oraz poddania się badaniom lekarskim w związku z kandydowaniem na dawcę komórek, tkanek i narządów oraz lub zabiegiem pobrania tych organów
Pierwsze 33 dni zwolnienia w roku kalendarzowym wynagrodzenie za czas choroby wypłaca pracodawca. Jeśli pracownik ma więcej niż 55 lat – czas ten ulega skróceniu do 14 dni. Po tym czasie (33 lub 14 dniach) zamiast wynagrodzenia pracownik otrzymuje zasiłek chorobowy, wypłacany przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych (lub pracodawcę, jeśli liczba pracowników zgłoszonych do ubezpieczenia na dzień 30 listopada poprzedniego roku była nie mniejsza niż 20).
Pracodawcy mówią: L4 to dla pracowników wakacje
Pracodawcy uważają, że takie zasady wypłaty wynagrodzenia lub równoważnego świadczenia dla chorego pracownika są demoralizujące. Jak mówi dla Gazety Wyborczej Jeremi Mordasewicz:
gdy pieniądze należą się od pierwszego dnia choroby, zwolnienia są nadużywane. Ludzie biorą np. dwa dni zwolnienia, aby pomalować mieszkanie lub wyleczyć się po zakrapianej imprezie. Niektórzy idą na krótkie zwolnienie, aby wydłużyć sobie weekend i gdzieś wyjechać.
Aby zapobiec nadużywaniu L4 przez (część?) pracowników – choć to znamienne, że przy okazji Mordasewicz sugeruje poświadczanie nieprawdy przez lekarzy na drukach zwolnień – polscy pracodawcy proponują „bezpłatne L4”. Chodzi o to, aby pierwsze trzy dni zwolnienia lekarskiego były dla pracownika bezpłatne – nie otrzymywałby za nie wynagrodzenia.
To nie koniec propozycji niekorzystnych dla pracowników. Pracodawcy proponują również, aby zmniejszyć wysokość wynagrodzenia otrzymywanego na zwolnieniu z dzisiejszych 80 do 60 procent.
Bezpłatne L4 – kto zyska, kto straci?
Kij znamy, a jaka jest marchewka? Otóż zmniejszeniu miałaby ulec składka na ubezpieczenie chorobowe z 2,45% na 2%. Oznacza to, że pracownik zarabiający minimalną krajową oszczędzi (zarobi więcej) miesięcznie… 9 zł. Roczna oszczędność to w tej sytuacji 108 zł, czyli dniówka (brutto) takiego pracownika. Wystarczy zatem JEDEN dzień zwolnienia lekarskiego w roku, aby zrealizować niemal cały zysk z proponowanych przez pracodawców obniżek.
Nie mam wątpliwości, że takie wyliczenia są pracodawcom dobrze znane, więc nie ulega wątpliwości, że jedynym ich celem jest maksymalizacja zysków kosztem chorych pracowników. Nietrudno też sobie wyobrazić, że w takiej sytuacji pracownik kilka razy zastanowi się, czy, zamiast chorować w domu, nie będzie dla niego korzystniej pójść do pracy.
Pytanie, czy pracodawcom opłaca się, aby chory pracownik zarażał swoich współpracowników; nie wspominając o niższej wydajności pracownika niebędącego w pełni sił? Bezpłatne L4 to raczej miecz obosieczny, który pracodawcom wiele nie pomoże, a pracownikom – mocno zaszkodzi, może nawet bardziej, niż źli szefowie.