Jechałam ostatnio tramwajem przysłuchując się rozmowie dwóch ekspedientek. Nie świętowały tego, że wreszcie będą miały wolne niedziele. W grobowej atmosferze zastanawiały się nad tym, która z nich pójdzie do odstrzału.
Jeśli nawet gdzieś pojawił się entuzjazm na wieść o tym, że handel w niedziele w sklepach stacjonarnych zostanie zakazany, to bardzo szybko został on przytłumiony przez brutalną rzeczywistość. Szybko okazało się, że nie żyjemy na Utopii lub w Arkadii, tylko w Polsce, a sześciodniowy tydzień pracy to mniejsze zapotrzebowanie na pracowników. Będą zwolnienia, o czym ostrzegałam już na Bezprawniku jakiś czas temu. Szczęśliwie ktoś tam poszedł (choć trochę) po rozum do głowy i odpuszczą sklepom internetowym.
A jeszcze innym razem napisałam taki oto tekst, z dość kontrowersyjną tezą: Związki zawodowe – współczesna mafia, działająca w majestacie prawa? Bardzo spodobał się on m.in. Zbigniewowi Bońkowi, najwyraźniej prezes PZPN ma podobne doświadczenia w tym zakresie.
I podtrzymuję swoje stanowisko – związki działają wyłącznie we własnym interesie, nie potrafią patrzeć w szerszej perspektywie, na dodatek czasem odwołują się do radykalnych metod szantażu. Nieprzesadnie buduje to autorytet tych instytucji. Ustawodawca powinien bardzo solidnie zastanowić się nad pozycją związków zawodowych w prawie.
Zakaz handlu w niedzielę 2017 – głupiej się nie da
Ale w przypadku niedzielnego zakazu handlu osobiście nie wiem już w czyim interesie działają związki, bo na pewno nie pracowników. Zresztą, sami pracownicy coraz częściej zaczynają o tym mówić.
Handel w niedzielę jest dobry. Zobaczcie jak zatłoczone są galerie handlowe w dużych miastach, kiedy ludzie pracy, bo pracujący przez cały tydzień, wreszcie mają czas wydać pieniądze. Handel w niedzielę to także dodatkowe miejsca pracy dla sprzedawców. Mało kto z nich pracuje przez 7 dni bez przerwy, siedmiodniowy tydzień pracy to po prostu nowe etaty lub umowy prawnocywilne.
Dużo osób, najczęściej takie, których w ogóle nie dotyczy ten problem (bo nie stracą pracy, tylko są na przykład lewicowymi aktywistkami, których praca to narzekanie, a tego w niedziele nikt nie zabrania) głośno krzyczy o tym, że na zachodzie Europy w niedzielę się nie pracuje. To prawda, ale to żaden argument. Jeśli kiedyś chcemy żyć tak zamożnie jak bogaci Francuzi, to na pewno zamykanie handlu na jeden dzień w tygodniu w zatarciu różnić nam nie pomoże. Jeśli chcemy mieć duży socjal, to najpierw ktoś musi na niego zarobić.
A jeszcze tytułem ciekawostki, komentarz naszego czytelnika, Pawła, w jednej z licznych dyskusji na naszym portalu:
To mi trochę przypomina pewnego mojego znajomego. Ma sklep, który regularnie otwiera w niedziele. Otwiera i marudzi, że musi w niedzielę pracować. Liczy, że PiS zakaże handlu w niedzielę. Pytam go, to po cholerę otwierasz? Przecież to twój sklep. A on na to, że w niedzielę ma większy obrót niż przez resztę tygodnia.
Reasumując. Zakaz handlu w niedzielę uderzy we właścicieli sklepów, uderzy w pracowników sklepów, uderzy w naszą gospodarkę i uderzy w Polaków, którzy po pracy chcieliby wreszcie udać się na zakupy. A tymczasem ustawodawca z zadowolonymi z siebie związkami zawodowymi prze, by na siłę uszczęśliwiać ludzi, którzy bardzo tak rozumianego „szczęścia” nie potrzebują.