Polacy już kilka tygodni temu zaczęli coraz mniej chętnie się testować. Nie chcą wizyt policji w mieszkaniu, wolą nie paraliżować życia swoim domownikom i uważają, że sami wyleczą się w domowych warunkach. Tak, to zachowanie nieodpowiedzialne, ale biorące się również z dramatycznie małego zaufania Polaków do rządu. Mam uzasadnione obawy, że Boże Narodzenie 2020 będzie pewnym apogeum takiej niechęci do testowania się. A to może się bardzo źle skończyć.
Boże Narodzenie 2020
Mała liczba testów w Polsce, wbrew powszechnie panującej opinii, nie jest tylko winą rządu. W pewnym momencie, a nastąpiło to na przełomie października i listopada, coraz więcej osób z objawami chorobowymi zaczęło rezygnować ze zgłaszania się do lekarza. Od tego momentu podawane codziennie o 10:30 liczby zaczęły być coraz bardziej niewiarygodne. W ostatnim czasie oficjalnie mamy do czynienia z kilkoma-kilkunastoma tysiącami oficjalnie potwierdzanych zakażeń dziennie. Ofiar jest jednak każdego dnia ponad pół tysiąca. A to oznacza, że realnie nowych chorych pojawia się każdej doby około 25 tysięcy.
I teraz wyobraźmy sobie co zacznie się dziać za kilka dni, kiedy do świąt pozostaną dwa tygodnie. Ludzie, którzy poczują się źle, zaczną taktycznie myśleć o tym czy ich choroba nie zrujnuje świąt zarówno im, jak i domownikom. A izolacja domowa, a co za nią idzie kwarantanna dla domowników, mają bardzo sztywne ramy. Szczególnie w przypadku tej drugiej uziemienie danej osoby trwa wyjątkowo długo (czas 10-dniowej izolacji zakażonego + 7 dni dla domownika, czyli co najmniej 17 dni). Obawiam się więc, że bardzo wiele osób zrezygnuje ze zgłaszania objawów do lekarza rodzinnego i spróbuje przechorować Covid-19 samodzielnie.
To się źle skończy
Oczywiście – w idealnym świecie byłoby tak, że osoba we względnie młodym wieku, po tym jak poczuje objawy zakażenia, izoluje się w regulaminowym czasie i nie opuszcza swojego mieszkania. Znam sporo osób, które tak zrobiły: nie widnieją w statystykach, ale nie stworzyły zagrożenia epidemiologicznego. Problem w tym, że tak robi tylko pewna część ludzi. Inni nie wierzą w koronawirusa i chodzą na przykład do pracy albo do sklepu pomimo tego, że kaszlą albo mają gorączkę. Właśnie po to, by uniknąć takich zachowań, powstał mechanizm kwarantanny. Dotkliwy, ale skuteczny.
Dziś system nakładania kwarantanny nie działa tak jak powinien, bo wiele jest w rękach obywateli, którzy z kolei nie mają ochoty na wchodzenie w rządową machinę epidemiczną. To wyjdzie nam bokiem po świętach Bożego Narodzenia, podczas których koronawirus będzie poza kontrolą, a my będziemy masowo się spotykać. I żadne obostrzenia w święta Bożego Narodzenia tutaj nie pomogą, bo nawet przy limicie „domownicy + 5 osób” można się skutecznie pozarażać.
Dlatego jedyne co pozostaje, to zaapelować o to by do świąt przygotować się z naprawdę dużą odpowiedzialnością. Wszyscy chcą spędzić je rodzinnie i jest to oczywista sprawa. Tylko warto się zastanowić – czy przez nasze lekceważenie procedur nie dojdzie do tego, że z naszymi dziadkami w te święta spotkamy się po raz ostatni? Chciałbym wam na koniec pokazać krótkie wystąpienie kanclerz Niemiec. Angela Merkel zabrała głos właśnie w sprawie bożonarodzeniowych obostrzeń i tego, co stanie się gdy nie będą przestrzegane. To wystąpienie naprawdę działa na wyobraźnię. Posłuchajcie.
"I really am sorry, from the bottom of my heart. But if the price we pay is 590 deaths a day then this in unacceptable."
German Chancellor Angela Merkel begs Germans to follow coronavirus restrictions in an unusually emotional appeal ahead of Christmas. pic.twitter.com/dNRge9cvdJ
— DW News (@dwnews) December 9, 2020