O wsparciu dla artystów napisano już niemal wszystko – internet od wczoraj płonie. Oszczędzę Wam zatem dzielenia się swoją opinią o tym, czy słusznie, że Kamil Bednarek i Golec uOrkiestra otrzymali zapomogi od państwa; niemal każdy ma już wyrobione zdanie na ten temat.
Warto natomiast przyjrzeć się temu, co znajduje się w cieniu podjętych decyzji, czyli kryteriom udzielania wsparcia. W ten sposób można obalić kilka powstałych mitów. Warto też rzucić okiem na statystyki, bo Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego ograniczyło się do informacji, że pomoc otrzymało 2064 podmiotów, zaś łączny budżet programu wsparcia wynosi 400 mln zł. Aby było czytelniej, będzie w punktach.
Fundusz Wsparcia Kultury – kwota po kwocie
1) Krytycy programu pomocowego twierdzą, że wsparto głównie znanych i bogatych. Obrońcy, z ministrem kultury prof. Piotrem Glińskim na czele, że pomocy udzielono przede wszystkim najbardziej potrzebującym, czyli osobom z cienia.
Fakty są takie, że 172 podmioty (dlaczego akurat tyle – o tym za chwilę), które otrzymały najwyższe wsparcie, stanowią 8,33 proc. ogółu beneficjentów. Zarazem te 8,33 proc. wszystkich otrzymało 45,97 proc. całej puli do podziału.
Wśród tych 172 podmiotów jest 47 instytucji kultury (27,33 proc.), 11 organizacji pozarządowych (6,40 proc.), 53 spółki prawa handlowego (30,81 proc.) i aż 61 podmiotów prowadzących jednoosobową działalność gospodarczą (35,47 proc.).
2) Rządzący twierdzili, że wysokość dotacji zależała jedynie od spadku przychodów w porównaniu rok do roku oraz – oczywiście – od wnioskowanej kwoty. Jeśli tak było w rzeczywistości, to mamy do czynienia z sytuacją statystycznie wręcz niewyobrażalną. Aż 81 podmiotów otrzymało bowiem taką samą kwotę – 664 500 zł. Stąd też liczba 172 podmiotów z najwyższymi dotacjami – niemal połowę z nich stanowią osoby, które dostały po tyle samo pieniędzy.
Dla Kamila Bednarka czy dla Kamila z ekipą?
3) W internecie trwa spór o to, czy pieniądze przyznane np. Kamilowi Bednarkowi albo Piotrowi Polkowi są pieniędzmi tylko dla nich, czy dla całych ekip. Odpowiedź na to pytanie brzmi: nie wiadomo. Zależy to od tego, co wnioskujący wpisali we wniosku. Mogli wpisać wynagrodzenia dla współpracujących ze sobą ekip, ale mogli również tak wypełnić wniosek, że wszystkie środki skonsumuje sam artysta, np. część sobie wypłacając, a za część lecieć na Jamajkę i wykupić z dotacji noclegi w ekskluzywnym hotelu, by nagrać teledysk. Co istotne, zgodnie z kryteriami w ogóle nie było oceniane to, na co wydatkowane zostaną środki. Jedynym warunkiem jest to, by były to wydatki kwalifikowane (w największym uproszczeniu – na działalność artystyczną, a nie np. na nowy ekspres do kawy; wynagrodzenia mogą wchodzić w zakres tych wydatków).
4) Regulamin przewidywał, że jedna osoba może złożyć jeden wniosek. Nic nie stało jednak na przeszkodzie, by kilka osób działających wokół jednego artysty – o ile wszystkie prowadzą działalność gospodarczą – dostało pieniądze. Tak też się stało. Kamil Bednarek otrzymał 500 000 zł, ale do tego jego szwagier, będący menedżerem, dostał 664 500 zł. Aktor Piotr Polk otrzymał 259 848 zł, zaś jego żona, będąca menedżerką męża, 422 273 zł. Tu warto wrócić do poprzedniego punktu: jeśli zakładamy, że to środki także na wypłatę wynagrodzeń dla pracowników, to czy pracownicy są zatrudniani zarówno w firmach samych artystów, jak i ich menedżerów? Oczywiście może tak być, ale hipoteza, że nie zawsze tak jest, wydaje się sensowna.
Ministrze, daj suba!
5) Kryteria oceny wniosków promowały firmy, które nie zatrudniają pracowników – czyli takie, w których jedyną żywą osobą jest właściciel biznesu. Jednym z kryteriów była bowiem „liczba zatrudnionych osób”. Ale rozumiana specyficznie. To znaczy więcej punktów przy ocenie wniosków dostawali nie ci, którzy zatrudniali więcej ludzi, lecz ci, którzy mniej zwolnili. W ten oto sposób firma, w której jest jedynie właściciel, dostawała maksymalną liczbę punktów, bo nikogo nie zwolniła. Za to w biznesach większych, gdzie fluktuacja kadr jest czymś zwyczajnym, punktacja była gorsza.
6) Kryteria promowały też osoby ponadprzeciętnie aktywne zawodowo oraz znane. Punkty bowiem dostawało się za liczbę wydarzeń artystycznych, które się zorganizowało (co ważne – zorganizowało, a nie jedynie wzięło udział) oraz deklarowany wpływ wsparcia finansowego na lokalną społeczność (należało ten uzasadnić w 750 znakach, sic!). Tym samym znany artysta, który zadeklarował, że z otrzymanych pieniędzy zorganizuje koncert za pośrednictwem YouTube’a, powinien otrzymać więcej punktów – przynajmniej zgodnie z kryteriami – niż akustyk, który wskazał, że potrzebuje pieniędzy na zakup jedzenia i zrobienie opłat.
Artysta a działalność artystyczna w PKD
7) Moim zdaniem błędnie w kryteriach potraktowano temat kosztów. Istotą powinno być wsparcie tych podmiotów, które mają wysokie koszty stałe – zatrudnienie, inwestycje w sprzęt niezbędny do świadczenia usług. Tymczasem w ogóle tego nie analizowano. W efekcie firmy, które nie mają praktycznie żadnych kosztów stałych, mogły liczyć na wsparcie w tej samej wysokości, co podmioty, u których koszty stałe stanowią przytłaczającą większość wydatków.
8) Wielu beneficjentów w ogóle nie prowadzi faktycznej działalności artystycznej; ma ją jedynie wpisaną w PKD. Można by mnożyć przykłady, ale obiecałem, że nie będę powielał po innych, a w internecie aż roi się od przykładów, w których wskazuje się beneficjentów, którzy np. prowadzą biura rachunkowe, są producentami sprzętu bądź zajmują się jedynie organizacją wydarzeń wszelkiej maści.
A zatem, podsumowując, faktem jest, że wsparcie trafiło do wielu znanych i bogatych osób. Można to różnie oceniać – niech każdy ocenia według własnego przekonania. Ale faktem również jest, że kryteria przyznawania wsparcia były co najmniej kontrowersyjne. Paradoksalnie bowiem wspierały nie tych najsłabszych i najbardziej potrzebujących, lecz tych najbogatszych i niemających kosztów stałych.
Ps. Dosłownie w chwili publikacji tego artykułu, minister Gliński zawiesił wypłaty do chwili wyjaśnienia sprawy.