W Polsce już od paru miesięcy brakuje nowych samochodów niemal wszystkich marek. Czas oczekiwania na sprowadzenie auta do salonu wydłuża się. Ceny najprawdopodobniej już niedługo znowu wzrosną. Wszystko przez pandemię, brak mikroczipów i niektórych innych komponentów potrzebnych do produkcji.
To epidemia koronawirusa jest jedną z głównych przyczyn dlaczego brakuje nowych samochodów
Od kilku miesięcy na rynku nowych samochodów osobowych możemy zaobserwować dość niepokojącą tendencję. Podaż nijak nie jest w stanie zaspokoić zapotrzebowania. Z miesiąca na miesiąc wydłuża się czas oczekiwania na sprowadzenie auta od producenta do salonu. Klient musi teraz czekać średnio trzech do nawet dziewięciu miesięcy – w zależności od modelu i marki. Im bardziej luksusowe auto, tym dłuższy okres oczekiwania. Powód jest prozaiczny: brakuje nowych samochodów.
Współczesna globalna gospodarka to zespół naczyń powiązanych. Głównego winowajcę upatruje się zwykle w niedoborze mikroczipów niezbędnych we współczesnych naszpikowanych elektroniką autach. Wzrost popytu na wszelkiej maści elektronikę sprawił, że większość części zgarniają dla siebie producenci części komputerowych, sprzętu RTV i AGD. Na samochody nie zostaje już wiele. W niektórych przypadkach w fabrykach czekają niemalże gotowe auta, w których trzeba zamontować brakujące mikroczipy.
Pandemia pokrzyżowała również inne łańcuchy dostaw. Niektórzy producenci zaczynają przebąkiwać o braku stali, czy blachy. Brakować może również niektórych barwników. Niektórzy producenci są gotowi wręcz zamykać z tego powodu linie produkcyjne. Tymczasem dilerzy narzekają, że choć klienci chcieliby kupić nowy samochód, to ci nie mają co im sprzedać.
Jakby tego było mało, Polska jest w tej sytuacji szczególnie poszkodowana. Producenci wolą przekierowywać wyprodukowane samochody do państw zachodniej Europy, w których więcej na nich zarobią. Do naszego kraju trafiają bardziej pojedyncze sztuki, niż ilości mogące zaspokoić aktualny popyt. Nic nie wskazuje na to, by sytuacja miała się w najbliższym czasie poprawić. Wręcz przeciwnie: wiele wskazuje na to, że lepiej to już było.
Niewielka podaż nowych aut nieuchronnie oznacza przyspieszenie i tak znacznego wzrostu ich cen
Niektóre szacunki wskazują nawet, że same braki w dostępności półprzewodników potrwają co najmniej przez rok. Konsekwencje obecnego kryzysu są łatwe do przewidzenia. Skoro brakuje nowych samochodów, to klienci będą zmuszeni brać takie auto, jakie jest akurat dostępne w salonie. To oznacza poważne ograniczenia w możliwości dobrania sobie jego wyposażenia, czy nawet koloru.
Co więcej, w perspektywie najbliższych miesięcy nie ma co liczyć na promocyjne zakupy. Nie będzie na przykład zwyczajowych wyprzedaży na koniec tego i początek przyszłego roku. W połączeniu z dużym popytem na nowe samochody, powinniśmy spodziewać się wzrostu cen. Mowa o znaczących podwyżkach. Już w zeszłym roku ceny samochodów mocno wzrosły. Mieliśmy wówczas do czynienia ze wzrostem średniej ważonej ceny rzędu 10 proc. W marcu tego roku pisaliśmy, że ceny aut w 2021 r. błyskawicznie rosną. Od tego czasu proces ten tylko przyspieszył.
Kiedy w takim razie możemy spodziewać się poprawy? Niektórzy eksperci sugerują, że powinna nastąpić w połowie 2022 r. Pod warunkiem, że pandemia koronawirusa nie zdestabilizuje łańcuchów dostaw po raz kolejny. Trzeba przyznać, że to dość optymistyczne założenie. W końcu jesteśmy u progu kolejnej – czwartej w Polsce – fali epidemii.
Odpowiada za nią w dużej mierze wariant Delta wirusa. Tymczasem po świecie zaczął się już szerzyć następny, wariant Lambda. Potencjalnie nawet bardziej zajadły od poprzednika. Możliwe więc, że niedobór na rynku nowych samochodów potrwa jeszcze dłużej.