Polskie budownictwo mieszkaniowe ma się świetnie – tylu mieszkań, co teraz, nie budowało się od dekad. A co jakby porównać obecną sytuację z… czasami PRL? Cóż, wychodzi na to, że za Gierka budowało się znacznie więcej. Tylko czy takie porównania mają w ogóle sens?
W roku 2019 oddano do użytku dokładnie 207 224 mieszkań. To najlepszy wyniki po 1989 roku. No właśnie – „po” ’89. A co jeśli wziąć jednak pod uwagę PRL i to jego „złote lata”, jak określana jest dekada Gierka?
Takie właśnie zestawienie przygotował serwis Rynek Pierwotny. I okazuje się, że do „gierkowskich” rekordów jednak sporo III RP brakuje.
Otóż rekordowy był wtedy rok 1978. Powstało wtedy, bagatela, 292 tys. mieszkań. Gdyby porównać zatem najlepszy rok lat. 70-tych z 2019, to okaże się jednak, że „za Gierka” było lepiej. Bo powstało przeszło 85 tys. mieszkań więcej.
Mało tego, niemal w każdym roku gierkowskiej dekady oddawano do użytku ponad 200 tys. mieszkań!
Dane bez wątpienia niezwykle ciekawe. Zwłaszcza że ostatnio w publicystyce internetowo-twitterowej polskie budownictwo mieszkaniowe za PRL jest bardzo chwalone i przeciwstawiane dzisiejszej sytuacji. A dzisiaj, jak wiadomo, na rynku mieszkaniowym rządzą „deweloperzy-krwiopijcy”. A przynajmniej część aktywnych w sieci osób chciałaby tak to widzieć.
Ale czy to prawda?
Polskie budownictwo mieszkaniowe. Za Gierka było lepiej?
Na pewno więc za Gierka budowało się więcej.
I łatwo pokusić się o wyciąganie pochopnych wniosków. Warto jednak pamiętać, że w latach 70. Polska jeszcze leczyła wojenne rany. Miasta ciągle nie były do końca odbudowane, więc trzeba było działać szybko. To po pierwsze. Po drugie – podczas tej dekady mieliśmy ogromny rozwój przemysłowy, więc migrujący ze wsi do miast ludzie musieli przecież gdzieś się podziać.
Niektórzy uważają, że za „szczytowego PRL-u” mieszkania były jednak bardziej dostępne niż dziś. Nawet jeśli to prawda, to warto spojrzeć na przeciętną wielkość lokum.
W latach 70. przeciętna wielkość mieszkania wynosiła od 54 do 64 mkw. Dziś to 89 metrów. Na pewno też współczesne mieszkalnictwo jest wolne od wielu PRL-owskich wad. Mieszkania są lepiej docieplone, nie mają zsypów – i, przede wszystkim, nie są wykonane z wielkiej płyty.
Z drugiej strony, można argumentować, że budownictwo mieszkaniowe za PRL miało zalety, których tak brakuje dzisiejszym budynkom.
Przede wszystkim – były one znacznie lepiej skomunikowane. Z PRL-owskiego blokowiska można było zwykle szybko się dostać co centrum miasta. Dzisiejsze bloki powstają często na przedmieściach, a codzienna podróż do pracy to często tak naprawdę wielka wyprawa. Choć oczywiście wiąże się to nie tylko z urbanistyką, ale też z boomem na samochody w III RP.
Trudno też nie zauważyć, że wielkopłytowe osiedla miały swoje parki, sklepy, place zabaw, boiska… Nowym projektom często tego brakuje. To często po prostu sypialnie, w których nie ma żadnych wspólnych przestrzeni. Nie da się też ukryć, że dzisiejsze bloki w dużych miastach powstają zwykle tuż obok siebie – nierzadko z oszczędności deweloperów. A trudno, żeby się to podobało mieszkańcom.
Która Polska lepiej sobie więc poradziła z budowaniem mieszkań? Polska gierkowska czy Polska kapitalistyczna? Można pewnie o tym rozmawiać godzinami. Fakt faktem, że wszystkie ostatnie analizy pokazują, że Polacy coraz chętniej powracają do wielkopłytowych osiedli. Choć przez lata chcieli raczej z nich uciekać.