Wczoraj na łamach Bezprawnika opisałem, jak otrzymaliśmy skrajnie nieprofesjonalne w formie i treści wezwanie do usunięcia felietonu o tym jak Partia Razem nawoływała do bojkotu Cisowianki i dlaczego w mojej ocenie nie należy tego robić ("Właśnie zamówiłem kilka zgrzewek Cisowianki, bo Partia Razem znowu odmawia komuś wolności słowa").
W oświadczeniu przesłanemu serwisowi PROto.pl do artykułu Pana Macieja Przybylskiego, relacjonującego zamieszanie medialne powstałe na skutek mojego wczorajszego tekstu, Nałęczów Zdrój produkujący Cisowiankę, informuje o kilku ciekawych zagadnieniach.
Okazuje się, że moja "ulubiona" partia jednak nie ugięła się pod ciężarem kapitalizmu, a pod ciężarem wymiaru sprawiedliwości, który stwierdził, że opowiadają rzeczy nieprawdziwe. Że Partia Razem wygaduje rzeczy nieprawdziwe, a już na pewno niestworzone, to ja ostrzegam od dobrych trzech lat, ale powyżej macie dowód, że to nie tylko moja fanaberia.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Nałęczów Zdrój zmierza do rozwiązania współpracy z agencją, co w tym przypadku nie będzie przesadnie trudne, choć moim zdaniem na barkach producenta wody mineralnej spoczywa pewnego rodzaju odpowiedzialność moralna za "winę w wyborze". Postanowiono na realizację zadań prawniczych przez agencję reklamową, której wiarygodność sprowadza się do pracowników nieużywających nazwisk czy jawne eksponowanie w swojej ofercie marketingu szeptanego, który sam w sobie jest przecież sprzeczny z prawem.
Niestety na zajęcie stanowiska w sprawie nie zdecydowała się dotąd żadna z marek, który wystawiły referencje Warsaw Media House, a były to m.in.: Bank Pekao S.A., Stefczyk Finanse, testa, słuchmed, mediaexpert, Makro, Amake, Fundusz Hipoteczny Dom.
Reakcja producenta wody możliwa dzięki społeczności Bezprawnika
Podobne pismo w ostatnich dniach otrzymywali od agencji Warsaw Media House twórcy również innych stron internetowych, które przynajmniej zająknęły się o Cisowiance w kontekście Partii Razem. W mediach społecznościowych skarżył się na to między innymi znany specjalista od marketingu - Jacek Kotarbiński.
Tym razem jednak problem udało nam się naświetlić szerszej społeczności czytelników Bezprawnika, a stąd historia powędrowała też do innych mediów, zyskując uznanie m.in. w oczach Wykopowiczów.
Osobiście chciałbym podkreślić, że nie ma niczego złego w samym wezwaniu do usunięcia artykułu, gdy ten narusza prawo. Jednak w tym wypadku mieliśmy wezwanie wysyłane w skandalicznej formie i na dodatek w związku z treścią, która prawa nie narusza. Na gruncie prawa autorskiego takie działanie bez zawahania nazwalibyśmy copyright trollingiem.