Czas pracy to okres, w którym pracownik wykonuje zadania, zlecone mu przez pracodawcę, lub pozostaje do dyspozycji pracodawcy. O ile pierwsza część tej definicji nie budzi wątpliwości, to druga już owszem. Otóż nie wszyscy zdają sobie sprawę, że oczekiwanie na telefon od pracodawcy, czy na spóźniającego się kontrahenta, również jest czasem pracy.
8 godzin w biurze i godzinne oczekiwanie na telefon od szefa po godzinach?
Teoretycznie czas pracy, to część dnia, w której świadczymy pracę na rzecz naszego pracodawcy. Świadczenie pracy jednak nie zawsze musi wiązać się z podejmowaniem jakichkolwiek czynności. Czasem wystarczy sama gotowość do działania. Dokładnie pojęcie czasu pracy definiuje art. 128 kodeksu pracy, który stanowi, że:
Czasem pracy jest czas, w którym pracownik pozostaje w dyspozycji pracodawcy w zakładzie pracy lub w innym miejscu wyznaczonym do wykonywania pracy.
Jak więc widać, już samo brzmienie tego przepisu jasno wskazuje, że okres spędzony na oczekiwaniu na kontrahenta (nawet jeżeli w tym momencie gramy na telefonie, czy czytamy książkę, ale jednak jesteśmy gotowi do podjęcia działań ku chwale naszej firmy) również jest czasem pracy. To samo tyczy się bezczynności wymuszonej oczekiwaniem na polecenie przełożonego. O ile oczywiście w tym czasie nie mamy do wykonania innych zadań, którymi bez problemu możemy (a nawet powinniśmy) się zająć.
W niektórych sytuacjach jednak wskazanie, czy dany czas należy zaliczyć na poczet czasu pracy, może być problematyczne i nie wynika bezpośrednio z brzmienia przepisów kodeksu pracy. W takiej sytuacji warto skorzystać z orzecznictwa sądów, które interpretują poszczególne przepisy i wskazują, że czas pracy to pojęcie zdecydowanie szersze, niż mogłoby się nam wydawać.
Pracownik nie musi siedzieć w biurze, aby być w pracy
W dobie pracy zdalnej nie utożsamiamy już czasu pracy z okresem spędzonym tylko i wyłącznie w biurze lub w innym miejscu, wskazanym przez pracodawcę. Warto jednak zdawać sobie sprawę, że nie tylko osoba wykonująca swoje obowiązku w ramach pracy zdalnej może pracować poza biurem. Prawidłowość tę opisuje wyrok Sądu Najwyższego z 2022 roku (I PSKP 45/21), w którym skład sędziowski wyjaśnił, że:
Skoro właściwości danego rodzaju pracy nie pozwalają na precyzyjne zakreślenie zakładu pracy lub innego miejsca wyznaczonego, a pojęcia te można utożsamiać również z miejscem zamieszkania pracownika i pewnym obszarem, na którym realizowane są czynności, to zrozumiałe staje się, że każde zachowanie zmierzające do wypełnienia przez pracownika zobowiązania stanowi projekcję czasu pracy.
Oczywiście tutaj mowa o sytuacji, w której ciężko wskazać jedno, konkretne miejsce pracy. Wyrok sądu jednak jasno wskazuje, że nawet jeżeli pracownik powinien świadczyć pracę w biurze, czas spędzony w domu również może zostać zakwalifikowany, jako czas pracy. Zwłaszcza jeżeli w tym czasie czeka na telefon od przełożonego, ponieważ mają na przykład jechać na ważne spotkanie.
Oczekiwanie na telefon od pracodawcy to też czas pracy
Aby lepiej zrozumieć tę prawidłowość, najlepiej odnieść się do konkretnego przykładu. Jan Kowalski, zatrudniony w firmie Janusza Iksińskiego był w biurze przez cztery godziny. Pracuje na pełny etat, jednak szef kazał mu wrócić do domu i przebrać się, ponieważ będą wizytować miejskie stadiony, należy więc ubrać się wygodnie. Kowalski pojechał do domu, przebrał się i zgodnie ze wskazaniami oczekiwał na telefon od Iksińskiego, który miał powiedzieć mu, gdzie ma najpierw przyjechać.
Iksiński jednak zapomniał, że ma jeszcze jedno umówione spotkanie. Do Kowalskiego zadzwonił dopiero po dwóch godzinach, a przez następne cztery godziny wspólnie wizytowali stadiony. Po powrocie Kowalski wpisał, że był w pracy przez 10 godzin. Iksiński zakwestionował to, twierdząc, że te dwie godziny, które pracownik spędził w domu, były jego czasem wolnym. Sąd jednak nie zgodziłby się ze zdaniem Iksińskiego. Tak przynajmniej wynika z wyroku Sądu Najwyższego z 2024 roku, w którym skład sędziowski jasno wskazał, że:
Praca wykonywana ponad obowiązujące pracownika normy czasu pracy nie może nie obejmować zatem tych okresów z ustawowej normy czasu pracy, w których pracownik jest gotowy do świadczenia umówionej pracy, jednak z przyczyn organizacyjnych, leżących po stronie pracodawcy jej nie wykonuje.
Zdaniem sądu czas, w którym Kowalski czekał na telefon od pracodawcy, również był czasem pracy. Tego dnia wypracował więc 10 godzin zamiast 8, a Iksiński nie może tego kwestionować.
Oczekiwanie na telefon od pracodawcy nie może być traktowane, jako czas wolny
Czas wolny to moment, kiedy pracownik może robić dokładnie to, co mu się podoba, nie zważając na roszczenia pracodawcy. Może na przykład wypić piwo, pójść do klubu, odwiedzić znajomych, czy też zwyczajnie pójść spać. Tego wszystkiego zrobić nie może, kiedy pozostaje do dyspozycji pracodawcy, czyli na przykład czeka na telefon z informacjami o dalszych działaniach, czy na wezwanie.
Przykładowo, jeżeli pracownik obsługi technicznej ustala z pracodawcą, że nie musi być przez cały czas w firmie, jednak musi być pod telefonem i w razie awarii przyjechać i naprawić odpowiedni sprzęt, może przez 8 godzin siedzieć w domu i oglądać telewizję. I tak ten czas będzie liczony, jako czas pracy. Dlaczego? Ponieważ pracownik jest gotowy do działania – nie może więc w tym czasie pojechać do oddalonej o 50 km galerii handlowej, czy zrobić czegokolwiek, co uniemożliwi mu przyjazd na wezwanie. Praca nie zawsze musi być tożsama z działaniem, czy z siedzeniem w biurze. Czasem wystarczająca jest sama gotowość do podjęcia działań.