Spór polityków o kopalnię Turów spowodował także, że na granicy polsko-czeskiej pojawiły się pierwsze oznaki niechęci względem zwykłych Czechów. Jeden z pubów w Bogatyni wywiesił kartkę z napisem „Czechów nie obsługujemy”. Takie podejście jest tyleż przykre, co niezgodne z prawem.
Zastrzeżenie „Czechów nie obsługujemy” to kolejny przykład naruszenia art. 135 kodeksu wykroczeń
Wydobycie w kopalni Turów, pomimo nałożenia przez TSUE na Polskę, trwa i najprawdopodobniej trwać będzie. Tymczasem zwykli mieszkańcy okolicznych miejscowości, chociażby Bogatyni, boją się zamknięcia głównego pracodawcy w regionie. Turów to nie tylko kopalnia, ale także elektrownia. Bez tych dużych zakładów przemysłowych wiele osób czekałoby bezrobocie.
Niestety, jak to zwykle w takich sytuacjach bywa, sporowi międzynarodowemu towarzyszyć zaczyna wewnątrzkrajowa histeria. Premier Mateusz Morawiecki zdecydował się nie pojechać na spotkanie grupy wyszehradzkiej, na złość premierowi Czech Andrejowi Babišowi. Nic więc dziwnego, że „suwerennościowa” retoryka udziela się mieszkańcom.
W jednym z pubów w Bogatyni wywieszono tabliczkę z napisem „Czechów nie obsługujemy”, ozdobioną rysunkiem kreskówkowego Krecika z łopatą i górniczym kaskiem. Takie posunięcie, formalnie rzecz biorąc, jest niezgodne z prawem.
Podobnie jak w innych tego typu przypadkach, w grę wchodzi zastosowanie archaicznego art. 135 kodeksu wykroczeń. Zgodnie z tym przepisem:
Kto, zajmując się sprzedażą towarów w przedsiębiorstwie handlu detalicznego lub w przedsiębiorstwie gastronomicznym, ukrywa przed nabywcą towar przeznaczony do sprzedaży lub umyślnie bez uzasadnionej przyczyny odmawia sprzedaży takiego towaru, podlega karze grzywny.
Współczesny polski wymiar sprawiedliwości przypomniał sobie o tym relikcie PRLu, gdy trzeba było rozstrzygać sprawy o odmowę obsługi klienta w oparciu o arbitralne kryteria. Przypadków tego typu, trzeba przyznać, mieliśmy w ostatnich latach sporo. Niekiedy odmawiano usług gejom, innym razem narodowcom, albo osobom bez maseczki czy niezaszczepionym.
Jeśli jednak rzeczywiście jakiś Czech nie zostanie obsłużony, to polskie prawo stoi po jego stronie
Warto przy tym wspomnieć, że w praktyce mamy także do czynienia z nagminnym łamaniem tego przepisu bez większych konsekwencji. Chodzi oczywiście o wieloletni proceder odmowy sprzedaży piwa bezalkoholowego 0,0% osobom niepełnoletnim przez Lidl. To daje właścicielom bogatyńskiego pubu, jeśliby ktoś postanowił potraktować sprawę poważnie, nadzieję na uniknięcie odpowiedzialności.
Co jednak, jeśli organy ściganie zdecydują się zająć tą konkretną sprawą? Kluczowa wydaje się w tym przypadku kwestia „uzasadnionej przyczyny”. Niektórzy prawnicy utożsamiają to pojęcie z sytuacjami bezprawności sprzedaży. Na przykład sprzedaż leku na receptę osobie, która takowej nie posiada. O ile Lidl podpiera się opinią Państwowej Agencji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, o tyle kartka „Czechów nie obsługujemy” nie może już liczyć na żadne uzasadnienie zasługujące na uwzględnienie.
Zasady współżycia społecznego w Polsce zakładają, że odmawianie sprzedaży poszczególnym osobom z uwagi na ich narodowość jest czymś niewłaściwym. Szczególnie w przypadku wstępu do lokali gastronomicznych ma to określone konotacje historyczne. Takie zachowanie stanowi stoi też w sprzeczności z zasadami jednolitego rynku Unii Europejskiej.
Oczywiście, można zrozumieć emocje mieszkańców Bogatyni i okolic. Zwłaszcza biorąc pod uwagę ich dodatkowe podgrzewanie przez media państwowe. Tą konkretną kartkę z napisem „Czechów nie obsługujemy” właściwie należałoby potraktować jako zupełnie nieśmieszny, ale jednak żart. Ewentualnie: osobliwą formę protestu, skierowaną tak naprawdę wobec złego adresata. Takie podejście zadziała wtedy, jeśli wszystkie zainteresowane strony – włącznie z samym przedsiębiorcą – zignorują taką karteczkę.
Jeśli jednak rzeczywiście jakiś Czech nie zostanie obsłużony i postanowi coś z tym faktem zrobić, na przykład wezwać policję, to prawo obowiązujące w Polsce stoi w całości po jego stronie.