Niektórzy prawnicy wciąż myślą, że im pismo dłuższe, tym większe wrażenie wywoła. Większe: może i tak, ale z pewnością nie lepsze. Zdaje się, że zaczynają to dostrzegać sądy, które powoli decydują się na zmuszanie mecenasów do pisania mniej, ale lepiej. Czy pismo procesowe musi być długie?
Zwięzłość nie jest cechą kojarzoną z prawniczymi pismami. Niezależnie od tego, czy mamy do czynienia z urzędniczymi decyzjami, ustawami tworzonymi przez posłów czy pismami z sądów, wszędzie natrafiamy na pisma zbyt długie (i zbyt skomplikowane), by przeciętny adresat był je w stanie przeczytać. A co dopiero: przeczytać ze zrozumieniem. Już kilka lat temu pisałem („Czy czas na sny o elektronicznych prawnikach„), że przeciętny polski przedsiębiorca – gdyby tylko chciał – musiałby spędzać co najmniej 4 godziny dziennie na lekturze Dziennika Ustaw, gdyby chciał być na bieżąco z uchwalanym prawem. I nic się od tego czasu nie zmieniło, a ostatnio można wręcz zauważyć (z uwagi na epidemię koronawirusa), że nowe prawo jest tworzone jeszcze szybciej. O ile jednak czasami szybki wzrost jest mile widziany (o tobie mówię, Produkcie Krajowy Brutto), o tyle galopująca tzw. inflacja prawa to zjawisko niepokojące.
W przypadku pism urzędniczych ich rozdmuchana objętość jest zrozumiała. Tak jest po prostu łatwiej, a nie jest tajemnicą poliszynela, że polscy urzędnicy są po prostu marnie opłacani. W końcu budżetówka to chyba jedyne miejsce, w których informatyk może zarabiać minimalną krajową. Inaczej ma się rzecz w przypadku profesjonalnych pełnomocników, którzy biorą nierzadko ciężkie pieniądze za sporządzenie np. odpowiedzi na pozew. I zdaje się, że właśnie takie, gargantuicznie długie pismo spowodowało niewątpliwą furię sędziego. Wyrażoną w takim oto, zgrabnym zarządzeniu (źródło: Pisma procesowe napisane na odp***ol):
Czy pismo procesowe musi być krótkie?
Jak widać, sąd w dość kategoryczny sposób wyraził swój pogląd na temat objętości pisma pełnomocnika pozwanego. Chodzi tu zapewne o sprawę dotyczącą kredytu walutowego. W takich sprawach pisma pozwanych (banków) nierzadko liczą kilkaset stron. Nie jest to jednak kilkaset stron prawniczej argumentacji. Jak zresztą wprost wskazał sąd (któremu winszuję stanowczości), nie jest w takich sprawach konieczne przedstawienia np. historii kursów walut. Sąd jasno sprzeciwił się zatem praktykom polegającym na sporządzaniu pism procesowych za pomocą metody kopiuj-wklej. Należy jednak zwrócić uwagę, że nie jest to prawnicza samowolka sędziego. Jak wynika wprost z treści art. 2053 § 2 kodeksu postępowania cywilnego, pismo przygotowawcze powinno zawierać „twierdzenia i dowody istotne dla rozstrzygnięcia sprawy”.
Takie podejście cieszy. Krótsze pisma procesowe to również krótsze, czyli szybsze procesy. A tego polskie sądownictwo potrzebuje jak kania dżdżu. Zwłaszcza po wielotygodniowym lockdownie wymiaru sprawiedliwości z uwagi na koronawirus, po którym dochodzenie do normalności potrwa jeszcze wiele miesięcy. A i normalność w polskich sądach oznaczała przecież nieraz ponad rok czekania na rozprawę. Można natomiast mieć wątpliwości, czy takie stanowisko znajdzie poparcie nie tyle większości sędziów, ale przede wszystkim ustawodawcy. Nadmierny formalizm polskiego prawa uwidocznił się chociażby podczas procesu w sprawie Amber Gold. Odczytywanie wyroku w sprawie Amber Gold trwało kilka miesięcy. A posłowie wciąż mają ważniejsze sprawy na głowie, niż sprawne sądy.