Andrzej Duda nie spotka się z Joe Bidenem w Nowym Jorku dlatego, że strona Polska chciałaby, aby u Amerykanów pojawiła się refleksja w sprawie Nord Steam 2. Wydaje się jednak, że to naszym rządzącym przydałaby się refleksja – co do rzeczywistej sile Polski na arenie międzynarodowej. Nawet, jeśli ta miałaby być dość bolesna
Andrzej Duda nie spotka się z Joe Bidenem przez Nord Stream 2? Otoczenie prezydenta RP powinno zejść na ziemię
Prezydent Andrzej Duda poleciał z małżonką do Nowego Jorku by wziąć udział w szczycie ONZ. Będzie tam również, siłą rzeczy prezydent USA Joe Biden. Do oficjalnego spotkania pomiędzy prezydentami nie dojdzie. Według otoczenia głowy naszego państwa Andrzej Duda nie spotka się z Joe Bidenem dlatego, że strona polska chciałaby najpierw od Amerykanów refleksji odnośnie gazociągu Nord Stream 2.
Rzeczywiście, wolta Joe Biedena w sprawie rosyjsko-niemieckiego gazociągu i zniesienie kluczowych amerykańskich sankcji pozwoliło ukończyć projekt. Z punktu widzenia USA był to gest uprzejmości wobec Niemiec. Stany Zjednoczone starają się ułożyć na nowo stosunki z Berlinem po ochłodzeniu z czasów Donalda Trumpa. Co więcej, Amerykanie są teraz skupieni na rywalizacji z Chinami na Pacyfiku. Ostatnie czego im potrzeba, to dodatkowe swary z Rosjanami.
Niestety, patrząc na sprawę z perspektywy Polski i Ukrainy to niemalże zdrada. Warto jednak zauważyć, że podejście Amerykanów do obydwu państw dość istotnie się różni. Administracja Joe Bidena stara się przynajmniej sprawiać wrażenie chęci zrekompensowania Kijowowi swojej zmiany podejścia. Przykładem może być deklaracja inwestycji w ukraińską energetykę jądrową. Polska wydaje się w narracji dotyczącej sprawy Nord Stream 2 właściwie dla Waszyngtonu nie istnieć.
To, że prezydent Duda nie spotka się z Joe Bidenem przez Nord Stream 2 bardzo ładnie brzmi. Sugeruje, że nasz kraj ma jakieś znaczenie w geopolitycznych planach Stanów Zjednoczonych. Że to Amerykanie powinni zabiegać o przychylność Polski. Rzeczywistość może jednak okazać się bolesna dla polskich władz. Być może to im przydałaby się refleksja co do faktycznej pozycji naszego państwa na świecie?
Polska nie odgrywa ważnej roli w Europie a USA i tak teraz interesuje głównie Pacyfik
Postawmy sprawę jasno: Stany Zjednoczone wciąż są supermocarstwem, Polska nie jest nawet mocarstwem regionalnym. Do czego więc mielibyśmy być Waszyngtonowi niezbędni? Nigdy nie byliśmy i nie mieliśmy być realną alternatywą dla partnerstwa z Niemcami w Europie. Nasz kraj nie ma do tego ani potencjału gospodarczego, ani militarnego, ani siły oddziaływania na arenie międzynarodowej. Nawet za czasów Donalda Trumpa mieliśmy pełnić rolę jedynie straszaka na Berlin. Administracja Bidena takiego straszaka nie potrzebuje.
Kwestię siły oddziaływania warto omówić szerzej, bo to właśnie na tym polu nasi rządzący pokpili przez ostatnie lata właściwie wszystko, co się dało pokpić. Powtarzane co rusz zaklęcia o wstawaniu z kolan przyniosły jedynie skonfliktowanie Polski z większością liczących się graczy w Europie.
Anulowanie przetargu na zakup śmigłowców wielozadaniowych dla polskiej armii popsuło relacje z Francją. Skądinąd samych śmigłowców przez to nie kupiliśmy wcale. Na Berlin rządowe media i politycy regularnie szczują. Z Brukselą Polska jest skonfliktowana o praworządność i strefy wolne od „ideologii LGBT”.
Mocarstwa nie potrzebują polskiego pośrednictwa do rozmów z Ukrainą, możliwość oddziaływania Warszawy na Białoruś jest obecnie zerowa. Relacje z Rosją wypadałoby skwitować milczeniem. Próby dogadania się z Chinami były tak niezdarne, że aż Chińczycy poczuli się w obowiązku zdementować bajki opowiadane przez naszych polityków. Przy okazji tylko zirytowaliśmy Stany Zjednoczone. Nawet polskie próby „przewodzenia” w regionie Europy Środkowej, chociażby przy okazji pożytecznej inicjatywy Trójmorza, budzą wśród naszych partnerów raczej konsternację.
Od wyboru Joe Bidena na prezydenta USA zrobiliśmy co w naszej mocy, by poróżnić się z Amerykanami
Nie jesteśmy też dla Amerykanów jakimś przesadnie atrakcyjnym partnerem gospodarczym. Przed dalszymi inwestycjami skutecznie zniechęca perspektywa wyrugowania koncernu Discovery z polskiego rynku medialnego za pomocą sprzecznego z prawem lex TVN albo kombinacji KRRiT. Jeżeli nasz rząd myśli, że wykpi się kontraktami na zakup uzbrojenia, to może się grubo przeliczyć.
Trudno porównywać skalę zapotrzebowania Polski do analogicznych zakupów Arabii Saudyjskiej. Nie przeszkodziło to Amerykanom nałożyć sankcje na Rijad, gdy ten zaczął mordować dziennikarzy. Warto przy tym zauważyć, że od demokratycznej i położonej w Europie Polski Stany Zjednoczone oczekują dużo wyższych standardów.
Polskie władze zrobiły zresztą całkiem sporo, by skonfliktować się ze Stanami Zjednoczonymi. Za czasów rządów Donalda Trumpa USA było jedynym realnym gwarantem bezpieczeństwa Polski – tak jakby Unia Europejska nie istniała. Polscy politycy, z prezydentem Dudą na czele, chwili się zażyłymi relacjami z poprzednim lokatorem Białego Domu. Budowanie polityki zagranicznej w oparciu o jednego człowieka, który mógł przestać być prezydentem, samo w sobie było błędem.
Lekceważenie Joe Bidena, przejawiające się nawet w tak drobnych gestach jak ociąganie się z gratulacjami po wyborze, z pewnością nie było mądrym posunięciem. Obrażanie się na Demokratów, że Trump przegrał wybory również wiele mówi o sposobie uprawiania dyplomacji przez nasz kraj.
Andrzej Duda nie spotka się z Joe Bidenem dlatego, że Polska nie ma nic przydatnego do zaoferowania Amerykanom
Warto przy tym zwrócić uwagę na rozmaite przykłady amerykańskiej impertynencji, za które polskie władze mają pretensje do Amerykanów. Przykładem może być chociażby koszmarny blamaż w postaci tak zwanej Konferencji Bliskowschodniej, czy nieeleganckie naciski na „uregulowanie sprawy roszczeń żydowskich”. Wskazać tu można nawet ingerowanie w sprawy Polski, o ironio – dla Polaków zwykle korzystne, przez ówczesną amerykańską ambasador. Przecież za wszystkie te incydenty odpowiadają przedstawiciele administracji Donalda Trumpa, nie Joe Bidena.
Co więcej, to Polska bardzo chciała się wkupić w łaski Waszyngtonu – często wbrew zdrowemu rozsądkowi, czy dobremu smakowi. Przykładem może być próba połechtania ego prezydenta Trumpa nazwaniem hipotetycznej stałej bazy amerykańskiej w Polsce jego nazwiskiem. Kolejnym wspomniany wyżej antyirański seans nienawiści zorganizowany dla Izraela przez USA a odbywający się w Warszawie.
Jeżeli Andrzej Duda nie spotka się z Joe Bidenem, to przede wszystkim dlatego, że nie miałby amerykańskiemu prezydentowi nic ciekawego do powiedzenia. Polska zaś nie ma Stanom Zjednoczonym do zaoferowania nic, na czym by im jakoś szczególnie zależało. Być może gdybyśmy nie uparli skonfliktować się z całym światem, to sytuacja wyglądałaby przynajmniej nieco inaczej?