Wiele par żyje w związkach pozamałżeńskich. Czasami to kwestia wyboru, a czasami rezultat tego, że para po prostu nie ma innej możliwości. Taka sytuacja wiąże się jednak z pewnymi problemami na gruncie prawnym, także jeśli chodzi o kwestie dziedziczenia. Jak w takim razie uregulować sprawy spadkowe w związku pozamałżeńskim i czy w ogóle można w jakiś sposób zabezpieczyć przyszłość swojego partnera?
Po pierwsze – spisanie testamentu
W przypadku, gdy spadkodawca nie spisze testamentu, zastosowanie znajduje dziedziczenie ustawowe. Oznacza to, że do spadku uprawnieni są członkowie rodziny według konkretnej kolejności. Przy czym „rodziną” tą nie są narzeczeni, partnerzy tej samej płci czy konkubenci – takie osoby w świetle prawa spadkowego są spadkodawcy obce.
Oznacza to, że jeśli testamentu nie będzie, to partner zostanie z niczym – nawet jeśli w praktyce był dla zmarłego najbliższą osobą. Spadek przypadnie wówczas w całości np. wspólnym dzieciom, rodzicom zmarłego czy dalszym krewnym. Partner będzie mógł natomiast co najwyżej powołać się na przepisy kodeksu cywilnego dotyczące korzystania przez 3 miesiące z mieszkania i urządzenia domowego.
Testament ma jednak pierwszeństwo nad ustawą. Oznacza to, że jeśli spadkodawca spisze swoją ostatnią wolę, to dziedziczenie będzie przebiegać właśnie na zasadach tam ustanowionych. Jeśli więc chce, by partner ze związku pozamałżeńskiego cokolwiek odziedziczył, nie pozostaje mu nic innego jak spisanie testamentu.
Najlepiej zrobić to w formie aktu notarialnego – wtedy istnieje najmniejsza szansa, że testament okaże się nieważny czy że rodzinie niezadowolonej z takiego obrotu spraw uda się go podważyć.
Jak uregulować sprawy spadkowe w związku pozamałżeńskim, skoro pozostaje jeszcze kwestia zachowku?
Zła wiadomość jest jednak taka, że pozostaje jeszcze druga kwestia – zachowek. Przysługuje on dzieciom spadkodawcy oraz jego małżonkowi, a w dalszej kolejności – jego rodzicom. Oznacza to, że jeśli zmarły spisze testament, w którym do całości spadku powoła swojego partnera ze związku pozamałżeńskiego, istnieje duża szansa, że będzie on musiał zapłacić zachowek.
Zakładając, że z obecnym partnerem zmarły pozostawał, nie będąc jednocześnie w związku małżeńskim (np. z tego względu, że przez długie lata był w separacji faktycznej i nie zdecydował się na rozwód), to do zachowku prawo będą mieć tylko jego dzieci. Nie ma przy tym znaczenia, czy są to wspólne dzieci spadkodawcy i obecnego partnera, czy też dzieci z innych związków.
Każdemu z nich przysługuje zachowek wysokości ½ tego, co otrzymałyby w razie dziedziczenia z ustawy. Jeśli natomiast są nieletnie albo trwale niezdolne do pracy, mają prawo do wyższego zachowku wysokości 2/3. A to oznacza, że jeśli spadek według ustawy przypadłby w całości np. dwójce małoletnich dzieci, to każde z nich powinno otrzymać zachowek wysokości 1/3 spadku (1/2 x 2/3). Tym samym partner spadkodawcy będzie musiał zapłacić zachowki wynoszące w sumie 2/3 wartości spadku.
Z kolei jeśli zmarły nie miałby dzieci, to do dziedziczenia dochodziłaby od razu grupa druga. W niej znajdują się rodzice spadkodawcy oraz małżonek. Wtedy właśnie na rzecz tych osób trzeba by było zapłacić odpowiednią kwotę.
Oczywiście może się też zdarzyć, że spadkodawca nie ma małżonka, nie ma dzieci, a jego rodzice nie żyją czy też z innych powodów nie będą dziedziczyć (np. ze względu na zrzeczenie się dziedziczenia). Wtedy cały spadek przypadnie partnerowi, bez konieczności płacenia jakiegokolwiek zachowku.
Darowizny zwykle nie pozwolą obejść przepisów o zachowku
Aby obejść kwestię zachowku spadkodawca zawsze może też pomyśleć o dokonaniu darowizny. Nie jest to jednak dobre rozwiązanie. Po pierwsze, osoby obdarowane też mogą być odpowiedzialne za zapłatę zachowku. Na niewiele zda się więc wyzbycie się majątku przed śmiercią i zawarcie umowy darowizny tak, by w skład spadku wchodził niewielki majątek.
Warto jednak w tym miejscu wspomnieć, że istnieją też darowizny nieuwzględniane przy zachowku. Wśród nich znajdują się też te dokonane przed co najmniej 10 latami na rzecz osoby nie będącej spadkobiercą. Spadkodawca mógłby więc np. przekazać dom, samochód itd. w formie darowizn swojemu partnerowi, zamiast przekazywać je w spadku. Jeśli zrobiłby to odpowiednio wcześniej, ten nie musiałby płacić zachowku.
Byłoby to jednak ryzykowne rozwiązanie – po pierwsze, spadkodawca nie może mieć gwarancji, że jeśli w danym momencie dokona darowizny, to warunek upływu 10 lat do otwarcia spadku zostanie spełniony. Poza tym w ten sposób jeszcze za jego życia partner stałby się właścicielem najbardziej wartościowych składników majątku. W razie ewentualnego rozstania cofnięcie darowizny nie będzie natomiast możliwe.
Czy w takim razie spisywanie testamentu w ogóle ma sens?
Pytanie więc, po co spisywać testament, skoro w takiej sytuacji i tak większość trzeba będzie oddać w formie zachowku?
Po pierwsze, partnerowi zmarłego na pewno pozostanie jakaś część majątku – nawet jeśli zapłaci wysoki zachowek. Poza tym zachowek to zawsze roszczenie pieniężne. Spadkobierca musi więc zapłacić konkretną kwotę, a nie oddać przedmioty ze spadku odpowiadające tej wartości. Jeśli więc np. w skład majątku po zmarłym wchodził dom, w którym para wspólnie mieszkała latami, to dzięki spisaniu testamentu partner będzie mógł mieć ten dom na własność. Oczywiście pod warunkiem, że ma inne środki, które pozwolą mu zapłacić zachowek konkretnej wysokości.
Poza tym zdarza się, że obowiązku zachowku udaje się uniknąć. Być może wszyscy uprawnieni nie żyją albo z różnych względów nie mogą dziedziczyć. Może się tez zdarzyć, że zbyt długo będą zwlekać z upomnieniem się o pieniądze i ich roszczenie się przedawni. W efekcie partner spadkodawcy nie będzie im musiał płacić ani złotówki, jeśli powoła się na przedawnienie roszczeń.