Połowa Polaków chciałaby zrezygnować z NFZ i leczyć się prywatnie. Nie wiedzą, co ich czeka

Państwo Społeczeństwo Zdrowie Dołącz do dyskusji
Połowa Polaków chciałaby zrezygnować z NFZ i leczyć się prywatnie. Nie wiedzą, co ich czeka

Badanie Enel-med wskazuje, że aż 55 proc. Polaków chciałoby zrezygnować z publicznej służby zdrowia i leczyć się prywatnie. Można oczywiście zrozumieć frustrację dalekim od ideału stanem opieki zdrowotnej w naszym kraju. Nie jestem jednak pewien, czy respondenci faktycznie byliby gotowi na leczenie się prywatnie ze wszystkimi tego konsekwencjami. W szczególności mam tutaj na myśli pełną odpłatność.

Zanim uznamy, że leczenie się prywatnie bez NFZ to świetna opcja, pomyślny raczej o kosztach

Ciągła awantura o składkę zdrowotną przedsiębiorców, długie kolejki do specjalistów, wieczne niedofinansowanie, a nawet paskudne posiłki w szpitalach. Z tym właśnie może się przeciętnemu Polakowi kojarzyć publiczna opieka zdrowotna. Rzeczywistość zdecydowanie od tego obrazu nędzy i rozpaczy zazwyczaj odbiega. Wciąż jednak duża część z nas może dojść do wniosku, że leczenie się prywatnie wyjdzie im na zdrowie. Jak duża? Opublikowane w marcu wyniki badania Enel-med mogą zaskakiwać.

Aż 55 proc. respondentów doszło do wniosku, że gdyby tylko mieli wybór, to zrezygnowaliby z publicznej opieki zdrowotnej. Ściślej mówiąc: przestaliby opłacać składkę zdrowotną i sami finansowaliby swoje leczenie. Ktoś mógłby dojść do wniosku, że Polacy złapali się na haczyk myślenia ultraliberalnego. Ktoś inny stwierdziłby, że to raczej przejaw zbiorowego masochizmu. Ja zwróciłbym raczej na dość powszechną frustrację związaną ze społeczną percepcją leczenia finansowanego przez NFZ.

Nie chciałbym wyśmiewać osób, które składają takie deklaracje. Równocześnie nie jestem w stanie traktować ich poważnie. Powód jest bardzo prosty: leczenie się prywatnie jest dużo droższe, niż wydawałoby się na pierwszy rzut oka. Owszem, praktycznie każdy z nas od czasu do czasu korzysta z usług sektora prywatnego. Czasem trzeba zrobić sobie badania, wyleczyć zęby, albo skonsultować się ze specjalistą. W grę wchodzi także medycyna estetyczna albo stosunkowo proste zabiegi. Jest przede wszystkim szybciej. Mało komu chce się czekać długie miesiące, jeśli nie lata.

Koszt takich usług jest jeszcze akceptowalny, przynajmniej dla pracującego Polaka. Schody zaczynają się w momencie, gdy w grę wchodzi długotrwałe leczenie przypadłości, które trudno byłoby skomercjalizować. Najlepszym przykładem jest tutaj leczenie onkologiczne. Chemioterapia może kosztować pacjenta kilkanaście tysięcy złotych. NFZ wydaje średnio ok. 13 tysięcy złotych na kurację jednego chorego. Pod względem sposobu samego leczenia najprawdopodobniej nie będzie większej różnicy. Warto o tym pamiętać zwłaszcza wtedy, gdy przypomnimy sobie o istnej pladze nowotworów przetaczających się przez nasz kraj.

Tak naprawdę na rezygnację z publicznej opieki zdrowotnej stać nielicznych

Leczenie się prywatnie to oczywiście także schorzenia i zabiegi z różnych innych dziedzin medycyny. Endoproteza stawu biodrowego kosztuje od 16 000 do 20 000 zł. Operacja wady serca bez konieczności wszczepiania implantu to wydatek ok. 36 000 zł. Ze wszczepieniem takowego wyjdzie już 41 000 zł. Kruszenie kamieni nerkowych laserem może kosztować 10 000 zł. Za biopsję prostaty zapłacimy 3 000 zł. Operacja przepukliny pachwinowej kosztuje co najmniej 5 500 zł. Laserowe usunięcie hemoroidów będzie o jakiejś 500 zł tańsze.

Sam pobyt w prywatnym szpitalu to dodatkowy wydatek. W zależności od oddziału wskazanego dla naszej przypadłości i miejscowości możemy zapłacić od 400 do 5000 zł. Skoro w całości rezygnujemy z usług NFZ, to będziemy musieli zapłacić z własnej kieszeni także na przykład za przejazdy karetką. Pół biedy, gdy trzeba będzie po prostu zawieźć nas do szpitala w naszym mieście. Wówczas koszt należy oszacować na jakiejś kilkaset złotych. Transport do innej placówki to już 500-1500 zł za 100 km.

To nie koniec złych wieści. Leczenie się prywatnie oznacza także, że nie będziemy mogli skorzystać z refundacji leków. Tym samym za każdym razem czeka nas zakup pełnopłatny. Najczęściej nie będą to wielkie kwoty w porównaniu do innych potencjalnych wydatków. Przynajmniej do momentu, gdy okaże się, że akurat potrzebujemy jakiegoś drogiego specyfiku.

Prawdę mówiąc, jest prosty sposób, by już teraz przekonać się na własne oczy, jak wyglądałoby leczenie się prywatnie bez udziału NFZ. Wystarczy zapoznać się z tymi wszystkimi zbiórkami na leczenie, których internet jest pełen. Różnica jest jedna: po prostu musielibyśmy dorzucić do nich także kuracje i leki finansowane przez NFZ.

Osobną kwestią jest oczywiście to, jak duża część tych 55 proc. respondentów rzeczywiście odprowadza jakieś składki zdrowotne. W grę wchodzą przecież osoby korzystające z ubezpieczenia małżonka albo uczniowie i studenci. Osoby młode i zdrowe nierzadko nie dopuszczają do siebie możliwości, że mogą poważnie zachorować. Nie zmienia to jednak tego, że rezygnacja z publicznej opieki zdrowotnej to coś, na co stać jedynie najzamożniejszych Polaków. Nie bez powodu istnieje zjawisko rejestrowania się jako bezrobotny tylko po to, by zyskać tytuł do ubezpieczenia zdrowotnego.