Jeśli myślicie, kto wpadł na tak dziwaczny pomysł jak likwidacja barów mlecznych i na myśl przychodzą wam dwa słowa: „Sylwia” i „Spurek”, to trafiliście w dziesiątkę. Europosłanka, która dostała się do Brukseli na skrzydłach Roberta Biedronia, co rusz próbuje zarazić nas swoimi absurdalnymi pomysłami na przyspieszoną zieloną rewolucję. Ale z „mleczakami” to już naprawdę przesadziła.
Likwidacja barów mlecznych?
Zajrzałem pod tag „Sylwia Spurek” i sprawdziłem o jakich pomysłach europosłanki ostatnio pisaliśmy w Bezprawniku. Co jeden to głupszy – wyższa składka zdrowotna dla jedzących mięso czy koniec wędkarstwa w Unii Europejskiej to tylko dwa z wielu przykładów. Polityczka należąca do Partii Zielonych najwyraźniej lubi szokować i mierzyć się z zasłużoną krytyką swoich wypowiedzi. Dlaczego zasłużoną? Bo nikt tak jak ona nie ośmiesza idei (w dużej mierze słusznej), jaką próbuje zaszczepić w społeczeństwie. Tak, zielona rewolucja jest potrzebna, również w temacie żywienia. Ale nikt nie pójdzie na radykalny scenariusz pani Spurek, która ową rewolucję chce wbijać do głów wegańskim młotkiem.
Sylwia Spurek w rozmowie z Super Expressem zapowiedziała, że chętnie zobaczyłaby koniec barów mlecznych w obecnej formule. Potem na Twitterze doprecyzowała, że miejsca, jakie dziś odwiedzają tysiące Polaków, powinny odejść do historii i zostać zastąpione przez te „które oferują lokalne, wegańskie, ekologiczne produkty”. Przy okazji europosłanka skrytykowała także program podawania w szkołach codziennie dzieciom szklanki mleka. I o ile, jako osoba szczerze nienawidząca ciepłego mleka, w tej drugiej sprawie mogę pani poseł przybić piątkę, to w sprawie „mleczaków” mogę co najwyżej poprosić aby popukała się w czoło.
https://twitter.com/SylwiaSpurek/status/1590602603875835904?s=20&t=YTozN25x1ypA9mtOLrUwtQ
Mleczaki to dobro narodowe
Jest takie, mocno prostackie, powiedzonko o tym gdzie kto był i co widział. Ale po co uciekać się do takich odzywek, skoro panią poseł można normalnie i uprzejmie wypunktować. Po pierwsze – jestem przekonany, że Sylwia Spurek nie była w barze mlecznym w Polsce od lat. Zapewne dlatego, że brzydzi się bliskością mięsa, a w tego typu lokalach schabowe i mielone często przelatują przed oczami. Gdyby jednak pani poseł pofatygowała się do baru, to zauważyłaby zarówno to, że jest tam oferowanych wiele dań wegańskich i wegetariańskich, jak i to, że w przeważającej większości barów mlecznych jedzenie jest po prostu dobrej jakości.
Dla wielu osób bar mleczny to często jedyna okazja do tego, by zjeść pełnowartościowy posiłek. Tych uboższych i tak nie stać na co bardziej wyszukane dania mięsne, więc na tak pożądany przez Sylwię Spurek wegetarianizm przechodzą niejako nie z własnej woli. W dodatku w obecnych czasach ogromnej inflacji i drożyzny, która winduje do góry ceny w restauracjach, to bary mleczne stają się najpowszechniejszą formą zjedzenia „na mieście”. Sam widzę w swoim najbliższym „mleczaku”, że ludzi przychodzi tam znacznie więcej niż kiedyś, a reprezentują oni bardzo różne warstwy społeczne i grupy wiekowe. Dziś powinniśmy iść na ratunek barom mlecznym, by zachowały swoje atrakcyjne ceny, a nie myśleć nad ich likwidacją.
Całe szczęście, że niemal wszystkie pomysły Sylwii Spurek okazują się jedynie ciekawostkami. Nie przeczę, że za ileś lat część z tych idei może faktycznie się urzeczywistnić. Ale czasy mamy takie, jakie mamy. I dziś priorytetem powinno być to, żeby ludzie nie chodzili głodni. A nie spełnianie rewolucyjnych postulatów proponowanych przez skrajnych, wręcz sfiksowanych na ich punkcie polityków.