W ramach nowych obostrzeń od 1 grudnia funkcjonują limity dla przedsiębiorców, w które teoretycznie nie powinni być wliczani zaszczepieni. Problem w tym, że nie ma narzędzi prawnych pozwalających przedsiębiorcom na weryfikację zaszczepienia klienta. Rzecznik rządu spieszy jednak z wyjaśnieniem. Wystarczy nie wychodzić poza limit wyznaczony dla wszystkich. Proste, prawda?
Rządzący usilnie starają się nas przekonać, że przywileje dla zaszczepionych rzeczywiście działają
Od momentu zapowiedzi wprowadzenia od 1 grudnia nowych obostrzeń sanitarnych zwracaliśmy na łamach Bezprawnika uwagę na jeden szczegół. Owszem, podniesiono limity dla przedsiębiorców. Rządzący wspaniałomyślnie wyłączyli spod ich obowiązywania zaszczepionych. Tyle tylko, że nie ma obecnie żadnego narzędzia prawnego wprost pozwalającego przedsiębiorcom weryfikować kwestię zaszczepienia swoich klientów. Nie wspominając nawet o pracownikach.
Okazało się, że rząd rzeczywiście postanowił umyć ręce i przerzucić całą odpowiedzialność na przedsiębiorców. Organy władzy zachęcają: są przecież paszporty covidowe, prawda? Czysto teoretycznie wystarczy, by klient legitymował się takim ceryfikatem, by można było go nie wliczać do wyznaczonych limitów sanitarnych. W razie czego, to nie rząd nakłada jakieś ograniczenia na niezaszczepionych. Gniew skupi się na przedsiębiorcach, a nie na słupkach sondażowych. Rozwiązanie proste i skuteczne, przynajmniej z punktu widzenia władzy.
Kolejną propozycję ma dla nas rzecznik rządu Piotr Müller:
Obecne przepisy mówią o tym, że te limity nie obowiązują osób zaszczepionych, w związku z tym każdy przedsiębiorca ma w tej chwili obowiązkowy limit powiedzmy 50 proc. i do tego limitu nie musi niczego weryfikować. Natomiast jeżeli chciałby wpuścić osoby, które przekraczają ten limit, to wtedy o taką weryfikacje może poprosić. Jeżeli ta osoba nie chce się zgodzić na taką weryfikacje, to po prostu nie ma wstępu do tego miejsca, w którym obowiązuje konkretny limit, ponieważ jest wypełniony limit tych 50 procent
Tyle teorii, bo dotychczasowa praktyka jest zgoła odmienna. Być może niektórzy pamiętają przypadki poprzedniej fali koronawirusa. W szczególności zaś historię sieci Helios i rzekomej segregacji sanitarnej w kinach. Firma postanowiła wówczas zastosować dokładnie to rozwiązanie, które dzisiaj przedsiębiorcom sugerują rządzący. Skutkiem była wściekłość ze strony fanatycznych antyszczepionkowców, którzy uciekali się nawet do gróźb śmierci kierowanych wobec pracowników Heliosa. W tej sytuacji firma zdecydowała się zrezygnować z dodatkowych miejsc dla zaszczepionych.
Limity dla przedsiębiorców w praktyce najpewniej nie będą w ogóle brały pod uwagę, że zaszczepieni istnieją
Trudno się dziwić Heliosowi. Z tego typu sytuacji warto jednak było wyciągnąć wnioski na przyszłość, czego rząd niestety nie zrobił. Trudno zresztą powiedzieć, czy w ogóle próbował. W końcu cały czas nie ma mowy o dostępie przedsiębiorców do rejestrów zaszczepionych, nie ma przepisów pozwalających domagać się od klienta certyfikatu covidowego. Nie ma żadnej ochrony prawnej dla firmy, która próbowałaby sprawdzać zaszczepienie klientów. Słowem: nie ma nic, co mogłoby pomóc przedsiębiorcom realizować zadanie scedowane na nich przez rząd.
Nic dziwnego, że ci wcale się nie garną do nadstawiania karków przed awanturującymi się niezaszczepionymi. Wypowiedź Piotra Müllera przy odrobinie złej woli można sprowadzić do zupełnie innej instrukcji. Drodzy przedsiębiorcy: po prostu trzymajcie się wyznaczonych limitów miejsc, zaszczepionymi nie zaprzątajcie sobie głowy. Nie będzie awantur, wzywania policji, straszenia art. 138 kodeksu wykroczeń. Nie będzie niejasności co do stanu faktycznego, kolizji z przepisami dotyczącymi ochrony danych osobowych.
Właśnie dlatego limity dla przedsiębiorców, w części dotyczącej zaszczepionych, stają się taką samą fikcją, jak w trakcie poprzedniej fali. Skutki takiego stanu rzeczy można łatwo przewidzieć. W szczególności te dotyczące braku dodatkowej zachęty do zaszczepienia się. To z kolei przekłada się na liczbę zajętych łóżek w szpitalach i rekordowe statystyki zgonów. Ciekawe, czy w tym przypadku również dowiemy się, że „to, że ludzie umierają, to jest biologia”?
Jeżeli ktoś tu triumfuje, to z pewnością antyszczepionkowcy. Nic zresztą dziwnego, skoro dotychczasowe działania rządzących to właściwie jedna, wielka próba udobruchania foliarzy – zwłaszcza tych zasiadających w sejmowych ławach Zjednoczonej Prawicy. Ogon psem cały czas merda w najlepsze. Dlatego właśnie wprowadzone nowe obostrzenia, nie tylko limity dla przedsiębiorców, mają charakter właściwie czysto pozorny.
Minister zdrowia Adam Niedzielski zaczął przebąkiwać o obowiązkowych szczepieniach przeciw covid-19. Na razie dla osób wykonujących określone zawody. Cóż jednak z tego, skoro takiej możliwości nie wyobraża sobie chociażby prezydent a politycy obozu rządowego zwalają swoje zaniechania na „gen sprzeciwu” Polaków? Tymczasem w Austrii jakoś się dało.