To określenie dotyczy pracowników – zwykle starszych, z długim stażem – którzy wciąż formalnie pozostają zatrudnieni, ale de facto nie mają już żadnych obowiązków. Siedzą przy biurku, często w kącie lub właśnie przy oknie, gdzie przeszkadzają najmniej. Pensja wpływa, dni mijają, a efektywność jest bliska zeru.
Na Zachodzie ktoś mógłby powiedzieć, że to absurd i finansowe marnotrawstwo. Ale w Japonii ta praktyka ma głębsze podłoże kulturowe.
Lojalność ważniejsza niż wydajność
System pracy w Kraju Kwitnącej Wiśni przez dekady opierał się na modelu dożywotniego zatrudnienia. Kto raz dostał etat w dużej korporacji, ten mógł spać spokojnie – aż do emerytury. Pracownika traktowano jak członka rodziny, który nie tylko pracuje, ale i oddaje firmie całe swoje życie. W zamian firma zapewniała stabilność i opiekę.
Problem pojawiał się, gdy pracownik przestawał być przydatny, bo technologia go wyprzedziła, bo był zbyt konserwatywny, bo nie nadążał za tempem młodszych. Zamiast brutalnego zwolnienia, które w Japonii uchodziło za formę społecznego wykluczenia, firmy proponowały inne rozwiązanie. Przenoszono go na boczny tor, czyli właśnie do biurka przy oknie. Oficjalnie wciąż był częścią zespołu, w praktyce pełnił rolę niemego obserwatora.
Sprawdź polecane oferty
RRSO 21,36%
Dlaczego nie zwalniano takich osób? Powód jest prosty: wstyd
W japońskiej kulturze honor i twarz są wartościami nadrzędnymi. Zwolnienie starszego pracownika mogłoby być odczytane jako brak szacunku dla jego dotychczasowego wkładu. Z kolei sam pracownik, gdyby trafił na bezrobocie, utraciłby status społeczny i twarz przed rodziną czy sąsiadami.
Dlatego właśnie „madogiwa-zoku” było czymś w rodzaju kompromisu. Firma nie korzystała z jego pracy, ale kupowała spokój i utrzymywała pozory. Pracownik z kolei zyskiwał jeszcze kilka lat stabilizacji, nawet jeśli jego dzień pracy polegał głównie na czytaniu gazet, piciu zielonej herbaty i obserwowaniu życia biura zza szyb.
Fenomen z epoki boomu gospodarczego
Zjawisko szczególnie rozpowszechniło się w latach 80., kiedy japońska gospodarka przeżywała złoty wiek. Firmy były ogromne, bogate, mogły sobie pozwolić na finansowanie „niewidzialnych etatów”. Wtedy też termin „madogiwa-zoku” trafił do popkultury – pojawiał się w literaturze, filmach czy programach publicystycznych. Stał się symbolem systemu, w którym wydajność nie zawsze była priorytetem.
Dziś jednak Japonia już nie jest tą samą gospodarką. Społeczeństwo szybko się starzeje, gospodarka rośnie w tempie znacznie wolniejszym niż kiedyś, a presja na efektywność rośnie. „Madogiwa-zoku” wciąż istnieje, ale nie w tej skali co czterdzieści lat temu.
Czy to naprawdę taki absurd?
Z perspektywy Europejczyka, który przywykł do okresowych ocen, KPI-ów i polityki „up or out”, madogiwa-zoku brzmi jak ekonomiczny nonsens. Ale można spojrzeć na to inaczej. W istocie jest to forma zabezpieczenia socjalnego finansowanego przez prywatny biznes. Firmy biorą na siebie rolę opiekuna pracowników w jesieni kariery, nie obciążając państwa dodatkowymi kosztami świadczeń.
Nie bez znaczenia jest też aspekt psychologiczny. Dla człowieka, który przez 40 lat przychodził o 8 rano do biura, nagłe wyrzucenie z pracy może być ciosem trudnym do udźwignięcia. Kilka spokojnych lat przy oknie to sposób, by złagodzić szok i dać czas na przygotowanie się do emerytury.
W Polsce taki model wydaje się nie do pomyślenia. Tu starszy pracownik albo odchodzi na wcześniejszą emeryturę, albo musi odnaleźć się w rynku, często podejmując prostsze prace dorywcze. W Europie czy USA dominują mechanizmy ostre, cięcie kosztów, restrukturyzacje, outplacement. „Siedzenie przy oknie” byłoby uznane za stratę dla akcjonariuszy.
A jednak, gdy spojrzymy na dane o bezrobociu wśród osób 55+, można mieć wrażenie, że zachodni model wcale nie jest bardziej humanitarny. Może japoński kompromis, choć archaiczny, miał w sobie coś z mądrości?
„Madogiwa-zoku” w XXI wieku
Obecnie zjawisko nieco zanika, ale nie zniknęło całkowicie. W dużych koncernach nadal zdarzają się starsi pracownicy „przy oknie”, zwłaszcza w branżach tradycyjnych jak bankowość czy ubezpieczenia. Jednocześnie coraz więcej firm stawia na programy aktywizacji i próbuje znaleźć sensowne zajęcia dla tych, którzy nie nadążają za młodszymi kolegami.
Ale symbol pozostał, biurko przy oknie stało się metaforą zawodowej stagnacji. Dla młodych Japończyków, którzy marzą o karierze w dynamicznych startupach, widok starszego kolegi z gazetą w ręku to ostrzeżenie: nawet jeśli masz stabilną posadę, możesz skończyć na marginesie.