Jak pewnie pamiętacie, kilka dni temu media obiegła wiadomość, że maszynista pociągu relacji Warszawa-Suwałki w miejscowości Tłuszcz odmówił dalszej podróży z powodu zakończenia jego czasu pracy.
Prawdę mówiąc to maszynista nie był niczemu winny i musiał skończyć swoją pracę, gdyż w innym wypadku zapewne groziłoby mu, co najmniej, postępowanie dyscyplinarne. Pamiętajmy też, że człowiek ten był odpowiedzialny za życie i zdrowie ponad 250 osób. Podjąłbyś takie ryzyko kontynuowania dalszej pracy? Poleciałbyś w podróż samolotem rejsowym wiedząc, że pilot za sterami jest przemęczony?
Jak to wyglądało od strony zwykłego pasażera?
Porozmawiajmy teraz o zwykłym pasażerze feralnego składu. Akurat dotarliśmy do osoby, która miała pecha być w opóźnionym pociągu i z tej relacji wynika, że owszem, maszynista zachował się prawidłowo, lecz cała organizacja pomocy podróżnym, a także kwestia rekompensaty za trudy daje wiele do myślenia.
Pociąg, o którym mowa to PKP Intercity „Podlasiak” jadący ze Szczecina do Suwałk. Nasza pasażerka wsiadła w Warszawie, aby udać się do Białegostoku. Akurat był to piątek, a pociąg miał odjechać o godzinie 17:00. Niestety tak się nie stało, gdyż już na dzień dobry miał 100 minutowe opóźnienie. Oczywiście wszyscy pasażerowie odczekali swoje i po dłuższym oczekiwaniu wsiedli do pociągu i odjechali. Po około 50 minutach podróży dotarli do stacji Tłuszcz i dowiedzieli się o kolejnym opóźnieniu z powodów technicznych, a pociąg odjedzie o godzinie 21:00. Aby to lepiej zobrazować: siedzisz w pociągu, gdzieś w Tłuszczu, w centralnej Polsce, patrzysz na zegarek – godzina 19:30, i dostajesz komunikat, że ruszycie dopiero o godzinie 21:00! Kolejne 1,5 godziny opóźnienia po przejechaniu około 40 km.
Według relacji pasażerki atmosfera w składzie zrobiła się piknikowa. Ludzie dowiedzieli się, że mają trochę czasu, więc wyszli z pociągu pospacerować. Dodatkowo zaczęto także wydawać zaświadczenia informujące, że pociąg uległ opóźnieniu. W międzyczasie kilka osób podeszło do samej lokomotywy, w której siedział maszynista i z nim rozmawiali. Maszynista zachowywał się grzecznie i profesjonalnie, natomiast nie opuścił w ogóle lokomotywy. Pasażerowie dowiedzieli się, że z Białegostoku jedzie po nich drugi maszynista.
Pociąg numer dwa
Skład pociągu „Podlasiak” liczył około 250 osób. W większości z nich byli to podróżni do Białegostoku. Po kilku godzinach oczekiwania pasażerowie dowiedzieli się, że istnieje możliwość przesiadki do drugiego pociągu, który wyruszył z Warszawy do Białegostoku. Tym pociągiem był IC Intercity „Orzeszkowa”, który z Warszawy wyjeżdżał o godzinie 20:40. W Tłuszczu był 50 minut później. Pasażerowie dostali propozycję, aby skorzystać z jednej opcji: albo czekamy na maszynistę, albo jedziemy „Orzeszkową”. Większość pasażerów przesiadła się do „Orzeszkowej” i kontynuowało podróż. Niestety nie była to łatwa wyprawa, gdyż warto zauważyć, że pasażerowie pociągu „Podlasiak” mieli swoje wykupione miejscówki, które logicznie, były już zajęte w „Orzeszkowej”. Dodatkowo 200 osób, ze składu „Podlasiaka” musiało wejść do nowego składu.
Proszę sobie wyobrazić, jak do pełnego już, piątkowego pociągu relacji Warszawa-Białystok, upycha się jeszcze dodatkowo 200 osób z pociągu „obok”. Tutaj warto zaznaczyć, że w pociągu „Podlasiak” w już aktualnej relacji Warszawa-Suwałki zostało około 50 osób, które jechały dalej niż do Białegostoku i były zmuszone zostać w Tłuszczu. Pociąg „Orzeszkowa” opuścił Tłuszcz w okolicach godziny 21:30 (przypominam, że pociąg „Podlasiak” miał ruszyć o 21:00 z powodu „problemów technicznych”) zostawiając około 50 pasażerów w starym składzie, którzy nadal czekali na maszynistę. Pociąg ruszył. Wszyscy „nowi” podróżni pociągu „Orzeszkowa” otrzymali po butelce wody i dojechali szczęśliwie do Białegostoku po godzinie 23:00, czyli z prawie 4 godzinnym opóźnieniem.
Co robić, jak żyć?
Pasażerowie opóźnionego pociągu otrzymali od przedstawicieli PKP zaświadczenia o opóźnieniu pociągu. Zgodnie z art. 17 Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (WE) nr 1371/2007 pasażerowi przysługuje rekompensata do 50% ceny biletu jednorazowego w przypadku opóźnienia pociągu wynoszącego powyżej 120 minut i w tym naszym wypadku taka rekompensata jest jak najbardziej uzasadniona. Natomiast warto tutaj zauważyć, że jakość podróży pasażerów „Podlasiaka” od stacji Tłuszcz do stacji Białystok uległa radykalnemu pogorszeniu.
Mam na myśli brak miejsc siedzących (chociaż miejscówki były wykupione), ogólny ścisk i duchotę przez prawie 2 godziny dalszej podróży. Oczywiście każdy pasażer może domagać się kodeksowego odszkodowania, lecz w tym wypadku należy udowodnić poniesioną stratę i przedstawić rachunki, które udowadniają bezpośredni związek przyczynowo-skutkowy poniesionej straty. Warto pamiętać o drogach dochodzenia rekompensaty lub odszkodowania, w szczególności, gdy spóźnimy się na samolot lub na ważne spotkanie biznesowe.
Śmiech przez łzy
No cóż. Stało się. Osobiście uważam, że maszynista zachował się prawidłowo. Wydano pasażerom wodę. Podobno był i też „drobny poczęstunek”. Niestety, tzw. logistyka zawaliła sprawę i ktoś tutaj powinien ponieść konsekwencje. Problem nie dotyczył tylko i wyłącznie 250 pasażerów pociągu „Podlasiak”, których opóźnienie w podróży wyniosło prawie 4 godziny, a także trudów dalszej podróży. Problem dotyczył także pasażerów kolejnego składu „Orzeszkowa”, którzy też, chociaż mając wykupione miejscówki, akurat siedzieli w tłoku.
Wracając do naszej pasażerki i całego tego 4 godzinnego opóźnienia i podróży na stojąco w duchocie i ścisku.
Jej bilet kosztował 30 zł, czyli zgodnie z naszym rozporządzeniem otrzyma ona 15 zł rekompensaty.