W której polskiej rodzinie znalazłoby się miejsce dla uchodźcy przy wigilijnym stole? Z najnowszego sondażu dla Rzeczpospolitej wynika, że taką pomoc zdecydowanie łatwiej byłoby uzyskać od niewierzących. Najbardziej niechętna tej chrześcijańskiej tradycji jest grupa… wierzących praktykujących. Ot cały paradoks katolicyzmu w wersji polskiej.
Miejsce dla uchodźcy przy wigilijnym stole
Pracownia IBRiS na zlecenie Rzeczpospolitej zadała swoim respondentom następujące pytanie:
Czy przy twoim stole wigilijnym znalazłoby się miejsce dla uchodźcy/migranta ze strefy przygranicznej?
Generalnie odpowiedzi: „tak” udzieliło 56,6% badanych. Na „nie” było ich 35%. Tylko nieco ponad 8% respondentów nie wie jak zachowałoby się w takiej sytuacji. Najbardziej ciekawym elementem tego badania było jednak to, że IBRiS posegregował odpowiedzi w zależności od wiary, preferencji politycznych i tego skąd respondenci czerpią informacje.
Otóż grupą najbardziej otwartą na przyjęcie migranta do wigilijnego stołu są osoby niewierzące. „Tak” i „raczej tak” odpowiedziało 70% z nich! Na drugim biegunie są ci, którzy deklarują się jako osoby wierzące i praktykujące regularnie. Tu zaledwie 45% respondentów przyjęłoby albo raczej przyjęłoby gościa, dla którego co roku stawiają dodatkowe puste nakrycie. „Nie” albo „raczej nie” odpowiedziało 48% członków tej grupy. Gdzieś pomiędzy tymi grupami są wierzący, ale niepraktykujący – tu 52% jest na „tak”, a 31% na „nie” (co daje spory odsetek niezdecydowanych).
Czy przy twoim stole wigilijnym znalazłoby isę miejsce dla uchodźcy/migranta ze strefy przygranicznej?
Wierzący i praktykujący:
TAK – 45%
NIE – 48%Niewierzący:
TAK – 70%
NIE – 28%Wesołych Świąt Bożego Narodzenia.
— Pawel Cywinski (@pawel_cywinski) December 23, 2021
Polski katolicyzm w pigułce
To badanie dowodzi tego, że kryzys migracyjny w Polsce odbierany jest zupełnie inaczej przez osoby mające odmienny stosunek do wiary w Boga. I choć to chrześcijaństwo u swoich podstaw ma pomoc potrzebującym, to jednak taka postawa dominuje u osób, których kodeks moralny nie ma nic wspólnego z wiarą. Ten wynik może szokować, ale chyba tylko naiwnych. Wszyscy doskonale widzieliśmy jakie były reakcje na dramatyczne historie migrantów po lewej i po prawej stronie sceny politycznej. To lewicowi aktywiści organizowali się w grupy pomocowe i spędzali w okolicach strefy stanu wyjątkowego długie tygodnie. W tym samym czasie prawicowe konta oznaczone często hashtagiem #BabiesLivesMatter sączyły nienawiść wobec migrantów i podważały prawdziwość historii o marznących w lasach dzieciach.
Stan znieczulenia, jaki panuje wśród części osób konserwatywnych, został oczywiście wywołany przez rządową propagandę. Znak do tego dali Mariusz Błaszczak i Mariusz Kamiński pokazując na słynnej konferencji migrantów jako zoofilii, pedofili i rosyjskich szpiegów. W ślad za nimi poszła rządowa telewizja, która na aspekt humanitarny całej sprawy w ogóle nie zwracała uwagi. W sondażu sprawdzono źródła informacji respondentów – tylko 33% widzów Wiadomości TVP przyjęłoby do siebie migranta, przy 54% widzów Faktów, które znacznie częściej pokazywały także ludzkie dramaty, a nie tylko agresywne próby sforsowania granicy.
Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt. Polski kościół katolicki zachował się w tej sprawie po chrześcijańsku. Caritas dość szybko zaczął dostarczać migrantom niezbędne rzeczy do przetrwania, a większość biskupów nawoływała do niesienia pomocy. Dla wielu wierzących był to jednak dysonans poznawczy, bo na co dzień z wielu ambon sączona jest jednak niechęć do mniejszych i słabszych (choćby do społeczności LGBT). Dlatego taka różnica między praktykującymi a niepraktykującymi. Tych drugich symbolicznie reprezentowali członkowie Klubu Inteligencji Katolickiej, którzy na Podlasiu uruchomili punkt humanitarny. Punkt, który w ubiegłym tygodniu został spacyfikowany przez polską policję, która zrobiła tam najazd twierdząc, że ktoś z aktywistów pomagał migrantom przy przekraczaniu granicy. Nikt nie usłyszał zarzutów, ale efekt mrożący po wielogodzinnych nocnych przesłuchaniach został osiągnięty.
Wypaczona religijność
I taka to właśnie jest religijność w Polsce. Sojusz tronu z ołtarzem sprawił, że osoby wsłuchujące się w słowa wielu księży traktują ich przekaz jako tożsamy z przekazem partii rządzącej. A kiedy duchowni zaczynają mówić coś odmiennego niż PiS, często wygrywają politycy, którzy dysponują większym aparatem propagandowym. Wyniki tego sondażu powinni skłonić do wielu refleksji. A święta Bożego Narodzenia są do nich idealną okazją.