Mikołaj Pawlak został nowym Rzecznikiem Praw Dziecka. To nic, że nie ma doświadczenia. To nic, że to tylko jedno z wielu rozdań politycznych. To nic, że złamano prawo, wybierając go. W jakim kraju my żyjemy?
Habemum rzecznikam. Po długich sporach i bojach został nim Mikołaj Pawlak. Prawo i Sprawiedliwość postanowiło bezlitośnie zakpić sobie z wyborców i reszty społeczeństwa, wysuwając jego kandydaturę. Ewidentnie nie spełniał wymogów formalnych, stołek dostał w zasadzie nie wiadomo za co, pewnie w nagrodę. Odrzucono Ewę Jarosz, odrzucono Pawła Kukiza-Szczucińskiego, odrzucono pozostałych. Został tylko Mikołaj Pawlak. Który, według ustawy, nie powinien być Rzecznikiem Praw Dziecka, ale Prawo i Sprawiedliwość upchało go na to stanowisko kolanem.
Już ja spełniam te wymogi.
Mikołaj Pawlak
Mogłabym w tym miejscu pastwić się nad tym, że nowy Rzecznik Praw Dziecka chce obniżyć wiek karalności do dziesiątego roku życia. Mogłabym doczepić się tego, że jedyny kontakt z dziećmi miał on podczas procesów o rozwody. Mogłabym nawet zauważyć, że nie ma on zbyt dobrych opinii w Internecie jako adwokat. Niech jednak będzie, że ma on spryt oraz potrzebną tej pracy empatię. Problem w tym, że nie ma ustawowego doświadczenia, bo dwa lata dopiero pracował w Ministerstwie Sprawiedliwości jako dyrektor Departamentu Spraw Rodzinnych i Nieletnich.
4. Rzecznikiem może być ten, kto:
1) jest obywatelem polskim;
2) posiada pełną zdolność do czynności prawnych i korzysta z pełni praw publicznych;
3) nie był skazany prawomocnym wyrokiem za przestępstwo umyślne;
4) ukończył studia wyższe i uzyskał tytuł magistra lub tytuł równorzędny;
5) ma co najmniej pięcioletnie doświadczenie w pracy z dziećmi lub na ich rzecz;
6) jest nieskazitelnego charakteru i wyróżnia się wysokim autorytetem ze względu na walory moralne i wrażliwość społeczną
Oczywiście, Prawo i Sprawiedliwość naciągnęło argumentację tak: skoro był adwokatem i zna się na prawie rodzinnym, to na pewno z raz czy dwa spotkał jakieś dziecko. Opozycja coś tam próbowała walczyć z tą kandydaturą, ale bezskutecznie. Rzecz w tym, że te wymagania formalne może spełnić każdy nauczyciel, którego PiS ściągnąłby z ulicy. Ja spełniam te wymagania. Wystarczyło gwizdnąć na podwórku i pojawiłoby się dziesięciu o wiele lepszych kandydatów. Rzecz w tym, że właśnie, trzeba było rzucić kość frakcji ministra Zbigniewa Ziobry.
Jeśli dłużej się podłubie w Google, znajdziemy interwencję Mikołaja Pawlaka w Łodzi. Sąd zastanawiał się nad odebraniem ojcu dzieci. W uzasadnieniu pojawiają się takie kwestie jak:
- nadużywanie alkoholu,
- awantury,
- brak opieki nad dziećmi,
- wyrzucanie matki dzieci z domu,
- zaniedbanie dzieci
Mimo częstych wizyt kuratora, próśb i rad, dzieci były w dalszym ciągu traktowane źle. Kurator chciał je przenieść do ośrodka opiekuńczego, ale tu wkroczył nasz nowy rzecznik i powiedział, że nie ma mowy, znalazł adwokata dla ojca i sprawa się skończyła. Wiecie, że nie jestem zwolenniczką odbierania dzieci przed państwo, ale… dzięki, panie przyszły Rzeczniku.
Z czym do ludzi?
Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak może mieć tak naprawdę zerowe pojęcie o dzieciach, a Prawo i Sprawiedliwość, jeśli zechce, to go przepchnie. Po raz kolejny pokazują nam, że po prostu mogą to zrobić, nawet wbrew prawu, nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi. Frakcja Zbigniewa Ziobry trzyma się przecież za rączki z Radiem Maryja, a tam jest całkiem spory elektorat.
Oczywiście Wyborcza, TVN czy Polsat przytaczają wypowiedzi opozycji, która sprzeciwiała się temu wyborowi, jako, że kandydat nie spełnił wniosków formalnych. Jeśli chcecie wiedzieć, to Radio Maryja, wPolityce, TVP i Niezależna nie wspominają o tym ani słowem. Jeszcze by się wydało, że rząd robi to wszystko w ramach wewnętrznych rozgrywek politycznych. PiS po raz kolejny napluł na Polaków, a teraz będzie udawanie, że deszcz pada, a poza tym ślina ma właściwości antyseptyczne.