Prawdę mówiąc, 1900 zł maksymalnych oszczędności przy mało realnej stopie zwrotu nie powala na kolana
Tablice alimentacyjne Ministerstwa Sprawiedliwości, które na szczęście wylądowały w śmietniku, mają mocnego konkurenta w kategorii najbardziej nietrafionych pomysłów legislacyjnych tego roku. Jest nim Osobiste Konto Inwestycyjne, które we wtorek zaprezentował minister finansów Andrzej Domański.
Ktoś mógłby spytać, co mi się w nim takiego nie podoba. Przecież wcielenie tego pomysłu w życie oznacza realne oszczędności dla polskich gospodarstw domowych. Wszyscy przecież słyszeliśmy ministra Domańskiego, który podawał nawet konkretne wyliczenia:
W przypadku inwestycji sięgającej 50 tys. zł i przy stopie zwrotu na poziomie 5 proc. obecnie podatek od zysków kapitałowych wyniósłby 475 zł. W przypadku skorzystania z konta OKI ten podatek wyniesie zero. Natomiast w przypadku zwrotu z inwestycji sięgającego 10 proc. ta korzyść przy tej samej zainwestowanej kwocie jest jeszcze większa, bo w przypadku obecnych rozwiązań podatek wyniósłby 950 zł, w przypadku skorzystania z konta OKI podatek wyniesie zero.
Nawet symboliczne zwolnienie podatkowe z pewnością jest czymś lepszym od pobierania przez rząd haraczu w postaci "tymczasowego" podatku na łatanie dziury budżetowej, którą politycy przez ponad dwie dekady zdążyli już otworzyć z powrotem. 0 proc. podatku w oczywisty sposób jest korzystniejsze od 19 proc.
Warto jednak spojrzeć na Osobiste Konto Inwestycyjne z nieco innej perspektywy. Nie powinniśmy porównywać propozycji resortu finansów z powszechnie nieakceptowanym stanem obecnym, ale z tym, co nam Koalicja Obywatelska naobiecywała w kampanii przed wyborami parlamentarnymi. Sięgnijmy więc do konkretu nr 37 z niesławnej listy "100 konkretów na sto dni rządu".
Zaproponujemy zniesienie podatku od zysków kapitałowych (podatek Belki) dla oszczędności i inwestycji w tym także na GPW (do 100 tys. zł, powyżej 1 roku).
Co właściwie rozumiemy przez "zniesienie podatku od zysków kapitałowych dla oszczędności i inwestycji do 100 tys. zł"? Niestety musimy odrzucić nieopodatkowanie 100 tys. zł zysku. To byłoby zbyt proste. Załóżmy więc, że chodzi o podatek należny od 100 tys. zł zgromadzonego kapitału inwestycyjnego. Wychodzi 19 tys. zł. rocznie. Trudno z tą kwotą porównywać marne 1900 zł, jakie może zaoszczędzimy przy maksymalnym kapitale objętym zwolnieniem.
Osobiste Konto Inwestycyjne przegrywa z nawet najgorszym dotychczasowym pomysłem na kwotę wolną
Załóżmy jednak na moment, że chcemy być wyjątkowo wyrozumiali wobec Ministerstwa Finansów. Przyjmijmy za punkt odniesienia propozycje i sugestie, które ponad półtora roku docierały do opinii publicznej z resortu. Ściślej mówiąc, przyjmijmy teraz za punkt odniesienia najmniej korzystną dla podatników wersję zmian w podatku Belki, którą w grudniu zeszłego roku opisywała na łamach Bezprawnika Edyta Wara-Wąsowska:
We wcześniejszych zapowiedziach pojawiała się kwota 100 tys. zł kwoty wolnej; w praktyce ma ona być jednak wyłącznie punktem wyjścia do dalszych obliczeń. Ostateczna wysokość kwoty wolnej ma być wynikiem pomnożenia wspomnianych 100 tys. zł przez stopę depozytową NBP z III kwartału poprzedniego roku. Dla przykładu, w 2023 r. stopa depozytowa NBP w III kwartale wynosiła 5,25 proc. To natomiast oznaczałoby, że kwota wolna od podatku Belki - gdyby przepisy miały zacząć obowiązywać w tym kształcie już od 2024 r. - wyniosłaby 5250 zł. Jednocześnie, niezależnie już od terminu wprowadzenia przepisów, mnożnik miałby być nie niższy niż 2,5 proc., co z kolei oznaczałoby minimalną kwotę wolną od podatku Belki w wysokości 2500 zł. Tym samym nawet jeśli stopa depozytowa NBP miałaby być niższa niż 2,5 proc., to przyjęty zostanie mnożnik w wysokości 2,5 proc.
Stopa depozytowa NBP obecnie wynosi 4,75 proc. Przyjmiemy scenariusz absurdalnie szybkiego spadku stóp procentowych w krótkim okresie, który wymusiłby zastosowanie minimalnego mnożnika. Nawet wówczas Osobiste Konto Inwestycyjne przyniesie nam oszczędności o 600 zł mniejsze niż najmniej korzystna dla inwestorów dotychczasowa propozycja Ministerstwa Finansów. Różnica jest też taka, że ona przynajmniej wprowadzała jakąś pokraczną formę kwoty wolnej od podatku Belki. Obowiązujący w tym momencie pomysł nie robi nawet tego.
W tym momencie należy wspomnieć, że wyliczenia ministra finansów mają jakąkolwiek wartość, jeśli rzeczywiście uda nam się osiągnąć średnią stopę zwrotu w wysokości 10 proc. przy odpowiednio wysokiej zainwestowanej kwocie. Osiągniemy? Nie byłbym tego taki pewny. Osobiste Konto Inwestycyjne skutecznie nam to utrudni.
Podział na część oszczędnościową i inwestycyjną tradycyjnie już nie ma sensu
Jeżeli interesują nas wyłącznie bezpieczne instrumenty inwestycyjne w postaci lokat bankowych, kont oszczędnościowych albo obligacji skarbowych, to główny doradca inwestycyjny serwisu InFakt.pl Piotr Juszczyk ma złą wiadomość i równocześnie trafny komentarz.
Z zasady 100 tys. zł oszczędności ma być zwolnione z podatku, przy czym tylko 25 tys. zł to lokaty i obligacje oszczędnościowe. Te dwa instrumenty są najbardziej popularne wśród Polaków. Przede wszystkim to inwestycje proste, na starcie znamy stopę zwrotu. Inwestowanie w akcje wiąże się z ryzykiem i też stałym monitorowaniem, a nie każdy na tym się zna i ma czas. W mojej ocenie nie powinno być ograniczenia. Całe 100 tys. zł oszczędności winno być bez podatku, niezależnie od instrumentu.
Osobiste Konto Inwestycyjne pozwoli nam na raptem 25 tys. zł "bezpiecznych" oszczędności, które w żadnym wypadku nie osiągają obecnie rentowności w okolicach 10 proc. Najbardziej atrakcyjne obligacje Skarbu Państwa dostępne dla każdego to dziesięcioletnie obligacje indeksowane inflacją. W pierwszym roku zapewnią nam 6 proc. W każdym następnym 2 proc. plus roczna inflacja, która obecnie sięga 3,1 proc. Kwotę 25 tys. zł uda nam się upchnąć na lokacie bankowej w taki sposób, by skorzystać z promocyjnego oprocentowania. Najlepsze dostępne w lipcu lokaty dadzą nam ok. 7 proc. Są to instrumenty trzymiesięczne albo półroczne, co zauważalnie komplikuje sprawę.
Co w sytuacji, gdybyśmy jednak chcieli wyciągnąć z Osobistego Konta Inwestycyjnego wszystko, co tylko możliwe? Musimy pamiętać, że mamy do czynienia z nowym produktem inwestycyjnym, który zaoferuje nam nasz bank albo biuro maklerskie. Nie będziemy mieć pełnej dowolności w wyborze, w co właściwie chcemy zainwestować. W najlepszym wypadku będziemy mogli wybrać sobie instrumenty, które zostaną nam zaproponowane przez daną instytucję. Przyjmijmy na moment, że kierowaliśmy się najwyższą możliwą stopą zwrotu i następnie wszystko pójdzie zgodnie z planem. Wówczas prawdopodobnie Osobiste Konto Inwestycyjne przebije wspomnianą wyżej najgorszą dotychczasową propozycję Ministerstwa Finansów. Czy to rozwiązuje sprawę? Ależ skąd. Nasze kłopoty dopiero się zaczynają.
Zastosowanie podatku majątkowego od nadwyżki powyżej 100 tys. zł na OKI to cios poniżej pasa
Kolejnym elementem Osobistego Konta Inwestycyjnego jest opodatkowanie aktywów powyżej 100 tys. zł najpaskudniejszym rodzajem daniny, jaki może ustawodawcy przyjść do głowy. Zapłacimy podatek majątkowy. Najprościej rzecz ujmując, zapłacimy Fiskusowi pieniądze za sam fakt posiadania takiej nadwyżki.
Owszem, podatek ma być niski. Ministerstwo Finansów, zamiast w sposób cywilizowany ustalić zrozumiałą stawkę, po raz kolejny postawiło na fikuśny zmienny algorytm w postaci iloczynu rocznej stopy wolnej od ryzyka. W praktyce ma to być jakieś 0,8-0,9 proc. Problem w tym, że nie będzie miało żadnego znaczenia, czy nasza nadwyżka wypracowała jakikolwiek zysk, czy ponieśliśmy stratę. Płacz inwestorze i płać.
Załóżmy, że na naszym Osobistym Koncie Inwestycyjnym mamy 150 tys. zł. Powiedzmy, że z 25 tys. zł części oszczędnościowej osiągnęliśmy 7 proc. zysku, umiejętnie żonglując pomiędzy lokatami w kolejnych bankach. Zarobiliśmy 1 750 zł, od których nie zapłacimy 332,50 zł podatku Belki. Przy 3 proc. inflacji nasze środki straciły na wartości skromne 52,50 zł. W przypadku inwestycji kapitałowych nie mieliśmy szczęścia i wyszliśmy na zero. 75 tys. zł jest bezpieczne. Od następnych 50 tys. zł musielibyśmy zapłacić w najlepszym wypadku ok. 400 zł podatku.
Czy to realny scenariusz? Nie. Banki nie zaproponują nam inwestowania w memecoiny czy inne instrumenty o naprawdę dużym ryzyku. Nie zmienia to jednak faktu, że przy stałej kwocie wolnej od podatku Belki każdy inwestor przynajmniej wiedziałby, na czym dokładnie stoi. Nie musi też wykupywać kolejnego wyspecjalizowanego produktu oferowanego przez bank.
Co więcej: poważną niewiadomą jest w tym momencie możliwość konsolidacji już posiadanych przez nas aktywów. Jak właściwie mielibyśmy przerzucić już zakupione obligacje skarbowe z rachunku rozliczeniowego na Osobiste Konto Inwestycyjne? Co z akcjami, udziałami w funduszach inwestycyjnych albo obligacjami korporacyjnymi? Co z opodatkowaniem już wykupionych lokat i kont oszczędnościowych? Jak do rządowych planów mają się kryptowaluty? Czy Osobiste Konta Inwestycyjne obejmą także inwestycje zagraniczne? Zyski wypracowane poza Osobistym Kontem Inwestycyjnym wciąż obejmie przecież podatek Belki.
Mechanizmy zastosowane przez Ministerstwo Finansów mają ewidentnie służyć zniechęceniu "dużych graczy" do korzystania z Osobistych Kont Inwestycyjnych. Tylko czy aby na pewno mamy do czynienia z rozwiązaniem idealnym dla "drobnych ciułaczy"? Odpowiedź również brzmi "nie".
Z ich punktu widzenia mamy do czynienia z przekombinowanym mechanizmem, który przyniesie im minimalne korzyści. Czym jest w końcu 332,5 zł, czy nawet 475 zł rocznie? Dla porównania: według badania ASM SFA średnia cena koszyka zakupowego zawierającego najpopularniejsze artykuły codziennego w maju tego roku wyniosła 316 zł. Zakupy robimy zazwyczaj kilka razy w miesiącu. Odnoszę wrażenie, że Ministerstwo Finansów nie ma bladego pojęcia, jaką naprawdę wartość ma pieniądz w postinflacyjnej Polsce.
Na drugim końcu szali mamy wysiłek, jaki trzeba włożyć w założenie Osobistego Konta Inwestycyjnego oraz kwestię zaufania do banku, państwa oraz własnego szczęścia. Jeżeli ktoś chciał w ten sposób zachęcić Polaków do inwestycji giełdowych, to zapomniał, że większość z nas woli proste, bezpieczne inwestycje o namacalnych rezultatach. Nie bez powodu jako naród mamy obsesję na punkcie inwestycji w nieruchomości.
Obiecaliście nam kwotę wolną w podatku Belki, a nie nowy produkt w ofercie banków
Osobiste Konto Inwestycyjne nie stanowi wcale zachęty do inwestowania dla przeciętnego Kowalskiego. "Średnich" ciułaczy dysponujących kapitałem inwestycyjnym w zakresie 100-250 tys. zł resort finansów zostawił na lodzie. Ci nieco zamożniejsi wzruszą po prostu ramionami i dalej będą inwestować w mieszkania.
Co jednak szczególnie istotne: po raz kolejny zostaliśmy przez polityków oszukani. Osobiste Konto Inwestycyjne nie stanowi kwoty wolnej w podatku Belki. Dlaczego rządzący wybrali takie rozwiązanie? Minister Andrzej Domański twierdzi, że zmiana całego systemu podatku od zysków kapitałowych byłaby skomplikowana. Alternatyw jest jednak bardzo dużo.
Zamiast kombinować, można było po prostu ustalić kwotowe zwolnienie przedmiotowe w podatku Belki. Tak po prostu. Niech to będzie nawet te śmieszne 2 500 zł rocznie, choć obiecano nam 19 000 zł. Można też opodatkowywać zyski kapitałowe osiągane przez osoby fizyczne na ogólnych zasadach podatku PIT. Wówczas drobni ciułacze mieliby do dyspozycji jakąś kwotę wolną od podatku, stawkę 12 proc. i rozwiązania w rodzaju wspólnego rozliczenia z małżonkiem.
Teoretycznie nic też nie stoi na przeszkodzie, by zrobić to, co należało zrobić po załataniu dziury budżetowej będącej przyczyną wprowadzenia podatku Belki: zlikwidować ten podatek w całości. O wiele uczciwiej w tym kontekście wypada propozycja nowego prezydenta Karola Nawrockiego, który wciąż zapowiada, że złoży projekt ustawy, który właśnie to ma osiągnąć.
Rozumiem, że utrata ok. 10 mld zł w budżecie bardzo by zabolała. Nie stanowi to jednak usprawiedliwienia dla wciskania Polakom pomysłów, które mają się nijak do wcześniej złożonych obietnic, a nawet do dużo mniej korzystnych "urealnionych" propozycji uwzględniających sytuację budżetu państwa. Podatki powinny zaś być proste, a nie z reformy na reformę coraz bardziej skomplikowane i mniej praktyczne w stosowaniu.