Minister pracy i gospodarki społecznej Hiszpanii ogłosiła, że jeszcze w 2024 roku obecny rząd wprowadzi 38,5-godzinny tydzień pracy. W przyszłym roku, władze chcą go skrócić jeszcze bardziej i ustalić normy na poziomie 37,5 godzin tygodniowo. Hiszpański rząd spełnia tym samym postulat związków zawodowych. Jest jednak szereg czynników, które stawiają pod znakiem zapytania, słuszność tego typu rozwiązań.
Hiszpańska lewica wprowadza krótszy tydzień pracy
Po długim etapie formowania się rządu hiszpańskiego, minister pracy zapowiedziała skrócenie tygodnia pracy. Przypomnijmy, że w wyborach parlamentarnych, które odbyły się w lipcu 2023 r. wygrała prawica. Nie byli oni jednak zdolni do utworzenia rządu. Król Hiszpanii powierzył tę misję po raz kolejny Hiszpańskiej Socjalistycznej Partii Robotniczej. Nic więc dziwnego, że ci, chcąc poprawić swoje słupki poparcia, w pierwszej kolejności realizują postulat ludzi pracy. Wydawałoby się, że związek zawodowy wie co robi, postulując o skrócenie tygodniowej normy czasu pracy. Z perspektywy pracownika pomysł brzmi wręcz świetnie. Coraz częściej mówi się też o tym, że pracodawcy wcale na tym nie stracą. Jednak czy to rzeczywiście taki dobry pomysł?
Skrócenie czasu pracy zwiększy efektywność?
Najnowsze doniesienia ze świata zarządzania i HRu coraz częściej wskazują na zmienność naszej produktywności i efektywności. Wydaje się powoli oczywiste, że zupełnie inaczej należy mierzyć poziom efektywności pracownika umysłowego od fizycznego. Inny wpływ na zdrowie będzie miała praca trenera osobistego od pracy górnika. Inne czynniki będą nas rozpraszały w dobrze zorganizowanej firmie od przedsiębiorstwa zarządzanego ad hoc. I w końcu, inne cechy osobowościowe będą miały przełożenie na indywidualną produktywność. Im więcej czasu poświęcamy na badania nad wpływem pracy na człowieka i człowieka na pracę, tym więcej zmiennych otrzymujemy. Dlatego też taką popularnością cieszą się KPI (kluczowe wskaźniki efektywności) skrojone pod daną firmę. Jaki jest zatem sens skracania czasu pracy dla wszystkich z góry?
Postulat dobry, ale skierowany do złego adresata
W całej tej dyskusji na temat skrócenia czasu pracy pomija się najważniejszą, moim zdaniem, kwestię. Pytaniem, jakie powinniśmy sobie zadać nie jest „czy wprowadzić krótszy tydzień pracy?” tylko „kto powinien go wprowadzić?” I żebym była dobrze zrozumiana – nie chodzi tu o obowiązek pracodawców, tylko ich racjonalną, ekonomiczną decyzję. Politycy nie są nam absolutnie potrzebni do wprowadzania takich zmian. Bardzo prawdopodobne, że mogliby tylko zaszkodzić. Tymczasem pracodawcy są racjonalni. Jeśli krótszy tydzień pracy w danym zakładzie pracy spowoduje, że pracownicy będą zdrowsi, szczęśliwsi, a w konsekwencji bardziej produktywni, racjonalny pracodawca sam go wprowadzi. A nieracjonalny może zostać przekonany przez związek zawodowy.
Mniej ustawodawcy w pracy, to lepsze wyniki gospodarcze
Jedną z podstawowych funkcji prawa pracy jest jego autonomiczność. Nie przez przypadek, to chyba jedyna gałąź prawa, gdzie obok powszechnego porządku prawnego, funkcjonuje równoległy – wewnątrzzakładowy. To w nim mamy do czynienia z prawdziwym współdziałaniem społecznym w tworzeniu norm prawnych. Im więcej swobody w przepisach powszechnie obowiązujących, tym większe pole do obywatelskiego tworzenia warunków pracy i płacy. Badania natomiast pokazują jasną korelację pomiędzy aktywnością społeczną a rozwojem gospodarczym. W jednej z prac doktorskich na ten temat, badania potwierdziły tezę, że obecność związku zawodowego w zakładzie pracy przekłada się na wzrost ekonomiczny tego przedsiębiorstwa. Inne badanie wykazało korelację pomiędzy liczebnością związków zawodowych a poziomem PKB w danym kraju. Zatem im wyższe uzwiązkowienie, tym większy rozwój gospodarczy. Jak to się ma to skróconego tygodnia pracy?
Pozwólmy ludziom się „układać”
O takich kwestiach jak długość pracy w tygodniu powinni decydować ci, których to dotyczy. Skoro w różnych branżach mamy do czynienia prawdopodobnie z różną wydajnością i efektywnością, to po co ustalać normy „z góry” dla wszystkich? Przepisy powszechnie obowiązujące mają ustalać ogólne zasady (minimalne standardy prawne), których doprecyzowanie ma następować w aktach autonomicznego prawa pracy. Tymczasem zarówno same organizacje związkowe jak i środowisko naukowe już teraz alarmują o bardzo małej liczbie zawieranych układów zbiorowych w stosunkach pracy. Coraz większa biurokratyzacja unijna i szczegółowość wprowadzanego prawa tylko pogorszą ten stan rzeczy.
Skoro zatem, politykom zależy na prawach pracowniczych, niech pozwolą nam, samodzielnie regulować warunki pracy i płacy. Im większą wolność zapewnimy w tym obszarze, tym większe prawdopodobieństwo, że pracownicy zaczną zrzeszać się w związkach zawodowych, aby mieć dostateczny wpływ na prawo. To z kolei, zgodnie z badaniami, spowoduje większą innowacyjność przedsiębiorstw i większy rozwój gospodarczy całego kraju.