Jedną z najważniejszych przedwyborczych obietnic Koalicji Obywatelskiej było podwyższenie kwoty wolnej od podatku do 60 tys. zł. Nie ma jednak powodu, by nowy rząd spieszył się z jej realizacją. To nie tak, że jestem zwolennikiem zabierania Polakom pieniędzy przez państwo. Po prostu to nie jest dobry moment na takie zmiany.
Koalicja Obywatelska chyba wciąż chce, by Polacy zarabiający mniej niż 5 tys. zł nie płacili podatku dochodowego
Czy czeka nas podwyższenie kwoty wolnej od podatku? Jest na to w sumie niemała szansa. Taką obietnicę przed wyborami Koalicja Obywatelska złożyła Polakom. Zarabiający poniżej 60 tys. zł mają nie płacić podatku dochodowego. Politycy KO co do zasady podtrzymują te deklaracje także już po wygranej opozycji. Przykładem może być niedawna wypowiedź posłanki Izabeli Leszczyny dla Dziennika Gazety Prawnej.
My mamy mnóstwo rzeczy do zrobienia. My musimy choćby autopoprawką do budżetu wprowadzić nasze konkrety: to jest podwyżka dla nauczycieli, to jest kwota wolna. Chcemy realizować swoje 100 konkretów. Nasi koalicjanci chcą realizować swoje zobowiązania wyborcze.
Małgorzata Kidawa-Błońska zwracała uwagę raczej na inny aspekt tej samej propozycji. Chodzi o emerytury bez podatku dla emerytów do kwoty 5 tys. zł brutto miesięcznie. Pozostali seniorzy mieliby po prostu zapłacić niższy podatek. Czemu sugeruję, że chodzi o to samo? Po przemnożeniu 5 tys. zł przez liczbę miesięcy wychodzi nam właśnie 60 tys. zł.
Oczywiście propisowskie media już zapowiadają, że Donald Tusk przy pierwszej okazji wycofa się z tej obietnicy. Wydaje mi się, że mają powody do formułowania takich tez. Nie chodzi mi wcale o jakiś brak zaufania dla demokratycznej opozycji. Po prostu media przyklejone do Zjednoczonej Prawicy z pewnością wiedzą lepiej, w jakim stanie ich polityczni mocodawcy zostawili finanse publiczne.
Nie powinniśmy się więc zastanawiać nad tym, czy Koalicja Obywatelska chce dotrzymać słowa. Ważniejszym aspektem całej sprawy wydaje się to, czy podwyższenie kwoty wolnej od podatku jest w ogóle dzisiaj możliwe. Odpowiedź na to pytanie wcale nie musi napawać podatników optymizmem.
Prawdę mówiąc, przydałby się jakiś stały mechanizm waloryzacji kwoty wolnej od podatku PIT
Problem ze zwiększaniem kwoty wolnej od podatku jest zadziwiająco wręcz złożony. Z jednej strony mamy oczywiste wręcz przesłanki sugerujące takie właśnie rozwiązanie. Systematycznie rośnie płaca minimalna, która od 1 stycznia wzrośnie do kwoty 4 242 zł. To już przeszło 50 tys. zł w skali roku. Równocześnie wzrost cen w gospodarce cały czas zauważalnie przekracza cel inflacyjny NBP. Można się spodziewać, że tendencja ta utrzyma się jeszcze przez taki czas. Brak waloryzacji kwoty wolnej od podatku oznacza w praktyce zwiększenia obciążeń podatkowych Polaków i o tym należy pamiętać.
Przy okazji warto wspomnieć, że podatek dochodowy od osób fizycznych nie przynosi budżetowi państwa zbyt wielkich pieniędzy. Flagowa danina polskiego systemu podatkowego pod względem efektywności nie wytrzymuje porównania z VAT i akcyzą. Myślę, że spokojnie moglibyśmy się obejść bez niej. Są także mniej radykalne systemowe rozwiązania problem jak na przykład wprowadzenie stałego mechanizmu waloryzacji kwoty wolnej od podatku. Absolutnie nie jestem przeciwnikiem zmniejszania podatkowej opresji w Polsce jako takiego.
Nie możemy jednak ignorować faktu, że podwyższenie kwoty wolnej od podatku odbywałoby się w kontekście ośmiu lat rządów PiS. Zacznijmy od sygnalizowanego już problemu w postaci stanu finansów publicznych. Wiemy, że rządzący bardzo lubili wyprowadzać wydatki poza budżet państwa. Według niektórych szacunków różnego rodzaju fundusze celowe poza parlamentarną kontrolą stanowią nawet 1/3 tych wydatków. Mamy też rozbuchane socjalne eldorado, którego nowy rząd prawdopodobnie nie będzie chciał ruszyć. Tutaj również obiecywano Polakom, że co dostali, tego nikt im nie zabierze.
Podwyższenie kwoty wolnej powinno poczekać na posprzątanie finansów państwa
Owszem, zadłużenie Polski w porównaniu z innymi państwami europejskimi pozostaje relatywnie niewielkie. Tyle tylko, że naprawdę wolelibyśmy, żeby tak pozostało. Choćby dlatego, by nie musieć każdego roku wykładać coraz większych sum na obsługę zadłużenia. Podwyższenie kwoty wolnej od podatku nie jest też jednorazowym wydatkiem. Musielibyśmy każdego roku wyczarowywać pieniądze na zrekompensowanie utraconych dochodów budżetowych.
Jakby tego było mało, podwyższenie kwoty wolnej od podatku oznacza kolejne już uszczuplenie dochodów samorządów. W końcu gminy otrzymują każdego roku ok. 38 proc. podatku PIT pobranego od swoich mieszkańców. PiS systematycznie obniżając właśnie podatek dochodowy od osób fizycznych sprawił, że samorządy zaczęły szukać pieniędzy w innych miejscach. Stąd właśnie podwyżki opłat za parkowanie, wywóz śmieci, większe ciągotki do stosowania możliwie wysokich stawek podatków lokalnych.
Na koniec mamy jeszcze jeden problem. Nowy rząd będzie musiał szybko przyjąć ustawę budżetową na przyszły rok. Najprawdopodobniej w jakimś stopniu będzie musiał bazować na pisowskim projekcie złożonym do Sejmu 29 września. W końcu zgodnie z art. 225 Konstytucji RP:
Jeżeli w ciągu 4 miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie ona przedstawiona Prezydentowi Rzeczypospolitej do podpisu, Prezydent Rzeczypospolitej może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu.
Jaki z tego wszystkiego płynie wniosek? Docelowe podwyższenie kwoty wolnej od podatku byłoby miłym prezentem dla niemal wszystkich Polaków. Niemal, bo niektórzy już teraz albo tego podatku nie muszą płacić, albo odprowadzają jakieś homeopatyczne kwoty. Wydaje się jednak, że warto się nieco wstrzymać z wdrażaniem tego rozwiązania. Przynajmniej do momentu, aż wszyscy zorientujemy się, jak bardzo zaboli nas wszystkich spadek po rządach Zjednoczonej Prawicy.