Polacy boją się kupować używane samochody elektryczne

Moto Środowisko Zakupy Dołącz do dyskusji
Polacy boją się kupować używane samochody elektryczne

Rynek samochodów elektrycznych w Polsce stopniowo dojrzewa, choć daleko mu do boomu, jaki obserwujemy w Europie Zachodniej. Najnowsze dane CARFAX rzucają światło na sytuację używanych elektryków w kraju – segment ten, choć dynamicznie rośnie, nadal stanowi jedynie margines rynku wtórnego.

Elektryczne „używki” – jak wyglądają?

Wśród 23 milionów używanych aut w Polsce, samochody elektryczne stanowią zaledwie 0,3%, czyli około 76,3 tys. egzemplarzy. To niewiele, zwłaszcza biorąc pod uwagę dynamiczny wzrost sprzedaży nowych elektryków. Jednak to, co wyróżnia ten segment, to znacznie młodszy wiek pojazdów. Średni wiek elektrycznego auta z drugiej ręki to trzy lata – pięciokrotnie mniej niż w przypadku ogółu używanych samochodów (średnia to aż 15 lat). Pod względem przebiegu sytuacja wygląda podobnie: przeciętny elektryk przejechał 56 tys. km, podczas gdy w tradycyjnych samochodach mówimy o średnio 219 tys. km.

Co ważne, tylko co czwarty używany elektryk miał w przeszłości odnotowane uszkodzenie. To znacząco mniej niż wśród samochodów spalinowych, gdzie uszkodzenia pojawiały się w 38% przypadków. Dodatkowo, wbrew powszechnej opinii, większość elektryków pochodzi z krajowego rynku – jedynie 20% to import, podczas gdy wśród wszystkich używanych aut aż 60% sprowadzono z zagranicy.

Tesla rządzi, ale Nissan i BMW trzymają się mocno

Nie jest zaskoczeniem, że najczęściej spotykanym używanym elektrykiem w Polsce jest Tesla – stanowi 18% rynku. Choć uchodzi za markę prestiżową, jej trzyletnie egzemplarze mają średni przebieg 79 tys. km. Na drugim miejscu znalazł się Nissan (9% rynku, średnio 5 lat i 80 tys. km), a podium zamyka BMW (8%, średnio 4 lata i 59 tys. km). Warto również zwrócić uwagę na Mercedesa, którego elektryki są najmłodsze (średnio rok) i mają najniższy przebieg (27 tys. km), co świadczy o ich stosunkowo niedawnym wejściu na rynek wtórny.

Dopłaty? Tak, ale nie dla używanych

Od lutego w Polsce funkcjonuje program „NaszEauto”, oferujący dopłaty do nowych elektryków. Można uzyskać nawet 40 tys. zł dofinansowania na auto o maksymalnej wartości 225 tys. zł netto. Problem w tym, że program w ogóle nie obejmuje rynku wtórnego, który dla przeciętnego Kowalskiego jest znacznie bardziej atrakcyjny niż nowe samochody za ćwierć miliona.

Dopłaty w praktyce wspierają głównie firmy i floty – to one odpowiadają za ponad 70% zakupów nowych aut. Co więcej, na przykładzie Niemiec widać, że nagłe wycofanie rządowego wsparcia prowadzi do znacznych spadków cen. Czy zatem podobne dopłaty faktycznie napędzają elektromobilność, czy tylko podtrzymują marże producentów?

Dlaczego Polacy boją się używanych elektryków?

Mimo że dane wskazują na relatywnie dobrą kondycję rynku używanych elektryków, Polacy wciąż podchodzą do nich z rezerwą. Kluczowe obawy dotyczą degradacji baterii, kosztów jej ewentualnej wymiany oraz dostępności infrastruktury ładowania. Problemem jest też niepewność co do wartości odsprzedaży – elektryki nadal są czymś nowym i nie wiadomo, jak ich ceny będą kształtować się za kilka lat.

Co ciekawe, sytuacja ta nie jest unikalna dla Polski. Nawet w Norwegii – liderze elektromobilności – auta elektryczne stanowią jedynie 19% rynku wtórnego, mimo że w sprzedaży nowych dominują z wynikiem ponad 90%. To wyraźny sygnał, że przekonanie klientów do zakupu używanego elektryka wymaga czegoś więcej niż tylko samych dopłat.

Polski rynek wtórny elektryków dopiero raczkuje, ale widać już pewne trendy. Problemem pozostaje jednak infrastruktura oraz brak wsparcia dla kupujących auta używane. Dopóki te kwestie nie zostaną rozwiązane, wielu Polaków pozostanie wiernych silnikom spalinowym – przynajmniej na rynku wtórnym.