Przez wiele lat Polska mogła tylko marzyć o tym, aby być na poziomie gospodarczym Czech. Ziemie czeskie były od wielu stuleci bogatsze i bardziej rozwinięte od ziem polskich. Jeszcze w czasach austro-węgierskich przemysł był skupiony właśnie w Czechach i w Austrii, które były równocześnie najbogatszymi częściami monarchii. Jednak od jakiegoś czasu obserwujemy trend niewidziany jeszcze w najnowszej historii. Polska gospodarka zbliża się wielkimi krokami do poziomu ekonomicznego Czech.
„Czechy to chory człowiek Europy” – taki nagłówek w niemieckim dzienniku Die Welt wywołał burzę nad Wełtawą
Niemiecki dziennik bardzo celnie wypunktował wszystkie bolączki dzisiejszej gospodarki Czech. Do najważniejszych z nich należy przede wszystkim poziom gospodarczy kraju po pandemii COVID-19. Czesi próbowali ratować swój wizerunek wymownym stwierdzeniem – „być może jesteśmy chorym człowiekiem Europy, ale zaraziliśmy się od was”. Republika Czeska to kraj, który jako jedyny w Unii Europejskiej nie podniósł się po gospodarczym szoku pandemicznym. Znaczącym przykładem tego, że z czeską ekonomią nie dzieje się najlepiej, jest budowa fabryki Volkswagena, która w końcu nie doszła do skutku. Fiasko tego projektu było bardzo duże także dlatego, że stanowił on niezwykle ważny element współpracy gospodarczej z głównym partnerem handlowym Czech – Republiką Federalną Niemiec.
Wzrost gospodarczy Czech w porównaniu z krajami takimi jak Rumunia, Słowacja czy nawet Węgry wypada w tej chwili słabo. Kraje te już dawno zdążyły nadrobić popandemiczne braki, czego czeska ekonomia nie jest w stanie zrobić. To jednak nie koniec szpil, jakie zostały wbite Czechom przez redaktorów Die Welt. Obnażyli oni także przestarzały model czeskiej gospodarki, który od paru dekad nie uległ znaczącym zmianom. Im bardziej zagłębiamy się w treść artykułu, tym robi się ciekawej. Eksperci Die Welt pokusili się nawet o stwierdzenie, że jeżeli gospodarka czeska nie ulegnie koniecznym przeobrażeniom, zostanie wyprzedzona przez gospodarkę Polski.
Problemy Czeskiej gospodarki są coraz wyraźniej widoczne i mogą w dłuższej perspektywie zaważyć także na politycznym kursie kraju
Sektor motoryzacyjny to branża, której kondycja ma bardzo duży wpływ na stan czeskiej gospodarki. Jednak od czasów pandemii dane płynące znad Wełtawy nie napawają optymizmem. To właśnie wtedy spadł popyt na nowe samochody, co miało bezpośredni związek z problemami z dostępnością mikroprocesorów. Sytuacji w Czechach nie pomagają także strukturalne problemy Grupy Volkswagen, do którego od wielu lat należy czeska marka Škoda Auto.
Nie mniej palącym problemem dla czeskiej ekonomii są bardzo wysokie ceny energii. Czechy od dawna były krajem wysoko uprzemysłowiony – jak wspominałem, tradycje przemysłowe tych ziem sięgają czasów austro-węgierskich. Dlatego ceny energii dotykają wielu czeskich firm, które w coraz gorzej radzą sobie w takiej sytuacji. Z danych opublikowanych w ubiegłym roku przez portal Seznam Zprávy wynika, że cena energii dla czeskich gospodarstw domowych w 2022 roku wynosiła 30 eurocentów za kWh. Nie lepiej wygląda sytuacja na rynku gazu. Po uwzględnieniu siły nabywczej Czesi płacili najwięcej za błękitne paliwo spośród wszystkich krajów UE. W 2022 roku cena za gaz wzrosła z 2.4 koron za kWh do 4.45 koron za kWh. Należy także wspomnieć, że drastyczny wzrost cen energii był jedną z głównych przyczyn inflacji w Republice Czeskiej.
Na całym zamieszaniu gospodarczym zyskuje były premier i miliarder Andrej Babiš i jego formacja ANO. Babiš jest przez wielu politologów określany jako populista, pomimo tego, że ma bardzo duże poparcie wśród Czechów. Były premier jest właścicielem gigantycznego koncernu Agrofert, który przynosi miliardowe zyski i jest właściwie konglomeratem, w którego skład wchodzi aż 250 spółek.
Eksperci zza południowej granicy coraz częściej informują o problemach Republiki Czeskiej
Nazbyt daleko posunięta zależność czeskiej gospodarki od Niemiec, to kolejny problem, z którym muszą się mierzyć nasi południowi sąsiedzi. Pomimo tego, że Polska również ma ten sam kłopot, w przypadku Czech rzutuje on dużo bardziej na stan ekonomiczny państwa. O tym mówił Lukáš Kovanda, główny ekonomista Trinity Bank w niedawnym wywiadzie dla Obserwatora Gospodarczego.
Z ekonomicznego punktu widzenia Czechy stanowią nawet, w pewnym sensie, 17. Bundesland. Nie łatwo to zmienić w krótkim czasie. Prawdziwym problemem jest jednak to, że Czechy wciąż nie podejmują znaczących kroków w celu wyraźnego zmniejszenia swojej zależności od Niemiec.
W dalszej części wywiadu Lukáš Kovanda zaznaczał także bardzo wyraźnie, że Czechy cierpią na syndrom „gospodarki montażowej”, co oznacza, że kraj zmaga się z deficytem przedsiębiorstw, które przynosiłyby dużą wartość dodaną gospodarce. Ekonomista zaznaczał także, że czeskie firmy mają bardzo niską skłonność do inwestowania, co hamuje rozwój i wprowadza niepewność w całej czeskiej gospodarce.
Ekspert Trinity Bank pochlebnie wypowiadał się jednak o wpływie czeskiej korony na gospodarkę. Przywoływał także sondaże, z których wynika, że tylko 8 proc. obywateli chce zastąpienia korony przez euro. Obywatele boją się przede wszystkim, że euro nie poprawiłoby ich sytuacji finansowej, a co gorsza mogłoby ją jeszcze pogorszyć. Czescy politycy również widzą tego typu nastroje w społeczeństwie i nie palą się do wprowadzenia europejskiej waluty. Duża część polityków określa wręcz perspektywę wejścia Czech do strefy euro jako polityczne samobójstwo.
Według Czechów Polacy to Chińczycy Europy i nie chodzi bynajmniej o ustrój państwa
Czeski biznes co jakiś czas spogląda w stronę Polski z coraz większym niepokojem pomieszanym z podziwem. Niektórzy przedstawiciele czeskich firm formułują nawet porównania Polski z Chinami. Co mają jednak na myśli? Takie słowa padły na konferencji gospodarczej, zorganizowanej przez czeski serwis Seznam Zprávy, relacjonowanej w Polsce przez portal Wyborcza.pl. O Polsce w takich słowach wypowiedział się prezes Grupy Kofola Daniel Buryš. Nazwał on polskich biznesmenów drapieżnikami i Chińczykami europy, co miało być oczywiście bardzo specyficznym komplementem. Czescy biznesmeni wskazywali także na niższą inflację, szybszą budowę infrastruktury (w tym tej drogowej), a także ogólną odporność Polski na kryzysy i szoki gospodarcze. Podkreślali także brak konkurencyjności Czech w starciu z potencjałem Polski lub Rumunii jeżeli chodzi o przyciąganie inwestycji zagranicznych.
Do końca dekady Polska wyprzedzi gospodarczo Czechy. Ale to nie wszystko, bo może także przegonić Hiszpanię czy Japonię
Dane, z których wynika, że Polska może wyprzedzić gospodarczo Republikę Czeską, zostały opublikowane niedawno na łamach Obserwatora Gospodarczego. Wynika z nich niezbicie, że Polska może wyprzedzić gospodarczo Czechy w okolicach roku 2027. Ale to nie wszystko, ponieważ proroctwo Lecha Wałęsy, który wieszczył swego czasu, że Polska będzie drugą Japonią, spełni się w roku 2029. Są to prognozy niewątpliwie bardzo ciekawe szczególnie z uwagi na fakt, że Polska zawsze była krajem odstającym gospodarczo nie tylko od Niemiec, ale także od Czech. Wizja wyprzedzenia południowego sąsiada, który nawet w latach PRL-u były krajem dużo bogatszym, staje się więc coraz bardziej realna.
Artykuł stanowi część cyklu „Wolność Gospodarcza„, prowadzonego na łamach Bezprawnika w ramach projektu komercyjnego realizowanego z Fundacją Wolności Gospodarczej. To założona w 2021 roku fundacja, której filarami jest liberalizm gospodarczy, nowoczesna edukacja, członkostwo Polski w Unii Europejskiej i państwo prawa. Więcej o działalności i bieżących wydarzeniach możecie przeczytać na łamach tej strony internetowej.