Pracownicy Biedronki chcą podwyżek. Takie postulaty wysuwają trzy związki zawodowe skupiające pracowników Jeronimo Martins Polska, którzy wysłali do władz przedsiębiorstwa pismo zawierające pewne prośby. Wcale się im nie dziwię – szczególnie w dobie wciąż silnego koronasceptyzmu.
Pracownicy Biedronki chcą podwyżek
Pracownicy Biedronki chcą podwyżek z uwagi na zagrożenie zdrowia i życia podczas pracy. Jak opisują „Wiadomości Handlowe”, trzy związki zawodowe wspólnie skierowały pismo do władz Jeronimo Martins Polska. Zawarły w nim postulaty, by każdy pracownik otrzymał dodatek do pensji w wysokości 1500 zł na czas trwania pandemii.
Rzeczone związki zawodowe to
- Organizacja Zakładowa nr 922 NSZZ „Solidarność” w Jeronimo Martins Polska S.A.
- Komisja Międzyzakładowa WZZ „Sierpień 80” w Bydgoszczy
- Komisja Zakładowa „Solidarność 80” w Jeronimo Martins Polska S.A
Treść wspolnego pisma, jak podaje źródłowy serwis, stanowi m.in.
W imieniu wyżej wymienionych Zakładowych Organizacji Związkowych działających na terenie JMP S.A. wnosimy do Pracodawcy o rozważenie wprowadzenia dodatku do pensji w kwocie 1500 PLN brutto na każdy etat, na okres trwania pandemii, dla pracowników świadczących pracę w obecnym, trudnym czasie epidemii, narażając swoje zdrowie i życie podczas wypełniania obowiązków pracowniczych
Oczywiście nie jest to pomysł związków zawodowych jako takich, a pracowników.
I wcale się tym postulatom nie dziwię
W piśmie zawierającym postulaty dot. podwyżek organizacje pracownicze podkreślają też, że
Działalność, którą realizuje JMP S.A. gwarantując zaspokojenie potrzeb ludności w sposób ciągły i nieprzerwany ze względu na charakter prowadzonej działalności biznesowej i handlowej powoduje, że ryzyko transmisji Covid-19 wśród pracowników niezaprzeczalnie rośnie i zasadnym jest podjęcie próby zrekompensowania tego narażenia dodatkowym wynagrodzeniem np. w postaci dodatku do wynagrodzenia
Trudno się nie zgodzić z argumentacją organizacji pracowniczych związanych z Biedronką. Sieć sklepów z owadem w logo wyróżnia się na tle konkurencji. Niemalże od początku pandemii wydłużono godziny otwarcia sklepów, reagując na zwiększone zagrożenie epidemiczne w sposób, który z jednej strony skutkuje większą dostępnością dla klientów, z drugiej zaś oznacza wyższy poziom narażenia zdrowia i życia pracowników.
Nie jest to sytuacja, którą pracownicy innych sektorów chcieli by mieć na co dzień.
Szczególnie w dobie koronasceptyzmu
Antycovidowcy uspokoili się nieco, nierzadko zaczynając wierzyć w pandemię. Niestety, ale dopiero znaczna liczba zakażeń, skutkująca zachorowaniami (jeżeli nie u siebie lub u najbliższej rodziny, to chociaż w szeroko pojętym otoczeniu) spowodowała, że społeczeństwo sobie o wirusie przypomniało.
Nie oznacza to jednak, że powszechna niechęć do maseczek, nonszalancja, a nawet agresja – wymierzona w pracowników sektora handlu całkowicie zniknęła. Nie dziwię się zatem pracownikom Biedronek, że chcą chociaż finansowej kompensacji za pracę nie dość, że w warunkach zagrażających życiu i zdrowiu, to także w ogólnym stresie i – pewnie nierzadko – strachu przed agresją ze strony zbulwersowanych klientów.
Źródłowy serwis zwrócił się do właściciela Biedronki z prośbą o komentarz. Na razie jednak biuro prasowe nie odniosło się jednak do postulatów związków zawodowych.
Źródło zdjęcia: materiały prasowe/biedronka.pl